Pomyślność śląskiej Pizy
Mary Shelley – ostrzegała przed zabawą w Boga
Frankenstein został założony w drugiej połowie XIII wieku pod panowaniem księcia wrocławskiego Henryka Prawego, syna Henryka Białego i wnuka Henryka Pobożnego. Miasto ulokowano na trasie głównego szlaku handlowego między Śląskiem a Czechami, gród od razu więc miał duże znaczenie. Już w latach 90. XIII wieku Frankenstein uzyskał pierwsze przywileje książęce, m.in. prawo składowania soli i ołowiu. Na początku XIV wieku wzniesiono kamienne mury obronne, murowany ratusz wraz z sukiennicami, a także zbudowano warowny zamek.
– Zamek początkowo był położony za miastem, a dopiero w 1583 roku połączono go z fortyfikacjami miejskimi – mówił Paweł Sosnowski, student historii sztuki, w audycji Milli Szczęsnej w 1975 roku. – Mury miejskie istniał jeszcze w 1840 roku, przebite czterema bramami. W tej chwili już murów miejskich nie ma. W połowie dziewiętnastego wieku fosa wokół zamku została zasypana, wały zostały zniwelowane, tak że w tej chwili możemy podziwiać tylko przepiękną malowniczą ruinę. Naokoło rosną piękne drzewa i ten piaskowiec w połączeniu z zielenią góruje nad Ząbkowicami – dodał.
06:47 polski upiór z frankensteinu___pr iii 54610_tr_0-0_101677129e5e766c[00].mp3 Paweł Sosnowski opowiada Milli Szczęsnej o historii zamku w Ząbkowicach Śląskich (PR, 9.06.1975)
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych zabytków Ząbkowic Śląskich jest 34-metrowa Krzywa Wieża, dzięki której miasto zyskało przydomek "śląska Piza". Jej obecne odchylenie od pionu wynosi ponad 2 metry. "Wędrówka" ta zaczęła się 24 sierpnia 1598 roku, gdy wieża przechyliła się o półtora metra prawdopodobnie wskutek trzęsienia ziemi w nieodległym Bardzie.
Przedwojenne pocztówki z fotografiami ruin zamku Frankenstein oraz Krzywej Wieży. Fot. Polona/domena publiczna
Jak zarażają grabarze
Jednym z najbardziej sensacyjnych zdarzeń w dziejach Frankensteinu była obrosła legendą sprawa sądowa z 1606 roku, którą wytoczono grupie tamtejszych grabarzy w czasie panującej w mieście zarazy. Oskarżeni mieli wykopywać zwłoki, a następnie suszyć je i mielić na drobny proszek, który później rozsypywali na progach domów lub nacierali nim klamki i kołatki, czego skutkiem była właśnie epidemia.
Nie tylko "Dżuma" Camusa. Co czytać w czasach zarazy?
W czasach sprzed odkrycia zarazków tego typu pomówienia nie należały do rzadkości, ale by być pewnym, że wyrok będzie odpowiednio surowy, dołożono grabarzom zarzuty okradania zwłok, włamań i kradzieży w kościołach, bezczeszczenia zwłok kobiet w ciąży oraz pożerania martwych płodów. Jakby tego było mało, oskarżono ich o czary. Grabarze przyznali się do wszystkiego dzięki starej metodzie wydobywania zeznań, jaką są tortury. Wskazali także wspólników. W wyniku tego "śledztwa" aresztowano, osądzono i stracono kilkanaście osób. Taką przynajmniej wersję najczęściej się powtarza.
Tzw. afera grabarzy z Frankenstein była szeroko opisywana w ówczesnej prasie. Zajmujący się dziejami Ząbkowic historyk Kamil Pawłowski na podstawie archiwalnych dokumentów doszedł jednak do wniosku, że prawdziwą przyczyną aresztowania pracowników cmentarnych było pierwotnie pijaństwo, choć potem faktycznie sprawa zaczęła przeradzać się w polowanie na czarownice. Nie był to zresztą jedyny proces grabarzy w tamtym czasie na Śląsku. Tę grupę zawodową chętnie obarczano winą za zarazy, w końcu jako ludzie pracujący głównie z martwymi ciałami byli dla społeczeństwa zawsze trochę podejrzani.
Rysunek z 1842 roku przedstawiający panoramę Frankenstainu. Fot. Polona/domena publiczna
Ilu Frankensteinów trzeba, by stworzyć legendę?
Niemal każdy na dźwięk słowa "Frankenstein" wyobraża sobie wysokiego potwora o niemądrym wyrazie twarzy i dość niezdarnych ruchach, którego wielka siła fizyczna idzie w parze z brakiem współczucia i litości. Ta popularna wizja jest wynikiem kinematograficznego sukcesu Borisa Karloffa i filmu, w którym zagrał, czyli "Frankensteina" z 1931 roku. Obraz ten jest też być może odpowiedzialny za to, że w powszechnym odbiorze "Frankenstein" to imię rzeczonego potwora, wbrew temu, co oglądamy na ekranie, a przede wszystkim na przekór literackiemu pierwowzorowi, który w 1818 roku wyszedł spod pióra pisarki Mary Shelley. To ona stworzyła postać naukowca Frankensteina, który podczas zabawy w boga doprowadza do ożywienia monstrualnego ciała złożonego z fragmentów zwłok.
1816. Rok, w którym nie było lata
To nie koniec nieporozumień. Władze Ząbkowic Śląskich chętnie opierają promocję miasta na brzmieniu dawnej nazwy, opierając się na obiegowej teorii, że autorka "Frankensteina", tworząc szkic powieści podczas słynnego "roku bez lata", czerpała inspirację z prasowych doniesień o wspomnianej wcześniej aferze grabarzy. W końcu doktor Frankenstein też chodził na cmentarz, by zdobywać tam "części" do potwora.
Istnieje jednak konkurencyjna teoria, zgodnie z którą Mary Shelley natchniona została pod wpływem zupełnie innego Frankensteinu. Tę nazwę nosi bowiem zamek nad Renem, gdzie artystka i jej ukochany poeta Percy Shelley spędzali miło czas w 1814 roku, pływając łodzią i poznając lokalne legendy. Wedle jednej z nich niejaki Dippel z Frankensteinu wykopywał zwłoki, by ożywiać je mieszanką z krwi i kości. Według Mirandy Seymour, biografki Shelley, to właśnie ta opowieść zainspirowała autorkę powieści.
Zamek Frankenstein nad Renem na fotografii z 1908 roku oraz na rysunku Karla Philippa Fohra z 1813 roku. Fot. domena publiczna
Ustalenia badaczy nie sprawią jednak, że Ząbkowice tak łatwo dadzą sobie odebrać "swojego" Frankensteina. To przecież tutaj już od 1996 roku w związku z dawną nazwą miasta Urząd Miejski i Ząbkowicki Ośrodek Kultury organizuje doroczny festiwal Weekend z Frankensteinem. Co więcej, to tu Joanna Bator wysyła bohaterkę powieści "Rok królika", dzięki czemu, jak twierdzi, Mary Shelley staje się jej "mroczną bliźniaczką". – "Frankenstein" jest dla mnie tutaj książką siostrzaną. Dla wnikliwego czytelnika pojawia się wiele tropów łączących te dwie opowieści – mówiła pisarka w rozmowie z Katarzyną Nowak.
02:19 Bator o Frankenstein.mp3 O znaczeniu Ząbkowic Śląskich jako miejsca akcji "Roku królika" Joanna Bator opowiada w audycji "Spotkanie autorskie" (PR, 14.01.2017)
Kanibal z sąsiedztwa
Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz
O ile dzieje obu Frankensteinów wraz z ich potwornościami oraz powieść Mary Shelley ze względu na dystans czasowy lub bezpieczeństwo fikcji literackiej są już oswojone w popkulturze i mogą być bez przeszkód eksponowane w przestrzeni publicznej, o tyle opis pewnego przedwojennego wydarzenia w pobliskich Ziębicach (wówczas Münsterberg) nie nadaje się na lekturę podczas jedzenia.
Münsterberg był od wieków związany z Frankensteinem. Oba miasta w XV wieku przeszły na własność Jerzego z Podiebradów, który niebawem został królem Czech. Przez kolejne stulecia raz Frankenstein należał do gminy Münsterberg, raz Münsterberg do gminy Frankenstein, raz były to dwie osobne gminy. Przed wojną ich związek podkreślało m.in. istnienie wspólnego dziennika "Frankenstein-Münsterberger Zeitung".
Grafiki przedstawiające panoramy Münsterbergu i Frankensteinu. Fot. Polona/domena publiczna
To właśnie w tej gazecie 25 grudnia 1924 roku ukazał się artykuł, który zaszokował mieszkańców Münsterbergu. Dziennik donosił o aresztowaniu prawdziwego potwora w ludzkiej skórze. Był nim kupiec Karl Denke, który okazał się seryjnym mordercą i kanibalem. Przez lata mógł zabić nawet czterdzieści osób. Jego ofiarami padali ludzie z marginesu - żebracy, bezdomni, włóczędzy i prostytutki. Denke wabił ich do swego domu, obiecując pomoc, po czym zabijał. I tu dopiero zaczynał się prawdziwy horror.
Policja, która udała się do domu Denkego celem zabezpieczenia mienia, dokonała makabrycznego odkrycia. Znaleziono tam paski, szelki i sznurowadła z ludzkiej skóry, ludzkie kości przygotowane do obróbki, 420 zębów i aparat do produkcji mydła. W szafie znajdowało się mnóstwo ubrań, częściowo zakrwawionych, a w słojach - zapeklowane mięso, które po analizie okazało się pochodzić od trzech różnych ludzi. Podobno policjanci biorący udział w rewizji kilka razy wybiegali z domu, by wymiotować.
Opinia publiczna zareagowała równie chorobliwie. Denke znany był na wrocławskich targowiskach jako handlarz tanią wieprzowiną. Gdy jego zbrodnie wyszły na jaw, na znacznym obszarze Śląska zapanowała prawdziwa histeria, gdyż łatwo połączono ze sobą atrakcyjne ceny produktu ze znacznie mniej atrakcyjną prywatną działalnością kupca. Obroty sklepów mięsnych w regionie na pewien czas znacząco spadły.
O tym, czy rzeczywiście Denke mógł sprzedać komukolwiek ludzkie mięso udające szynkę, nic nie wiadomo. Podobnie nigdy nie udało się poznać motywów kierujących mordercą. Karl Denke w dniu aresztowania powiesił się w celi na chustce do nosa.
***
Pisząc artykuł, korzystałem z następujących źródeł:
- "Historia miasta", Portal informacyjny Gminy Ząbkowice Śląskie, dostęp 23.07.2021 (https://www.zabkowiceslaskie.pl/turysta/ciekawostki-i-atrakcje-zabkowic-slaskich/his,54.html)
- "Frankenstein: To wydarzyło się naprawdę? Joanna Lamparska odkrywa tajemnicę Dolnego Śląska", National-Geographic.pl, dostęp 23.07.2021 (https://www.national-geographic.pl/artykul/frankenstein-historia-prawdziwa?page=1)
- Lucyna Biały, "Z ciemnych kart historii Ziębic - masowy morderca i kanibal Karl Denke", "Litteraria", XXXII 2001
mc