Ocenia, że Polska jest niemal lustrzanym odbiciem Japonii, konserwatywnej demokracji w Azji, która też stoi w obliczu postrzeganego zagrożenia, w tym przypadku ze strony Chin, a oba państwa w podobny sposób odkrywają asertywność w kwestiach obronności.
Jak zaznacza Saxty, w porównaniu z demilitaryzującą się Europą Zachodnią, gdzie kraje takie jak Wielka Brytania mają problem z osiągnięciem celu 2 proc. PKB na obronność, Polacy wkrótce będą na to wydawać od 4 do 5 proc. PKB. Niebawem Polska będzie mogła pochwalić się największą w Europie, poza Rosją, armią będącą w gotowości bojowej i największą w Europie flotą śmigłowców wojskowych, a już teraz ma więcej czołgów i haubic niż Niemcy - dodaje publicysta.
Polska kupuje dużo
Wyjaśnia, że aby wzmocnić swój arsenał wojskowy, Polska kupuje broń z Korei Południowej, która prowadzi podobną politykę jak Japonia, oraz ze Stanów Zjednoczonych, które "są pod coraz większym wrażeniem tego, że Polska robi to, czego inni w Europie często odmawiali: bierze na siebie większy ciężar własnego bezpieczeństwa". Zauważa, że choć obecnie Polska polega na imporcie broni, to - biorąc pod uwagę, że staje się ona czołową potęgą przemysłową na kontynencie - w przyszłości może być w stanie produkować większość swojego sprzętu wojskowego również w kraju.
"Trudno się dziwić, że Polska w mniejszym stopniu zwraca się ku innym państwom członkowskim UE, a kraje Europy Zachodniej być może płacą cenę za ciągłe kłótnie z Polską (i Węgrami) w związku z kwestiami postrzeganymi jako dotyczące praworządności, które zdaniem Budapesztu i Warszawy mają więcej wspólnego z ich tradycjonalistycznymi przekonaniami i wartościami" - pisze Saxty.
"Warszawa nie ogląda się na Francuzów i Niemców"
Dodaje, że Polska zawstydza wszystkie pomysły stworzenia w przyszłości unijnej armii. "Warszawa nie ogląda się na Francuzów i Niemców, ale postanawia pójść własną drogą, budując swoją potęgę militarną jako filar bezpieczeństwa w swoim regionie Europy" - zauważa. Zwraca uwagę, że Warszawa nie chce też zbytnio polegać na Stanach Zjednoczonych, mając obiekcje co do ewentualnej drugiej kadencji Joe Bidena.
"Biorąc to razem, w miarę jak UE dzieli się na wschód i zachód wzdłuż linii kulturowych i politycznych, silniejsza Polska - której gospodarka również wykazała w ostatnich latach znakomity wzrost - może poczuć się ośmielona do samodzielnego działania, być może wraz ze swoim sojusznikiem Węgrami. Inne środkowo-wschodnie państwa UE, które obecnie obawiają się oderwania od brukselskiego parasola gospodarczego i bezpieczeństwa, mogą poczuć się pewniej, jeśli Polska będzie w stanie przewodzić nowemu sojuszowi gospodarczemu, bezpieczeństwa i politycznemu w regionie. Ponieważ aspiracje Ukrainy do przystąpienia do NATO wydają się być zagrożone, Warszawa może być w stanie przewodzić nowej europejskiej konfederacji na wschodzie UE, oferując alternatywę dla bloku, do którego należy, ale z którym nieustannie się ściera" - sugeruje Saxty.
Jak dodaje, choć bardziej asertywna Polska powinna być korzystna dla UE, w rzeczywistości - biorąc pod uwagę trwające spory między liberalną Europą Zachodnią a konserwatywnymi państwami Europy Środkowo-Wschodniej, jak Polska - Bruksela raczej nie odniesie z tego korzyści. Przekonuje, że Wielka Brytania powinna wyciągnąć wnioski ze zmieniającego się układu sił. "Polska szybko staje się ważnym graczem obronnym, gospodarczym i politycznym w Europie. Wraz z sojuszniczymi Węgrami, może mieć dobrą pozycję do utworzenia nowego klubu z pozostałości starej UE. Wielka Brytania powinna zwrócić uwagę na ten szybko zmieniający się krajobraz w Europie: na kontynencie pojawia się nowa potęga" - podsumowuje.
PAP/dad