Polskie Radio - Oficjalny Nadawca Radiowy Igrzysk Olimpijskich Tokio 2020 - przekaże 120 godzin transmisji, relacji i serwisów z Japonii. Dodatkowo portal PolskieRadio24.pl specjalnie na to wielkie święto sportu przygotował specjalny serwis.
Tokio 2020 - SERWIS SPECJALNY
Simone Biles, mimo jedynie 142 centymetrów wzrostu, w ostatnich latach pokazała, że jest wielka. Z 23 złotych medali, jakie zdobyła, 4 pochodzą z igrzysk w Rio. Kilka dni temu gimnastyczka dwukrotnie zszokowała jednak olimpijski świat. W eliminacjach wieloboju drużynowego kobiet zawodniczka zaliczyła nieudany występ i otrzymała najniższą w historii swoich startów na igrzyskach notę.
Niedługo potem wypłynęła informacja, że Biles nie pojawi się w finale, zarówno drużynowym, jak i indywidualnym. Dla Amerykanów jest to ogromny cios, ponieważ Amerykanka znajdowała się na piedestale medalowych nadziei po sukcesach w Rio.
Dziecięcy dramat i nowa pasja
Dzieciństwo Simone nie należało do szczęśliwych. Urodzona w Columbus dziewczynka musiała pierwsze lata swojego życia spędzić z uzależnioną od alkoholu i narkotyków matką, ponieważ ojciec zdecydował się porzucić czwórkę dzieci. Mimo częstych wizyt przedstawicieli opieki społecznej ostatecznie podjęto decyzję o odebraniu maluchów matce.
3-letnia Simone wraz z siostrą, Adrią, zostały adoptowane przez dziadków. Zawodniczka mówi o nich jednak „mama i tata”. Rola jej babci w kontekście motywacji wnuczki jest wielokrotnie podkreślana.
Biles zakochała się w gimnastyce podczas wycieczki do centrum treningowego. Dziewczynka zaczęła tam naśladować trenujące zawodniczki, co nie uszło uwadze trenera, który skontaktował się z jej opiekunami. Simone rozpoczęła rywalizację od poziomu 8 (w skali od 1 do 10) w 2007 roku, by niespełna 4 lata później znaleźć się w krajowej elicie. Rok później zaczęła zgarniać pierwsze większe trofea.
Czytaj także:
W 2013 roku w Antwerpii stała się pierwszą afroamerykańską atletką, która zdobyła złoto mistrzostw świata w wieloboju gimnastycznym. Reszta stała się już autostradą, wysypaną złotem. Nanning, Glasgow, Doha i Stuttgart przyniosły Biles 17 złotych krążków. Jednak to 2016 rok i igrzyska w Rio traktowane są jako najcenniejsze osiągnięcia, dzięki którym ozłociła Stany Zjednoczone, sięgając po największą nagrodę czterokrotnie.
Można powiedzieć, że Simone urodziła się po to, by zachwycać w powietrzu. Idealne warunki predysponują ją do osiągania rzeczy niemal niemożliwych. Jednak gdyby nie tytaniczna praca i wyrzeczenia, nie przeszłaby do historii światowego sportu. Jako 15-latka zdecydowała się zamienić szkołę na naukę w domu, by całkowicie móc oddać się treningom. W ten sposób mogła trenować nie 20, a 32 godziny tygodniowo.
Biles zdecydowała się na odrzucenie klasycznego modelu amerykańskiej nastolatki, marzącej o randkach, balach i imprezach. Liczył się tylko założony cel i jego osiągnięcie. I być może to właśnie brak dziecięcej radości wrócił w ostatnich dniach ze zdwojoną siłą.
Wyprzedzić epokę
Podczas krajowych mistrzostw USA w 2019 roku Simone Biles dokonała czegoś, co wydawało się wręcz niemożliwe. Jej triple-double (dwa backflipy i trzykrotne skręcanie w powietrzu) przeszło do historii jako pierwsza taka kombinacja w tej dyscyplinie. By w pełni dostrzec jej kunszt podczas występu, należy obejrzeć wideo w trybie slow-motion. Do tej pory już cztery ruchy gimnastyczne, których nie potrafi wykonać nikt inny, zostały nazwane imieniem 24-latki. Ten określono jako „Biles II”.
Czytaj również:
Zawodniczka wcale nie musiała pojawiać się na igrzyskach w Tokio. Po poczwórnym złocie w Rio uzyskała już status największej legendy w historii amerykańskiej gimnastyki. Po pierwsze, chciała jednak pomóc koleżankom z drużyny. Po drugie, już wiosną stwierdziła, że swój występ dedykuje ofiarom przemocy seksualnej. Jest to spowodowane kolejną dramatyczną historią z jej życia. Larry Nassar, lekarz amerykańskiej kadry gimnastycznej, skazany na 175 lat więzienia po tym, jak zgłosiło się aż 140 dziewcząt, które skrzywdził, był także katem Biles. W jednym z wywiadów 24-latka stwierdziła, że „była to najbliższa śmierci rzecz bez krzywdzenia mnie”.
- Ponieważ wciąż tu jestem i posiadam wielu obserwujących na platformach w mediach społecznościowych, muszą coś zrobić. Czuję więc, że wracając, gimnastyka nie była jedynym celem, po który miałam wrócić - powiedziała.
Odniosła się do maszyny, stojącej za USA Gymnastics, krajowym organem zarządzającym gimnastyką w USA, który posiada niechlubną historię przymykania oczu na zarzuty napaści na tle seksualnym i molestowania wobec trenerów i personelu. Simone Biles przyjechała więc na tegoroczne igrzyska, niosąc krzyż, wypełniony bólem i cierpieniem wielu ofiar, wiedząc, że ciąży na niej także ogromna presja. Jednak nie zamierzała się poddawać.
W poniedziałek potwierdzono, że Amerykanka wystąpi we wtorkowym finale ćwiczeń na równoważni. To będzie ostatnia w Tokio konkurencja w gimnastyce sportowej kobiet.
Miała rację
Już podczas treningów zawodniczka zaczęła odczuwać dziwne „skręty”, które określiła jako „najdziwniejsze uczucie”. 24-latka stwierdziła, że w pewnym momencie nie była w stanie odróżnić góry od dołu. W sytuacji, w której gimnastyczka nie była w stanie określić, jaką częścią ciała wyląduje na macie, nie było mowy o kolejnych startach.
Decydując się na wycofanie się z zarówno finałowej rywalizacji drużynowej, jak i indywidualnej, by skupić się na swoim zdrowiu psychicznym, Biles przypomniała wszystkim ofiarom przemocy seksualnej, że ich ciała oraz umysły zachowują pamięć o dramatycznych wydarzeniach. A w połączeniu z ogromną presją na osiąganie kolejnych sukcesów, tworzy się mieszanka, która zgasi olimpijski płomień w sercach największych sportowców na świecie.
Simone Biles nie zamierza jednak przestać walczyć. I to nie tylko o sportowe osiągnięcia, ale przede wszystkim – o sprawiedliwość i zrozumienie, którego często brakuje.
JK