Łukasz Lubański (portal PolskieRadio24.pl): W środę 13 grudnia przypada rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Wciąż warto przypominać o tamtych wydarzeniach?
Prof. Paweł Skibiński: Tak, przede wszystkim dlatego, że są one kluczowe dla zrozumienia procesu, który doprowadził do odzyskania przez Polskę niepodległości na przełomie lat 80. i 90. XX w. W założeniu władzy stan wojenny miał petryfikować ustrój komunistyczny, tymczasem był jednym z elementów, który przyczynił się w Polsce do jego końca. Użycie siły przeciwko własnemu społeczeństwu w takiej skali, jak miało to miejsce w stanie wojennym, przyspieszyło upadek wiarygodności społecznej ustroju komunistycznego - nie tylko w Polsce, ale i w całym bloku wschodnim.
Czy data 13 grudnia ma obecnie znaczenie dla ludzi młodych, którzy osobiście nie doświadczyli tamtych wydarzeń?
Trudno powiedzieć. Nasuwa się jednak pytanie, czy powinna mieć. Otóż wydaje się, że 13 grudnia powinien być symbolem niedopuszczalnego działania władz wbrew własnemu społeczeństwu; wbrew temu, co wypracowało ono podczas karnawału Solidarności, tworząc struktury społeczne, stanowiące z jednej strony podstawę do ożywienia życia Polaków - stłamszonych kilkoma dekadami komunizmu - z drugiej zaś podstawę ruchu, który ostatecznie doprowadził w Polsce do odzyskania suwerenności i upadku systemu totalitarnego.
Nie należy postrzegać 13 grudnia wyłącznie przez pryzmat osobistej tragedii represjonowanych. Tamte wydarzenia pokazują, w jaki sposób władza nie powinna być w Polsce sprawowana.
Jak dzisiaj należy opowiadać o tamtych wydarzeniach?
Po prostu tłumacząc, że stan wojenny to synonim braku suwerenności i odpowiedzialności za własne społeczeństwo ze strony władz komunistycznych.
Trzeba np. przypominać, że do śmierci dziesiątek ofiar stanu wojennego przyczyniła się dezorganizacja systemu opieki zdrowotnej - opartego w znacznej mierze na komunikacji telefonicznej, która została wyłączona. Podjęto ryzyko takich kosztów społecznych.
Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden kazus - na zniszczenie infrastruktury drogowej. Otóż gwałtowne pogorszenie stanu polskich dróg było spowodowane m.in. wyprowadzeniem na ulice miast ciężkiego sprzętu wojskowego. Ze skutkami tych działań borykamy się chyba do dziś.
Takie nieodpowiedzialne decyzje mają więc długotrwałe konsekwencje, choćby w najmniej spodziewanych obszarach.
Na które z nich warto jeszcze zwrócić uwagę?
Kolejną sprawą jest wypchnięcie z Polski przez stan wojenny ponad miliona emigrantów, w tym ludzi najbardziej aktywnych społecznie. Jeżeli obecnie spotykamy się z narzekaniem na jakość polskich elit, życia społecznego, to w znacznej mierze jest to spowodowane "upływem krwi", wynikającym z wprowadzenia stanu wojennego. Wymuszenie masowej emigracji było ogromną krzywdą dla polskiego społeczeństwa. Przecież ci ludzie mogliby pracować na rzecz kraju, naszego narodu - tutaj, w Polsce.
Gen. Jaruzelski do śmierci trzymał się wersji, że nie miał wyboru, albowiem stan wojenny uchronił Polskę przed sowiecką inwazją. W opinii wielu historyków takie tłumaczenie można jednak włożyć między bajki, a motywacją do podjęcia tej decyzji było ratowanie własnych, partykularnych interesów.
Nie była ona związana z postawą polityczną, tylko z bezwzględną chęcią zachowania władzy przez ówczesnych rządzących. Wynikała nie z poglądów politycznych, tylko z posuniętego do granic cynizmu w sposobie sprawowania władzy. Tak trzeba oceniać ekipę rządzącą w stanie wojennym. Choć wydaje się, że mimo ogromnego postępu badań nie doczekaliśmy się jeszcze pełnego podsumowania tych wydarzeń.
Odpowiedzialność za stan wojenny jest dziś relatywizowana? Często, mówiąc o sprawcach tamtych wydarzeń, wymienia się gen. Wojciecha Jaruzelskiego, jednocześnie zapominając o pozostałych przedstawicielach władzy czy aparatu represji.
Stan wojenny wprowadzono za przyzwoleniem całej elity władzy. Odnośnie komunistycznych struktur siłowych, proszę zwrócić uwagę, że o ile dla społeczeństwa lat 80. XX w. było jasne, że przynależność do nich jest wstydliwa, obciążająca, o tyle po 1989 r. bardzo to zrelatywizowano.
Esbecy, zomowcy, wojskowi zaangażowani w pacyfikację własnego społeczeństwa - oni właściwie nie ponieśli konsekwencji. To nie jest dobre dla polskiego społeczeństwa. Nie chodzi mi teraz o rozpętanie masowych rozliczeń, tylko o to, że musimy żyć ze świadomością, iż zaprzepaściliśmy szansę na sprawiedliwą ocenę tych wydarzeń…
Ludzie najbardziej odpowiedzialni, tacy jak Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak czy wyjątkowo cyniczny rzecznik rządu - Jerzy Urban - już nie żyją. Nie chciałbym szafować słowami, ale niewątpliwie powinni oni ponieść odpowiedzialność. Niestety, Polska niepodległa sobie z tym nie poradziła.
Jakie obrazy pan przywołuje, wracając pamięcią do tamtych wydarzeń?
Byłem wtedy kilkuletnim dzieckiem. Przede wszystkim bałem się, miałem poczucie traumy. Jest książka Jacka Dukaja "Wroniec", która opowiada o stanie wojennym z perspektywy wyobraźni dziecka. Obiema rękami podpisuję się pod tą literacką wizją tamtych wydarzeń.
Czytaj także:
Rozmawiał Łukasz Lubański
***
Prof. Paweł Skibiński (ur. 1973) jest historykiem, politologiem, wykładowcą akademickim, publicystą, zastępcą dyrektora ds. naukowych Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego, ekspertem Centrum Myśli Jana Pawła II. W latach 2010–2015 był dyrektorem Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. Był także kierownikiem działu badawczego Muzeum Historii Polski. Zajmuje się m.in. historią najnowszą Polski i Hiszpanii.