Carlos Marrodán Casas zadebiutował w 1973 roku przekładem "Szczeniaków" Maria Vargasa Llosy. W jednym z wywiadów wspominał, że prawo pierwszeństwa do przekładu tej powieści peruwiańskiego pisarza miała Zofia Chądzyńska. Jednak tłumaczka oddała książkę bez żalu, mówiąc, że właściwie nigdy nie była w Peru.
17:24 Carlos Marrodán Casas Poranek Dwójki 2025_03_11-08-33-23.mp3 Carlos Marrodán Casas - niezrównany tłumacz z hiszpańskiego. Rozmowa Katarzyny Hagmajer-Kwiatek (Poranek Dwójki)
- Przez parę sekund milczałem, bo nie bardzo wiedziałem, co mam odpowiedzieć pani Zofii. W odróżnieniu od niej ja w ogóle nie byłem w Ameryce Łacińskiej. Ona przynajmniej miała kilka lat pobytu w Argentynie. Ale mnie tam nawet nie ciągnęło, bo ja chyba nie mam natury podróżnika. Wolę, żeby to, co jest w literaturze, zostało w literaturze - wspominał tłumacz.
Czytaj też:
Zachować odrębność dykcji pisarza
Tłumaczył m.in. książki Gabriela Garcii Marqueza, Roberta Bolaño, Octavia Paza czy Javiera Mariasa. Jak zwróciła uwagę kapituła nagrody im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego "wykorzystując rozmaite rejestry polszczyzny, Carlos Marrodán Casas potrafił zachować odrębność dykcji każdego z wymienionych pisarzy".
- To dla tłumaczy największe zadanie. Każdy z nas, jak już trafi na pisarza, który ma swój własny akcent, swoją własną dykcję i przestrzeń językową, to jest największe wyzwanie, ale również największa satysfakcja, kiedy się temu sprosta. O wiele łatwiej tłumaczyło mi się Mario Vargasa Llosę niż Gabriela Garcię Marqueza. Każdy z tych pisarzy miał inne wyzwanie.
- To był jeszcze ten okres, kiedy każda książka Llosy niosła za sobą pewne wyzwanie formalne i to było fascynujące w tych jego pierwszych powieściach. Wydawało mi się, że to jest mój świat. A świat językowy Marqueza, choć fascynujący, traktowałem z dystansem. Po latach okazało się, że jednak lepiej czułem się w prozie Marqueza niż Llosy. Tak oceniam to po latach, bo przestałem w końcu tłumaczyć Llosę, a poświęcałem się bardziej tłumaczeniu Marqueza - wyjaśnił Carlos Marrodán Casas.
Barwny świat literackiego przekładu
Ukończył Uniwersytet Warszawski, gdzie sam wykładał, promując literaturę hiszpańską i wychowując całą formację tłumaczy. Wprowadza innych na tę ścieżkę zawodową, dokonując współtłumaczeń.
- Współtłumaczenie książek to fantastyczna rzecz, bo spotykają się dwie osobowości. Wydaje mi się, że kiedy łączą się osoby z różnymi wyobrażeniami językowymi, o różnych doświadczeniach i estetykach, to jest to fantastyczna przygoda.
Tradycja tłumaczeń w Polsce
Carlos Marrodán Casas urodził się we francuskiej Tuluzie, gdzie mieszkał wraz z rodzicami, wydalonymi z frankistowskiej Hiszpanii. Wkrótce potem rodzina przeniosła się na warszawską Pragę, dlatego język polski uważa za swój trzeci język. - Zawsze mam z tyłu głowy, że ta polszczyzna nie jest wyniesiona z domu czy ze szkoły. Ja do niej żmudnie dochodzę z każdym przekładem. Uczę się jej i może dlatego tak często żartuję, że przekład kosztuje mnie znacznie więcej niż moich polskich kolegów.
Jak podkreśla, choć nie miał jednego mistrza, który wprowadzałby go w świat przekładu, literatura polska "składa się z samych mistrzów przekładu". - Nie powiem, że jestem obyty w temacie, ale wydaje mi się, że jeżeli chodzi o różne literatury europejskie, to Polska miała niebywałe szczęście, bo przekładami zajmowali się najlepsi. I nie tylko najlepsi tłumacze, ale pisarze i poeci, zaczynając już od Kochanowskiego. Boy-Żeleński, patron nagrody, którą właśnie otrzymałem, ale i Julian Tuwim, Leopold Staff. To jest niebywała tradycja w polskiej literaturze. Mam nadzieję, że te nagrody, które tłumacze otrzymują, mówią o tej tradycji, pokazują, skąd jesteśmy, i że bycie tłumaczem w Polsce to zaszczyt - opowiadał Carlos Marrodán Casas.
***
Tytuł audycji: Poranek Dwójki
Prowadzenie: Katarzyna Hagmajer-Kwiatek
Gość: Carlos Marrodan Casas (tłumacz)
Data emisji: 11.03.2025
Godz. emisji: 8.30
am/dz/kor