Tymczasem pokoi wcale nie jest siedem tylko… w zasadzie Milach sam tego nie wie. – Każda z historii, uwiecznionych na fotografiach, czyli symbolicznych "pokoi" to przestrzeń, zorganizowana wokół jakiejś osoby, rodziny, grupy osób – opowiada fotograf. – W sumie mamy sześć takich "przestrzeni", ale osób jest dużo więcej.
Cały projekt jest bardzo prywatną, intymną wręcz opowieścią Rafała Milacha o Rosji.- Pokój jest dla mnie taką trochę przestrzenią zamkniętą dla obcych, przestrzenią, do której nie od razu zostajemy zaproszeni, nie można tam wejść "tak po prostu z ulicy" – tłumaczy artysta. – Umowny "siódmy pokój" można interpretować różnie, ale dla mnie to po prostu bohater, który targa się na własne życie z porodu rozpadu Związku Radzieckiego. Takich historii można zobaczyć na tej wystawie kilka, ale według mnie tworzą one jednego bohatera – człowieka, który "doświadczał" Związku Radzieckiego.
Na zdjęciach z tej wystawy nie zobaczymy ekstremów. Nie ma tu twarzy bogaczy, ale także nie ma obrazów nędzy. – To zwyczajni ludzie z przedmieść, którzy chodzą do pracy, uczą się. Nie krezusi i nie biedacy – opowiada Milach w Czwórce. – Jeden z bardziej kolorowych bohaterów pracuje jako transwestyta, ale powodem, dla którego znalazł się w tym projekcie jest fakt, że ma żonę i dziecko – to „zwyczajna” strona tego człowieka.
Więcej o projekcie fotograficznym Rafała Milacha dowiesz się, słuchając całej rozmowy z artystą. Wystawę można oglądać w stołecznej Zachęcie.
(kd)