Dla osób mieszkających w blokach, podczas wolnych od pracy dni, zmorą są m.in. hałasujący sąsiedzi. - Ludzie mają po prostu sprzeczne interesy. Jedni wolą wypoczywać w ciszy, a inni, zwłaszcza młodzi ludzie, podczas nieobecności rodziców chcą się bawić ze znajomymi i słuchać muzyki, albo grillować na balkonie - mówi Iwona Zygmunt-Kamińska, adwokat.
Okazuje się, że nie wszystko wolno nam robić, nawet we własnych domach. Te kwestie często regulują w Polsce odpowiednie ustawy. - Jesteśmy ograniczeni tym, że mieszkamy w terenie zabudowanym, wśród innych ludzi - tłumaczy Zygmunt-Kamińska. Jeśli zatem ktoś zaczyna nam przeszkadzać, prawo gwarantuje środki, by przywrócić porządek w okolicy. - Możemy wykorzystać różnego typu roszczenia, zarówno na gruncie prawa cywilnego, jak i z kodeksu wykroczeń. Zasady dobrosąsiedzkie wymagają jednak, by w pierwszej kolejności porozmawiać z sąsiadami i uświadomić im, że głośne zachowanie nas irytuje, albo że to, co robią jest dla nas uciążliwe.
Warto też lepiej poznać własnych sąsiadów. To nie tylko umili wzajemne relacje, ale także sprawi, że łatwiej będzie się "dogadać". - To ważne, od tego należy zacząć - przekonuje Agata Konarzewska, reprezentująca Q Róg Sąsiedzki. - W przeciwnym wypadku, jeśli będziemy siedzieć zamknięci we własnych mieszkaniach, o sąsiedzką wojnę nietrudno. Negatywne emocje rodzą negatywne emocje, a kiepska atmosfera sama będzie się napędzać.
Agata Konarzewska i Iwona Zygmunt-Kamińska wraz z krzysztofem Grzybowskim/Fot. W.Kusiński
Jednak, jak przyznaje Monika Niżniak, rzecznik warszawskiej Straży Miejskiej, wielu Polaków nawet w miejscach specjalnie do tego przeznaczonych, wypoczywa nie do końca tak, jak można byłoby sobie tego życzyć. - Stołeczne trawniki zostały "uwolnione" kilka lat temu i można po nich chodzić, siedzieć na kocyku, ale trzeba robić to tak, by nie niszczyć zieleni, ani nie przeszkadzać pozostałym użytkownikom - przyznaje strażniczka. Ale choć ludzi znają te prawdy, i tak robią swoje. - Niestety, przyczyną większości negatywnych zachowań jest alkohol. Mamy po nim "ułańską fantazję", a próba wyrwania z ziemi znaku drogowego przestaje być dla nas problemem.
Czytaj także: Rowerem na majówkę <<<
- Ten problem będzie istniał, dopóki nie dorośniemy do pilnowania samych siebie - podsumowuje st. insp. Ireneusz Calski ze stołecznej Straży Miejskiej.
By dowiedzieć się więcej o tym, co nam wolno, a czego nie, we własnym domu, zapraszamy do wysłuchania nagrań z audycji "4 do 4".
kd/asz