Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 05.10.2009

Prezydent powinien dziś podpisać traktat lizboński

Zejdźmy z tej krótkiej listy tych, którzy mają niezałatwioną sprawę traktatu lizbońskiego.

  • Wiesław Molak: W naszym studiu Wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński, Sojusz Lewicy Demokratycznej. Dzień dobry, witamy.

    Jerzy Szmajdziński: Kłaniam się, dzień dobry.

    Henryk Szrubarz: Panie marszałku, Mirosław Drzewiecki musi odejść?

    J.S.: Niech to zostanie decyzją premiera. Musi wyciągnąć wnioski z wielkiego problemu, jaki ma Platforma Obywatelska, bo nastąpiło bankructwo wizerunku partii moralnie czystej, partii mentora, partii, która wszystkich dookoła pouczała, jakie powinny być standardy, partii, która moralizowała, w każdej niemalże wypowiedzi była taka pewność siebie, że idę na przykład do prezydenta, to „będę go namawiał, będę go przekonywał, będę rozmawiał z innymi klubami, będę ich namawiał, przekonywał, bo ja jestem wielki, ja wszystko wiem, ja jestem najmądrzejszy, ja trzymam standardów, a oni wszyscy są niedoskonali”. No i okazało się, że Platforma jest też niedoskonałym ugrupowaniem z wszystkimi tego konsekwencjami.

    H.S.: Ale w tym przypadku jednak też słyszymy o tym, że są standardy zachowane, chociażby przypadek Zbigniew Chlebowskiego, on sam o tym mówił, a potem zostało to potwierdzone, że ze względu na dbałość o standardy zawieszamy Zbigniewa Chlebowskiego.

    J.S.: Wie pan, standardy nie polegają na tym, że się ludzi wyrzuca czy oni odchodzą, tylko standardy polegają na tym, że się działa wedle standardów. Bo jeśli standardem jest tylko standard wyjścia, odejścia, no to za mało, bo to oznacza, że są tacy, którzy się dali złapać, i cała reszta, która się złapać na czymś nie dała. Więc trzymajmy się tego, że nie o standardy odejścia chodzi.

    W.M.: My w ogóle nie mamy szczęścia do ministrów sportu.

    J.S.: No, tak wychodzi w ostatnich latach.

    W.M.: To jest taki bardzo dobry kawałek chleba, że tak powiem?

    J.S.: Nie, wie pan, no na pewno, jeśli to są ludzie aktywni, jeśli to są ludzie bardzo... wszędzie się pojawiający, pokazujący, narażeni są w oczywisty sposób na to, że w ramach kontaktów, które nawiązują, które mają, no, są kontakty różne, z pewnymi czasami negatywnymi konsekwencjami.

    H.S.: Jeśli chodzi o ministra Drzewieckiego, kuluarowo politycy Platformy mówią, że los jego jest przesądzony, że...

    J.S.: No, przesądzony, bo przesądzony sondażowo. Konferencja prasowa wypadła niewiarygodnie, więc wszystko wskazuje na to, że tak.

    H.S.: No ale gdyby prowadzić politykę kadrową tylko i wyłącznie na podstawie konferencji prasowych, to byśmy mieli bardzo dużo dymisji.

    J.S.: Ale tu właśnie taką formułę przyjęto, że są... że były zarzuty, że były podejrzenia i są podejrzenia i są zarzuty i chodziło o to, czy minister da sobie radę z wyjaśnieniem okoliczności związanych z wycofaniem się z dopłat, które są korzystne dla przedsiębiorców hazardowych, a niekorzystne dla Skarbu Państwa.

    H.S.: Prasa spekuluje, że być może dzisiaj sam minister poda się do dymisji, a być może jutro zostanie odwołany przez premiera. A gdyby tak się nie stało, Sojusz Lewicy Demokratycznej będzie podtrzymywał ten swój wniosek?

    J.S.: No...

    H.S.: W każdym razie deklarację.

    J.S.: No, deklaracja jest deklaracją. Żeby złożyć skuteczny wniosek o rozpatrzeniem wotum nieufności dla ministra, trzeba mieć 69 podpisów. Klub nasz na razie nie ma tylu członków, dopiero w następnej kadencji będzie miał ich znacznie więcej niż 69–ciu, więc dzisiaj pozostaje jakaś akcja polityczna.

    W.M.: Jest pan przekonany, że będzie miał więcej?

    J.S.: Zdecydowanie więcej. Ludzie lewicy, którzy uwierzyli Platformie Obywatelskiej, teraz, kiedy zobaczyli, jak wygląda kuchnia działania Platformy Obywatelskiej, z pewnością zagłosują...

    H.S.: Według ostatnich sondaży spadło Platformie poparcie, natomiast wzrosło Prawu i Sprawiedliwości. To nie jest tak, że jeżeli ktoś się sparzy na Platformie, to od razu odda głosy na Sojusz Lewicy Demokratycznej.

    J.S.: No i to jest właśnie dla nas zadanie, żeby przekonać, że warto wrócić do Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a to nie będzie oznaczało powrotu PiS-u do władzy.

    H.S.: W sprawie afery hazardowej jeszcze jedna ofiara ma być według spekulacji prasowych i polityków – chodzi o szefa CBA. Co pan na to?

    J.S.: Wie pan, szef CBA... Jest sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki. To dziwne, że tutaj zajmujemy się, tym, co podpisał minister sportu...

    H.S.: A powinniśmy?

    J.S.: ...a okazuje się, że w innym ministerstwie sekretarz stanu tylko podpisuje. I nie wiem, czy za wiedzą ministra, czy bez wiedzy ministra. No, jakby bez wiedzy ministra, to niedobrze by świadczyło o ministrze, wicepremierze Waldemarze Pawlaku.

    W.M.: A interesuje się pan tym, kiedy nastąpił przeciek i od kogo? Kiedy ostrzeżono biznesmenów?

    J.S.: Myślę, że tutaj premier popełnił błąd, bo kiedy 12–go otrzymał informację, nie wiem, i to jest do wyjaśnienia, to powinna Kancelaria Premiera też powiedzieć, jaki zakres był tej wiedzy i tej informacji, czy tylko ogólnie, że trzeba przypilnować ustawy o grach losowych, czy były tam konkrety. Jeśli były tam konkrety, to wydaje się, że pan premier powinien sam wystąpić natychmiast do prokuratury, żeby ona objęła te działania, które... ochronę działań, które również on podejmuje. Nie chcę powiedzieć, że kiedyś był premier, który postanowił poczekać na wyniki śledztwa dziennikarskiego po słynnej konfrontacji Michnika–Rywina, i to się źle skończyło, ale tutaj, jeśli informacja z 12 sierpnia była pełna, no to oczywiste, że jednym z miejsc, które może być podejrzewane o przeciek, jest Kancelaria Premiera.

    H.S.: Wspomniał pan wicepremiera i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka. On też powinien jakieś konsekwencje ponieść?

    J.S.: Trzeba wyjaśnić, czy pisma sekretarza stanu w tym ministerstwie, w których też stwierdzał bez odpowiednich wyliczeń, że nie należy... że trzeba wycofać się z dodatkowych dopłat. Czyli taka sama treść jak pismo pana ministra Drzewieckiego, czy to było za wiedzą ministra gospodarki, czy bez jego wiedzy. A jeśli bez jego wiedzy, to dlaczego?

    H.S.: Komisja śledcza?

    J.S.: No, komisja śledcza dla tej sprawy... To jest klasyczna sprawa – aktualnie rządzący mają problem, są podejrzenia dotyczące działania najwyższych urzędników tej ekipy.

    H.S.: No ale premier Donald Tusk deklaruje i pokazuje na bieżąco, że te deklaracje spełnia chęć jak najszybszego, najpełniejszego wyjaśnienia.

    J.S.: Ale jego minister sprawiedliwości i prokurator generalny mówi, że Zbigniew C. oraz Mirosław D. są niewinni, a...

    H.S.: No ale potem wyjaśnia i tłumaczy te słowa.

    J.S.: No, nikt już nie słyszy tych wyjaśnień i tłumaczeń. Pokazał minister sprawiedliwości swój stosunek do tej sprawy. W związku z tym to jest dodatkowy argument. Poza tym nikt, opinia publiczna nie uwierzy, nie będzie to wiarygodne, jeśli to będą tylko wyjaśnienia członków gabinetu.

    H.S.: Był pan na spotkaniu z prezydentem Lechem Kaczyńskim? Donald Tusk mówił po tym spotkaniu, że prezydent chciał aresztowań. Rzeczywiście tak było?

    J.S.: No, nie mogę mówić, co było na tajnym spotkaniu. Mogę tylko powiedzieć, że premier naprawdę bardzo nerwowo reagował i był bardzo zniecierpliwiony. Właściwie chciał wyjść, nim wszedł. I była atmosfera fatalna. I tłumaczenie, że musi iść, bo ma ważne zadania, nie wytrzymuje krytyki, kiedy się okazało, że pod płotem Belwederu spędził więcej czasu niż na spotkaniu u prezydenta.

    H.S.: Puściły nerwy, pana zdaniem?

    J.S.: Wyraźnie puściły nerwy. No, sprawa jest pierwszy raz taka, która dotyczy jego najbliższego otoczenia z bardzo niedobrymi dla premiera konsekwencjami, które mogą mieć miejsce.

    H.S.: No ale to znakomita pożywka dla opozycji, przyzna pan.

    J.S.: No wie pan, my się tylko możemy uczyć od Donalda Tuska i od Platformy Obywatelskiej. Kiedy miała okazję, żeby zaatakować nas, no to przecież z tego korzystała, a nie myślała w kategoriach „no, może tak nie wypada, może tak nie należy”, tylko korzystała z czegoś, co sami nazywali „zbójeckim prawem opozycji”, żeby dopaść...

    H.S.: Wy też korzystacie ze „zbójeckiego prawa opozycji” w takim razie?

    J.S.: Wie pan, nie wydaje mi się, żeby politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej, politycy Lewicy byli tutaj jakoś przesadnie agresywni, bo przesadnie agresywni nie jesteśmy. Natomiast nie można tej sprawy zostawić w stanie niewyjaśnionym, z wieloma wątpliwościami, czy obecna prokuratura pod takim politycznym nadzorem jest w stanie szybko i obiektywnie sprawę wyjaśnić. Jeśli się czeka ponad tydzień, nim się decyduje na powiedzenie: CBA, dajcie oryginały nośników tych operacyjnych materiałów, no to oznacza, że mamy do czynienia ze złym działaniem.

    W.M.: Panie marszałku, to polityczne środowisko Wrocławia i okolic to jakieś specyficzne środowisko?

    J.S.: Równie specyficzne, wie pan, jak łódzkie, gdańskie, warszawskie, taka sam specyfika. Są ludzie i ludziska...

    W.M.: To źle świadczy o świecie polityki w Polsce.

    J.S.: Nie tylko polityki. Przecież politycy...

    W.M.: Ale mówimy o politycznym środowisku.

    J.S.: Są różne śr... Wie pan, można taką łatkę dać również środowisku szczecińskiemu, białostockiemu i każdemu... katowickiemu, każdemu innemu... i krakowskiemu. Są ludzie i są ludzie słabsi, są standardy i miejsca, gdzie standardów nie ma.

    H.S.: Panie marszałku, czy Sojusz Lewicy Demokratycznej czeka na wyniki rozmów premiera z Włodzimierzem Cimoszewiczem?

    J.S.: Wie pan, dalsze kuszenie Włodzimierza Cimoszewicza przez premiera, jeśli ma jakąś naprawdę propozycję, która by wykorzystała potencjał Włodzimierza Cimoszewicza...

    H.S.: Stanowiska za granicą, ambasadora jakiegoś bardzo ważnego kraju.

    J.S.: No to niech przedstawi tę propozycję, ale zaczyna to naprawdę... Jak ktoś miał wątpliwości, czy tu tylko chodzi o wykorzystanie kwalifikacji i umiejętności Włodzimierza Cimoszewicza, czy chodzi o to, żeby na pewno nie kandydował w wyborach prezydenckich, to coraz więcej osób patrzy na tę sprawę jako chęć premiera, żeby nie mieć konkurenta w osobie Włodzimierza Cimoszewicza.

    H.S.: To tym bardziej Sojusz Lewicy Demokratycznej powinien zaproponować Włodzimierzowi Cimoszewiczowi kandydowanie...

    J.S.: Grzegorz Napieralski wiem, że też w tym tygodniu z Włodzimierzem Cimoszewiczem się spotka. Zobaczymy, jakie będą tego efekty. Na pewno jest to bardzo dobry kandydat.

    H.S.: Chciałby pan, żeby Włodzimierz Cimoszewicz kandydował z Sojuszu Lewicy Demokratycznej?

    J.S.: No, nie wiem, czy Włodzimierz Cimoszewicz jest gotowy do tego. Kandydował w roku 90, był kandydatem 4 lata temu. To są bardzo trudne doświadczenia i tu naprawdę tylko osobista decyzja może mieć miejsce. Tutaj jakiekolwiek namowy, zwłaszcza kiedy mamy do czynienia z taką indywidualnością jak Włodzimierz Cimoszewicz, nie mają większego sensu. Albo sam się do tego przekona, że warto, albo uzna, że nie.

    H.S.: Na razie jest kuszony. I będzie kuszony.

    J.S.: Kuszenie trwa.

    H.S.: Panie marszałku, już na zakończenie – traktat lizboński, Irlandczycy powiedzieli „tak”, to teraz czas na Polskę i Czechy.

    J.S.: No, mam nadzieję, że dzisiaj pan prezydent podpisze ten traktat. Jak sądzę, wystarczy o dziesiątej zawiadomić stacje telewizyjne i radiowe (na jedenastą na pewno się stawią w Pałacu Prezydenckim) poprosić wszystkich tych, którzy brali udział w negocjacjach nad tym traktatem i dokonać tego aktu i przestać być kuszonym, przestać być namawianym, bo to chyba męczące jest, jak sądzę.

    H.S.: Myśli pan, że to stanie się o jedenastej?

    J.S.: Według mnie tak powinno być. Powiedzmy, że o jedenastej już prezydent... Tu przede wszystkim chodzi o to, żeby dziennikarze wstali...

    H.S.: No, dziennikarze chyba wstają.

    J.S.: ...no, dziennikarze oprócz was nie lubią wstawać wcześnie, więc umówmy się, że o jedenastej wszyscy już są na posterunku gotowi do relacjonowania.

    H.S.: Za piętnaście minut będziemy pytać o to Władysława Stasiaka, ministra w Kancelarii Prezydenta.

    J.S.: Natomiast jeśli będzie odpowiedź, że to jeszcze kilka dni, że kalendarz napięty i coś takiego, no to jest zawracanie głowy. Informuję, że to jest zawracanie głowy i to jest skompromitowanie nie tylko swojego urzędu, nie tylko naszego urzędu, bo naszym urzędem jest urząd prezydenckim, ale również Polski. Niepotrzebne, zejdźmy z tej krótkiej listy tych, którzy mają niezałatwioną sprawę traktatu lizbońskiego.

    W.M.: Dziękujemy bardzo za rozmowę. Jerzy Szmajdziński, Sojusz Lewicy Demokratycznej, Wicemarszałek Sejmu, który też, jak państwo wiedzą, lubi rano wstawać.

    H.S.: Bardzo.

    W.M.: Dziękujemy za rozmowę.

    J.S.: Dziękuję bardzo. Razem z panami.

    (J.M.)