Bliski Wschód: dziedzictwo nadal zagrożone
Zabytki archeologiczne z obszaru Bliskiego Wschodu w obliczu przetaczających się przez ten obszar rewolucji, ciągle są narażone na kradzieże i zniszczenie. - Trudno oszacować straty po półrocznych niepokojach - mówi prof. Rafał Koliński z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Jak wyjaśnia prof. Koliński, szabrowanie dziedzictwa archeologicznego na Bliskim Wschodzie nie jest zjawiskiem nowym. Podobne miało miejsce podczas inwazji Amerykanów na Irak w 1991 roku. - Dla lokalnych społeczności silnym motywem działania jest możliwość szybkiego i łatwego zysku, co przy biedzie panującej w wielu krajach arabskich jest czynnikiem decydującym. Dodatkowo, z wyjątkiem Izraela, obecni mieszkańcy regionu nie uważają zabytków archeologicznych za własne dziedzictwo, tylko za wytwór obcych ludów, niewiernych - mówi prof. Koliński.
Arabowie pojawili się na terenach poza Półwyspem Arabskim dopiero po VII wieku, a większość zabytków pochodzi przecież sprzed naszej ery.
Obecnie na kradzieże narażone są muzea. Wiemy, że w Egipcie rozrabowano kilka magazynów i stanowisk archeologicznych. Nie oszczędzono również słynnego Muzeum Egipskiego. Okradanie muzeów archeologicznych jest jednak specyfiką nie tylko Egiptu, ale też Iraku, skąd w czasie zarówno operacji Pustynna Burza, jak i ostatniej w 2003 roku, zginęły tysiące zabytków.
Na całym Bliskim Wschodzie władze nakładają olbrzymie kary za kradzieże zabytków, trudno jednak je egzekwować. Przemyt zabytków ułatwiają nieszczelne granice ciągnące się przez tysiące kilometrów po pustyniach, pustkowiach i morzach. Zdaniem poznańskiego archeologa to drogą lądową przebiega główny szlak przemytników.
Niestabilna sytuacja społeczna i polityczna na obszarze niemal całego Bliskiego Wschodu może mieć dramatyczne skutki na dziedzictwa historycznego i archeologicznego. Podczas gdy w Egipcie i Iraku można oszacować w przybliżeniu straty, to nie posiadamy na temat tej materii żadnych informacji z Libii i Syrii.
Wojna finansowana zabytkami?
W Iraku nielegalne wykopaliska na szerszą skalę rozpoczęły się po operacji Pustynna Burza. Sugerowano również, że siły walczące w Iraku z USA finansowane były z nielegalnego przemytu zabytków. Kolejna fala to lata 2002-2003, tuż przed inwazją, kiedy władza Saddama Husajna słabła. Wreszcie ostatnia faza to lata 2003-2005, która okazała się najbardziej niszcząca - na stanowiskach archeologicznych złodzieje korzystali nawet z buldożerów.
Oszacowanie ile zabytków skradziono od 1991 do chwili obecnej jest niemal niemożliwe. Ilość idzie z pewnością w dziesiątki tysięcy. Prof. Koliński: - Co prawda sytuacja w Iraku powoli stabilizuje się, jednak brak środków finansowych, wykwalifikowanego personelu i wyposażenia lokalnych służb chroniących zabytki, powoduje, że są one bezradne w obliczu zorganizowanych band szabrujących stanowiska archeologiczne.
Część krajów uczestniczącą w operacji "Iracka Wolność" nie ratyfikowała Konwencji Haskiej, która zapewnia zabytkom ochronę w sytuacji konfliktów zbrojnych. USA podpisały ten dokument dopiero w 2009 roku!
Dyskusje wzbudziło na przykład ulokowanie dużego obozu wojskowego (Camp Alpha) na terenie Babilonu, jednego z najcenniejszych stanowisk archeologicznych Iraku. - Po niemal 10 latach od zakończenia operacji "Iracka Wolność" jasne jest, że żołnierze wojsk sprzymierzonych spowodowali szereg zniszczeń, ale są one zdecydowanie mniejsze niż na stanowiskach pozostawionych bez ich nadzoru - uważa prof. Koliński.
- W elitarnym gronie 123 państw, które ratyfikowały zapisy Konwencji znalazła się Polska. Dlatego wraz z żołnierzami działającymi w ramach kontyngentu w Iraku polecieli archeolodzy, którzy dbali o odpowiednie szkolenia i zabezpieczenie zabytków dziedzictwa historycznego – chwali nas prof. Koliński.
Po pierwsze: obostrzenia w handlu
Model działania zorganizowanych grup kradnących zabytki w krajach arabskich jest dość podobny: w obliczu braku lub ograniczenia zasięgu władzy centralnej następują kradzieże na stanowiskach archeologicznych, w muzeach i magazynach. Skradzione zabytki są potem skupowane i przemycane za granicę. Jak temu zapobiegać?
Prof. Koliński widzi kilka możliwych do zrealizowania postulatów. Przede wszystkim należałoby nałożyć ścisłe obostrzenia na rynku handlu sztuką starożytną i zabezpieczyć stanowiska archeologiczne.
Jednak największe zagrożenie powoduje duży popyt na rynku sztuki starożytnej. - Wielu kupców uważa, że inwestowanie w starożytne bliskowschodnie zabytki jest dobrą inwestycją w przyszłość. Pojedyncza tabliczka z napisami klinowymi warta jest dziś od 200 do kilku tysięcy dolarów. Unikatowe przedmioty natomiast osiągają ceny sięgające milionów dolarów - wylicza archeolog.
Mimo, że największe muzea i najsłynniejsze domy aukcyjne nie skupują zabytków o nie znanym pochodzeniu, to szereg drobnych antykwariuszy nie ma skrupułów. - Dla lobbystów reprezentujących handlarzy sztuką starożytną i samych handlarzy najważniejsza jest cena jaką osiągnie artefakt wystawiony na sprzedaż. Natomiast dla archeologów nie mniej ważne od zabytku jest jego miejsce odkrycia, jego kontekst. To on pozwala zobaczyć zabytek nie jako izolowany przedmiot, ale zrozumieć jego rolę w całej kulturze. To dlatego nielegalny handel rabowanymi zabytkami jest największym zagrożeniem dla dziedzictwa archeologicznego Bliskiego Wschodu - podsumowuje naukowiec.
Jak wyjaśnia prof. Koliński, szabrowanie dziedzictwa archeologicznego na Bliskim Wschodzie nie jest zjawiskiem nowym. Podobne miało miejsce podczas inwazji Amerykanów na Irak w 1991 roku. - Dla lokalnych społeczności silnym motywem działania jest możliwość szybkiego i łatwego zysku, co przy biedzie panującej w wielu krajach arabskich jest czynnikiem decydującym. Dodatkowo, z wyjątkiem Izraela, obecni mieszkańcy regionu nie uważają zabytków archeologicznych za własne dziedzictwo, tylko za wytwór obcych ludów, niewiernych - mówi prof. Koliński. Arabowie pojawili się na terenach poza Półwyspem Arabskim dopiero po VII wieku, a większość zabytków pochodzi przecież sprzed naszej ery.
Obecnie na kradzieże narażone są muzea. Wiemy, że w Egipcie rozrabowano kilka magazynów i stanowisk archeologicznych. Nie oszczędzono również słynnego Muzeum Egipskiego. Okradanie muzeów archeologicznych jest jednak specyfiką nie tylko Egiptu, ale też Iraku, skąd w czasie zarówno operacji Pustynna Burza, jak i ostatniej w 2003 roku, zginęły tysiące zabytków.
Na całym Bliskim Wschodzie władze nakładają olbrzymie kary za kradzieże zabytków, trudno jednak je egzekwować. Przemyt zabytków ułatwiają nieszczelne granice ciągnące się przez tysiące kilometrów po pustyniach, pustkowiach i morzach. Zdaniem poznańskiego archeologa to drogą lądową przebiega główny szlak przemytników.
Niestabilna sytuacja społeczna i polityczna na obszarze niemal całego Bliskiego Wschodu może mieć dramatyczne skutki na dziedzictwa historycznego i archeologicznego. Podczas gdy w Egipcie i Iraku można oszacować w przybliżeniu straty, to nie posiadamy na temat tej materii żadnych informacji z Libii i Syrii.
Wojna finansowana zabytkami?
W Iraku nielegalne wykopaliska na szerszą skalę rozpoczęły się po operacji Pustynna Burza. Sugerowano również, że siły walczące w Iraku z USA finansowane były z nielegalnego przemytu zabytków. Kolejna fala to lata 2002-2003, tuż przed inwazją, kiedy władza Saddama Husajna słabła. Wreszcie ostatnia faza to lata 2003-2005, która okazała się najbardziej niszcząca - na stanowiskach archeologicznych złodzieje korzystali nawet z buldożerów.
Oszacowanie ile zabytków skradziono od 1991 do chwili obecnej jest niemal niemożliwe. Ilość idzie z pewnością w dziesiątki tysięcy. Prof. Koliński: - Co prawda sytuacja w Iraku powoli stabilizuje się, jednak brak środków finansowych, wykwalifikowanego personelu i wyposażenia lokalnych służb chroniących zabytki, powoduje, że są one bezradne w obliczu zorganizowanych band szabrujących stanowiska archeologiczne.
Część krajów uczestniczącą w operacji "Iracka Wolność" nie ratyfikowała Konwencji Haskiej, która zapewnia zabytkom ochronę w sytuacji konfliktów zbrojnych. USA podpisały ten dokument dopiero w 2009 roku!
Dyskusje wzbudziło na przykład ulokowanie dużego obozu wojskowego (Camp Alpha) na terenie Babilonu, jednego z najcenniejszych stanowisk archeologicznych Iraku. - Po niemal 10 latach od zakończenia operacji "Iracka Wolność" jasne jest, że żołnierze wojsk sprzymierzonych spowodowali szereg zniszczeń, ale są one zdecydowanie mniejsze niż na stanowiskach pozostawionych bez ich nadzoru - uważa prof. Koliński.
- W elitarnym gronie 123 państw, które ratyfikowały zapisy Konwencji znalazła się Polska. Dlatego wraz z żołnierzami działającymi w ramach kontyngentu w Iraku polecieli archeolodzy, którzy dbali o odpowiednie szkolenia i zabezpieczenie zabytków dziedzictwa historycznego – chwali nas prof. Koliński.
Po pierwsze: obostrzenia w handlu
Model działania zorganizowanych grup kradnących zabytki w krajach arabskich jest dość podobny: w obliczu braku lub ograniczenia zasięgu władzy centralnej następują kradzieże na stanowiskach archeologicznych, w muzeach i magazynach. Skradzione zabytki są potem skupowane i przemycane za granicę. Jak temu zapobiegać?
Prof. Koliński widzi kilka możliwych do zrealizowania postulatów. Przede wszystkim należałoby nałożyć ścisłe obostrzenia na rynku handlu sztuką starożytną i zabezpieczyć stanowiska archeologiczne.
Jednak największe zagrożenie powoduje duży popyt na rynku sztuki starożytnej. - Wielu kupców uważa, że inwestowanie w starożytne bliskowschodnie zabytki jest dobrą inwestycją w przyszłość. Pojedyncza tabliczka z napisami klinowymi warta jest dziś od 200 do kilku tysięcy dolarów. Unikatowe przedmioty natomiast osiągają ceny sięgające milionów dolarów - wylicza archeolog.
Mimo, że największe muzea i najsłynniejsze domy aukcyjne nie skupują zabytków o nie znanym pochodzeniu, to szereg drobnych antykwariuszy nie ma skrupułów. - Dla lobbystów reprezentujących handlarzy sztuką starożytną i samych handlarzy najważniejsza jest cena jaką osiągnie artefakt wystawiony na sprzedaż. Natomiast dla archeologów nie mniej ważne od zabytku jest jego miejsce odkrycia, jego kontekst. To on pozwala zobaczyć zabytek nie jako izolowany przedmiot, ale zrozumieć jego rolę w całej kulturze. To dlatego nielegalny handel rabowanymi zabytkami jest największym zagrożeniem dla dziedzictwa archeologicznego Bliskiego Wschodu - podsumowuje naukowiec.
(ew/pap)