Historia

"Panny z Wilka". Intymne kino Andrzeja Wajdy

Ostatnia aktualizacja: 04.09.2024 05:40
45 lata temu, 4 września 1979 roku, odbyła się premiera filmu Andrzeja Wajdy na podstawie opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza pod tytułem "Panny z Wilka". To jeden z najwybitniejszych filmów reżysera.
Maja Komorowska, Andrzej Wajda i Daniel Olbrychski na planie filmu Panny z Wilka. 1978 rok.
Maja Komorowska, Andrzej Wajda i Daniel Olbrychski na planie filmu "Panny z Wilka". 1978 rok.Foto: PAP/CAF/Witold Rozmysłowicz

Proza Jarosława Iwaszkiewicza doczekała się co najmniej kilku adaptacji filmowych oraz sporej liczby spektakli teatru telewizji, nie licząc oczywiście licznych wystawień scenicznych. Do najważniejszych dla historii polskiego kina należą trzy obrazy: "Matka Joanna od Aniołów" (1960) Jerzego Kawalerowicza, "Brzezina" (1970) Andrzeja Wajdy oraz drugie filmowe podejście tego ostatniego reżysera do Iwaszkiewicza, czyli właśnie "Panny z Wilka".

Ucieczka od wielkich produkcji

Iwaszkiewicz był dla Wajdy szansą na kino kameralne, subtelne, oderwane od spraw wielkiej polityki. Zawsze wtedy kiedy, chciał choć na chwilę porzucić rolę głównego twórcy w kraju, który realizuje wielkie tematy, sięgał do prozy Skamandryty. Tak było z "Brzeziną", którą zrealizował zaraz po filmie "Krajobraz po bitwie" (1970), mierzącym się z tematem obozów koncentracyjnych, a przed adaptacją "Mistrza i Małgorzaty" Michaiła Bułhakowa i "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Tak było z "Pannami z Wilka", nakręconymi pomiędzy filmami "Bez znieczulenia" (1978) i "Dyrygent" (1979), w których reżyser odwoływał się do społecznie zaangażowanej konwencji kina moralnego niepokoju, i tak samo było z ostatnim podejściem Wajdy do Iwaszkiewicza – nieudanym tym razem "Tatarakiem" (2009), który reżyser zrealizował pomiędzy filmami "Katyń" (2007) i "Wałęsa. Człowiek z nadziei" (2013).

Poza wspomnianym "Tatarakiem" pozostałe wajdowskie adaptacje Iwaszkiewicza są dziełami wybitnymi, w których reżyser mógł pokazać cały swój poetycki talent, którego czasem nie było widać w tym stopniu w tych "ważnych" filmach twórcy.

Rzecz jasna, kameralne opowiadania Iwaszkiewicza tak naprawdę stanowiły materiał o wielkim potencjale i reżyser jak nikt inny potrafił ten potencjał wykorzystać. Sam Wajda twierdził w jednym z wywiadów, że proza ta idealnie nadaje się do filmu właśnie dlatego, że autor pisał ją z myślą o życiu, a nie filmie, jak niektórzy pisarze. Teksty tych ostatnich - zdaniem Wajdy - do kina nie nadają się wcale.

Męki twórcze

Mimo jednak, że wcześniejsza o 9 lat "Brzezina" udała się reżyserowi doskonale i tak praca nad opowieścią o Wiktorze Rubenie, który odwiedzając po 15 latach miejsce swoich pierwszych zauroczeń i erotycznych uniesień, próbuje rozliczyć się z przeszłością, była dla Wajdy bardzo trudna.

- Nie od razu zrozumiałem, jak bardzo inny musi być rytm całego filmu – mówił Andrzej Wajda w archiwalnej nagraniu użytym w audycji Anny Lisieckiej w Polskim Radiu w 2008 roku. - To jest tak pięknie napisane, że połączone z właściwymi aktorami musiało dać taki rezultat. Ale ja zmordowałem się przy tym filmie bardziej niż przy jakimkolwiek innym. Ta pajęczyna, która się rwie każdego dnia..., każda scena wydaje się albo zbyt wyrazista albo niedostatecznie jasna. To powoduje straszne stresy u aktorów, którzy nie wiedzą gdzie znaleźć granice pomiędzy tym co jest już zbyt dosłowne i nie nadaje się do tego filmu, a tym co jest zbyt niedopowiedziane i w związki z tym niejasne – mówił reżyser.


Posłuchaj
07:17 Panny z Wilka.mp3 "Jarosław Iwaszkiewicz - Panny z Wilka". Audycja Anny Lisieckiej z cyklu "Sobota z polską prozą". (PR, 4.10.2008)

Ojcowie sukcesu

Powodów sukcesu filmu, który doczekał się nawet nominacji do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny (przegrał z "Blaszanym bębenkiem" (1979) Volkera Schlondorffa), poza reżyserską intuicją reżysera było co najmniej kilka.

Pierwszy z nich to scenariusz, który napisał Zbigniew Kamiński. Udała mu się rzecz niezwykła. Dokonując zmian dramaturgicznych, wprowadzając nowe sceny i dopisując dialogi, nie utracił nic z bardzo subtelnej atmosfery opowiadania. Jednocześnie wprowadzone zmiany wydają się być słuszne i konieczne z punktu widzenia potrzeb dramaturgii filmowej.

Kolejnym atutem są pełne prześwietleń i nastroju zdjęcia Edwarda Kłosińskiego, które umiejętnie wydobywają poetyckość opowieści. Niemniej ważna była w tej sprawie też precyzyjna scenografia Alana Starskiego, który wspaniale zrekonstruował klimat dworku z lat 30.

Aktorski popis

Jednak znaczenie absolutnie nadrzędne mają w tym filmie aktorzy. Wajda tak dobrał wszystkich bohaterów dramatu, że trudno sobie wyobrazić lepsze urzeczywistnienie ich charakterystyk podanych w opowiadaniu. Kolejne siostry z dworku w Wilku, które są swoistym wachlarzem kobiecych emanacji, wykreowały aktorki o silnych i jednocześnie zupełnie różnych osobowościach. Julcię zagrała Anna Seniuk, Jolę Maja Komorowska, a Zosię Stanisława Celińska. Bardzo ciekawą rolę przenikliwej i wycofanej Kazi stworzyła z kolei rzadko pojawiająca się na ekranie Krystyna Zachwatowicz. Powiew młodości wniosła do filmu urocza francuska aktorka Christine Pascal, która wcieliła się w najmłodszą z sióstr – Tunię.

Jednak zupełną rewelacją jest rola Daniela Olbrychskiego, który zagrał głównego bohatera Wiktora Rubena. Jeden z największych polskich aktorów filmowych zagrał już wtedy swoje wielkie role w takich filmach jak "Brzezina" (1970), "Wesele" (1972), "Potop" (1974) czy "Ziemia obiecana" (1974). Znany był więc przede wszystkim z ról mężczyzn silnych, zdecydowanych, szorstkich czy zaciętych, a w "Pannach z Wilka" mógł zmierzyć się z postacią człowieka wypalonego, bezwolnego, któremu, jak sam mówi, "życie przecieka przez palce". Olbrychski musiał skorzystać z zupełnie innych, o wiele bardziej subtelnych środków wyrazu i swoje zadanie zrealizował najlepiej jak się tylko dało. Po filmie Wajdy, myśląc o Wiktorze Rubenie ciężko nie identyfikować go z Danielem Olbrychskim.

Ulubiona scena

Sam Andrzej Wajda był dumny ze swojego dzieła i w ten sposób opowiadał w audycji Polskiego Radia o jego zakończeniu.

- W tym filmie jest jedna moja ulubiona scena. Nie udało mi się nigdy zrobić takiej sceny w żadnym z moich filmów i chciałbym zobaczyć cały film tak zrobiony - mówił Wajda. - To jest scena kiedy na końcu Julcia i Jola siedzą za stołem i jedzą śniadanie. Naprzeciw nich siedzi Wiktor Ruben i widzi, że kobiecość jest totalnie oddzielona od męskości, że tylko porozumiewa się między sobą, że te dwie siostry właściwie są dla siebie nawzajem tematem. A on, jako zupełnie obcy człowiek nie należący do tej rodziny i nie należący do kobiecości, zawsze będzie gdzieś na boku. Wydaje mi się, że to jest najlepsza scena, jaką udało mi się w tym filmie wyreżyserować – dodawał reżyser.

Opowiadanie przez autora

Wydaje się, że podstawowym kluczem do sukcesu filmu była wierność autorowi. Wajda nie próbował na bazie opowiadania zrealizować zupełnie nowej, swojej własnej opowieści, tylko poszedł za Iwaszkiewiczem, którego opowiadanie "Panny z Wilka" uznaje się za pierwsze arcydzieło pisarza.

Wajda wysyła także sygnały, że film, być może, należy czytać bezpośrednio przez postać autora, który w opowiadaniu odwoływał się przecież, przynajmniej w części, do swoich młodzieńczych doświadczeń. W ostatniej scenie filmu Wajda zestawia nawet Rubena z samym Iwaszkiewiczem, który pojawia się w filmie we własnej osobie. W Wiktorze Rubenie lato już się przełamało, a spojrzenie na tajemniczego, przyglądającego mu się uważnie starca siedzącego w tym samym co on przedziale, kieruje myśli w stronę będącej jeszcze przed Rubenem jesieni życia, a nawet zimy, którą niespodziewanie widzimy za oknami pociągu.

az

Czytaj także

Czym się zajadały panny z Wilka?

Ostatnia aktualizacja: 20.01.2017 14:17
W audycji "Droga przez mąkę" rozmawialiśmy o kuchni w opowiadaniu Jarosława Iwaszkiewicza, ale też w filmie Andrzeja Wajdy.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Daniel Olbrychski: powiedziałem Wajdzie, że chyba zwariował

Ostatnia aktualizacja: 14.01.2019 13:29
- Biję się w piersi, ale skąd miałem wiedzieć, że geniusz Wajdy i z tym się upora. Sztuka teatralna, kostiumowa i wierszem? Uważałem, że to kompletnie nie jest fotogeniczne i poniesiemy klęskę - mówił w Dwójce wybitny aktor 46 lat po premierze filmowej wersji "Wesela" według Stanisława Wyspiańskiego.
rozwiń zwiń
Czytaj także

50. rocznica premiery "Potopu". Ulubiona rola Olbrychskiego

Ostatnia aktualizacja: 02.09.2024 05:32
50 lat temu, 2 września 1974 roku, odbyła się premiera filmu "Potop" w reżyserii Jerzego Hoffmana. Obraz obejrzało 27 milionów widzów, a rola Kmicica, do dziś należy do ulubionych osiągnięć Daniela Olbrychskiego.
rozwiń zwiń