53:07 wilkoń ok.mp3 Z Józefem Wilkoniem o sztuce i przyrodzie rozmawia Jerzy Kisielewski (PR, 2016)
Jak lubi mawiać półżartem, nazwisko zobowiązuje. – "Wilk" i "koń", zatem jedno i drugie jest moim tematem. Zilustrowałem też "Pana Tadeusza" czy "Don Kichota", więc zajmuję się również człowiekiem. Ale kocham zwierzęta i chciałem, by znalazły w mojej twórczości dużo miejsca – opowiadał.
Artystyczne inspiracje Józefa Wilkonia, mistrza książkowej ilustracji
"Chętnie biegłem do lasu"
Józef Wilkoń urodził się w Bogucicach pod Wieliczką 12 lutego 1930 roku. – Wróciłem tam po latach, dotarłem do miejsca, gdzie w wąwozie na pagórku stał nasz dom. Nie należał do nas, bo moi rodzice go wynajmowali. Ale tu się urodziłem. Wróciłem tu więc, ale nie dopatrzyłem się już niczego. Wszystko było zabudowane, zupełnie inne – wspominał Józef Wilkoń swoje powroty do krainy dzieciństwa.
W rzeczywistości, jak stwierdził z żalem, te powroty nie są już możliwe (Bogucice są dziś wchłonięte przez miasto). Jedyny powrót do arkadii dzieciństwa możliwy jest być może tylko dzięki wyobraźni twórczej. A w wyobraźni Józefa Wilkonia bardzo ważne miejsce zajmuje przyroda, którą – właśnie – pokochał już jako mały chłopiec.
- Pamiętam, jak ojciec zawiózł mnie do Puszczy Niepołomickiej, widziałem wtedy żubry. Pamiętam zwierzęta u babci na gospodarstwie. Moja matka też hodowała krówkę, świnkę, dzierżawiliśmy trochę pola. Również przy tym pomagałem – wspominał Józef Wilkoń. – W końcu: pamiętam, że mieliśmy niedaleko pod Wieliczką mały las. Były tam borsuki, zające, lisy. Gdy tylko mogłem, biegłem tam, bardzo mnie to intrygowało.
14:34 2020_11_09 12_46_07_PR2_Zapiski_ze_wspolczesnosci.mp3 Józef Wilkoń opowiada o swoim dzieciństwie (PR)
"Wyrzuć linijkę i gumkę!"
Jak obrazy wyobraźni przemienić w sztukę, przekazać je innym? Józef Wilkoń opowiadał, że zdolności rysownicze wykazywał już w szkole podstawowej. Wczesne odkrycie talentu nastąpiło dzięki pewnemu nauczycielowi.
- Roman Kozioł, wysoki, miał dwa metry. Uczył mnie zajęć praktycznych i rysunku. Bardzo dużo mu zawdzięczam, zwrócił uwagę na to, że widocznie mam coś do narysowania w życiu – opowiadał Józef Wilkoń. Okazuje się, że do dziś ocalał rysunek małego Józia: martwa natura, którą specjalnie dla swojego zdolnego ucznia ułożył Roman Kozioł ("był to jego kapelusz, pudełko z kredą, jakieś dwie książeczki").
Znaczące jest również to, na co nauczyciel zwracał uwagę – Mówił: "wyrzuć gumkę". Jak mażesz, nie robisz postępów, bo nie widzisz, jakie robisz błędy. I przy okazji opowiadał, że studia wielkich mistrzów nad anatomią przypominają wiązkę kresek szukających formy. A wśród nich jest ta jedna, mocniej zarysowana, właściwa – wspominał Józef Wilkoń. – Innym razem złapał mnie na tym, że posługiwałem się linijką. Kazał mi ją wyrzucić. Powiedział, że linia krzywa jest piękna. Cóż piękniejszego z tego czasu mogłem mieć!
15:17 2020_11_10 12_46_16_PR2_Zapiski_ze_wspolczesnosci.mp3 Józef Wilkoń opowiada o czasach szkolnych (PR)
"Ocieraliśmy się o śmierć"
Arkadię dzieciństwa przerwała wojna. - Pamiętam, gdy na Wieliczkę spadły pierwsze niemieckie bomby. Spadały na łąki, którymi wcześniej chodziłem do szkoły – przywoływał Józef Wilkoń wojenne obrazy.
Wśród wojennych wspomnień artysty wyróżnia się jednak jeden bardzo ważny temat.
Ryby jako poligon artystyczny. Świat Józefa Wilkonia
Podczas okupacji rodzina Wilkoniów była bardzo aktywna w niesieniu pomocy Żydom, niejednokrotnie narażając własne życie. - Kilka rodzin się u nas ukrywało - opowiadał Józef Wilkoń.
- Z takich bardzo dramatycznych sytuacji pamiętam, że w Zadorach, gdzie chodziłem do szkoły, przemieszkiwał ze swoją rodziną Julian Aleksandrowicz, późniejszy wykładowca i naukowiec kardiologii w Krakowie. Przeprowadzałem go, jego synka i żonę z Zadorów do nas do domu, wieczorem. Następnego dnia w szkole jeden z chłopców mówi do mnie: Józek, tyś wczoraj prowadził Mojśka.
Latem 1942 roku na błoniach w Wieliczce zgromadzono Żydów z okolicy. Wielu z nich, jak wspominał Józef Wilkoń, nie wierzyło w grożącą im wywózkę. Spokojnie kupowali mleko i chleb u okolicznych gospodarzy.
- Do nas weszła rodzina żydowska. Ojciec, świetnie ubrany, pani i córka, dorastająca panna, przepiękna dziewczyna. Mój ojciec mówi: "nie wracajcie, bo was czeka obóz koncentracyjny". Myśmy już wszyscy wiedzieli, co się dzieje. I pamiętam słowa tego mężczyzny: "nie, my musimy być razem". Prawdopodobnie nie potrafili zrozumieć zagrożenia – opowiadał Józef Wilkoń.
15:11 Zapiski 11.11.2020.mp3 Józef Wilkoń o wrześniu 1939 roku i czasach okupacji widzianych oczami dziecka (PR)
14:29 2020_11_12 12_45_27_PR2_Zapiski_ze_wspolczesnosci.mp3 Józef Wilkoń opowiada o wojnie i okupacji (PR)
Zwierzęta, oczywiście
Koszmar wojny się zakończył, Józef Wilkoń poszedł na studia (malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i historia sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim). I właśnie w czasach studenckich artysta widzi początki swoich ilustracji książek dla dzieci. Poznał wówczas swoją przyszłą żonę, z którą ożenił się po… dwóch tygodniach znajomości.
– W sposób odpowiedzialny musiałem wziąć się za utrzymanie rodziny. Czułem się mocny w tworzeniu ilustracji, wiec zdecydowałem, że fajnie by było, gdyby udało mi się znaleźć pierwszą pracę po studiach w roli ilustratora książek. W czasie wakacji pojechałem do rodziców, którzy mieszkali w Łańcucie, i tam stworzyłem okazałą teczkę z rysunkami zwierząt. Zaniosłem ją później do jednej z księgarni i niemal rok po tym dostałem pierwszą książkę do zilustrowania – wspominał Józef Wilkoń.
Józef Wilkoń o swojej szopce na warszawskich Bielanach
Warto dodać, że pierwszą wyróżnioną pracą artysty były ilustracje do "Gołębi warszawskich" Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, nagrodzone złotym medalem na Międzynarodowych Targach Książki w Lipsku.
Ilustracja jako akompaniament
Jak Józef Wilkoń tworzy swoje ilustracje? - Książka jest zawsze ważna. Czytam ją wielokrotnie, szukając miejsc, które są niedopowiedziane, które można świetnie rozwinąć ilustracją, znajdować dla niej formę, interpretację. Trzeba też zostawić literaturze puste miejsca, tam, gdzie język doskonale się wyraża i tworzy plastyczny wizerunek – podkreślał. A w innym wywiadzie dodawał: - Od dawna traktuję literaturę jako partnera do własnej wypowiedzi. Moje ilustracje są rodzajem akompaniamentu.
Co charakterystyczne dla tego artysty, wystrzega się on alegoryczności w przedstawianiu zwierząt. - Nie ma powodów, by złe cechy ludzkie ilustrować symbolami głupiego, chytrego czy okrutnego zwierzęcia, bo jest zupełnie na odwrót. Te wszystkie metafory La Fontaine'a zupełnie mnie nie biorą – zaznaczał.
Rzeźby z iskierką życia
W latach 90. Józef Wilkoń zajął się również rzeźbą, czy też - jak sam to określa - ilustracjami przestrzennymi.
- To był przypadek. Przyjechała do mnie rodzina z Niemiec, chirurg z dziećmi i chciałem ich zabawić. Mówię chirurgowi: "weźmy się za piłę i siekierę, weźmy drewno, dzieci to potem pokolorują". Tak powstały zwierzątka, powiesiłem je na murze, zapomniałem o nich. Po kilku latach zwróciłem uwagę, że one się jakoś dobrze starzeją – opowiadał Józef Wilkoń.
Jak wspominał, wpadł na pomysł, że wyrzeźbione i odpowiednio sfotografowane rzeczy mogą być umieszczone w książce jako ilustracja. Ilustracja przestrzenna.
- Były to formy widziane z przodu, z boku. Ale zaczęło mi brakować innych stron. Zacząłem więc dbać o tyły – mówił półżartem artysta o swoistym wychodzeniu z ilustracji przestrzennej ku samoistnej rzeźbie. - Początkowo były to drobiazgi, potem średniej wielości zwierzęta, następnie tur czy słoń, a gabaryty jak w naturze. Mam z tym trochę kłopotów przy transporcie, ale polubiłem te moje duże zwierzaki.
Ciekawe są również opowieści Józefa Wilkonia o "ożywianiu" tych rzeźb. - Staram się wydobywać z nich coś, co niektórzy nazywają iskierką życia. Czasami to się udaje dzięki prostym zabiegom, jak oczy z kulek łożyskowych, które świecą, lśnią jak iskierka w oku. No i staram się we wszystkim, w ruchu, w zachowaniu, oddać rzeźbioną zwierzęcość - mówił Józef Wilkoń o swoim warsztacie.
Ocalić szaleństwo Don Kichota
W październiku 2016 roku w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego mało miejsce wyjątkowe spotkanie z Józefem Wilkoniem. Okazją było wydanie słynnej powieści Miguela de Cervantesa "Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manchy" z ponad stoma ilustracjami artysty. Było to ukoronowanie wieloletniej pracy Józefa Wilkonia nad tematem Don Kichota, spełnienie jego marzeń.
- Chciałem ocalić szaleństwo Don Kichota. Uważam, że ta cecha Don Kichota jest najpiękniejsza. Ona pozwala mu stawiać znaki zapytania, wierzyć w przyszłość, postęp, dobroć - podkreślał.
57:21 Dwójka 15.10.2016.mp3 Fragmenty spotkania z Józefem Wilkoniem z okazji ilustrowanego wydania powieści Miguela de Cervantesa "Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manchy" (Dwójka)
Okładka wydania "Przemyślnego szlachcica Don Kichote'a z Manchy" z ilustracjami Józefa Wilkonia
- Pamiętam moją pierwszą wizytę u niego. To naprawdę magiczne miejsce w Zalesiu Dolnym - opowiadała Agata Napiórska, autorka książki "Szczęśliwe przypadki Józefa Wilkonia". - Idzie się ścieżką pośród mchów i paproci. Jego rzeźby witają niemal od progu. Można zobaczyć gigantyczne, naturalnych rozmiarów słonie, mamuty, żubry, hipopotamy, dziki. Potem jest jego drewniany dom - mówiła.
Jak podkreślała, Józef Wilkoń jest mistrzem ilustracji, rzeźby i scenografii. Jest najbardziej znanym polskim artystą na świecie. A przy tym to wspaniały człowiek.
jp