Historia

Kobiety na studia? Pierwsze studentki musiały usługiwać mężczyznom przy stole

Ostatnia aktualizacja: 01.10.2024 06:00
Początek nowego roku akademickiego to dobra okazja, by przypomnieć, że to, co dziś oczywiste – dostęp kobiet do kształcenia wyższego – jeszcze wcale nie tak dawno należało do kwestii "spornych", wywołujących przedziwne dyskusje i komentarze albo i nie mniej dziwne zachowania. 
Dom Akademiczek przy ulicy Górnośląskiej w Warszawie, 2. poł. lat 20. XX w.
Dom Akademiczek przy ulicy Górnośląskiej w Warszawie, 2. poł. lat 20. XX w. Foto: NAC

Jeszcze sto kilkadziesiąt lat temu kobieta podejmująca studia wyższe stanowiła przypadek bardzo rzadki, wyjątek od wielowiekowej patriarchalnej reguły. A ta zakładała, że uniwersytet – instytucja funkcjonująca w kulturze europejskiej od 2. poł. XI wieku – przeznaczony jest dla mężczyzn.

Nieliczne wyjątki – Dorotea Bocchi związana w XV wieku z Uniwersytetem Bolońskim czy, również XV-wieczna, legendarna Nawojka, ponoć pierwsza polska studentka – jedynie tę regułę potwierdzały.

Leon Kowalski, "Studentka",1905 r. Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie/dp Leon Kowalski, "Studentka",1905 r. Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie/dp

"Rodzić dzieci i rozsiewać wokół mężów woń róż"

Jak racjonalizowano tę wielowiekową zasadę niedopuszczania kobiet do – nie tylko przecież wyższej – edukacji? Kiedy już w renesansie podejmowano pierwsze i nieśmiałe próby debaty na temat wykształcenia kobiet, przeciwnicy streszczali swoje argumenty zdaniem "Bóg stworzył kobietę do płaczu, gadania i tkania". Jakkolwiek groteskowo to dziś brzmi, wiele mówi o utrzymującym się przez setki lat podejściu: "wykształcenie mogłoby, w najlepszym razie, przeszkodzić kobietom w pełnieniu ich roli matki i żony".

Jeszcze w 1895 roku prof. Eduard Albert z Wiednia pisał w kontekście dopuszczenia kobiet do studiów medycznych, że zadaniem niewiast jest nade wszystko "rodzić dzieci i rozsiewać wokół mężów woń niebiańskich róż". Podobnego typu argumenty wysuwali inni przeciwnicy przyznania kobietom praw do uniwersyteckiej edukacji. Taka zmiana, podkreślano, groziłaby rozbiciem tradycyjnego modelu rodziny, według niektórych studiowanie nie leżało "w naturze kobiety".

Nawet pisarka Klementyna z Tańskich Hoffmanowa – uważana za pierwszą Polkę utrzymującą się z własnej pracy twórczej – zaznaczała w swojej "Pamiątce po dobrej Matce" (1819): "Nigdy nie chwalę kobiety, kiedy się oddaje wysokim naukom, kiedy się uczy łacińskiego, greckiego, hebrajskiego języka, doświadczenia robi w fizyce, chemii i nad algebrą lub matematyką głowę sobie łamie".

Kobieca skromność wobec uniwersyteckiego ciała

O tym, z czym musiały się mierzyć kobiety walczące o prawo do kształcenia, wiele mówi jeden z tekstów Elizy Orzeszkowej, którym próbowała przekonać, że prawo to wiąże się z takimi niezbywalnymi wartościami, jak wolność czy samostanowienie.

"Kobieta, która w porze dzieciństwa i pierwszej młodości zdobyła sobie gruntowny zapas wiedzy, wykształciła swój umysł logicznie i praktycznie, nabyła szerokich pojęć i przekonań, powinna iść lub jechać, gdzie się jej podoba, czytać, co zechce, mówić, z kim i o czym zechce, wybierać sobie ten lub ów zawód, to lub owo zajęcie czy towarzystwo (…). Niechaj sama o siłach własnej myśli idzie między ludzi, patrzy, bada i sądzi (…)".

Dalej padał ważny pozytywistyczny z ducha postulat:

"Sądzimy więc, iż pominąwszy zwyczaj, tradycję i rozmaitego rodzaju uprzedzenia, wielce byłoby zbawiennym, aby kobiety trzecią epokę swego kształcenia się, od lat 18 do 22 lub 20 przynajmniej, zapełniły doskonaleniem się w jakimś wyłącznie wybranym zawodzie, poznawaniem siebie, ludzi i świata".

Eliza Orzeszkowa od razu też podawała najpopularniejsze wówczas kontrargumenty przeciwko "poważniejszej" edukacji kobiet ("podobny sposób kształcenia się opóźni porę wychodzenia za mąż kobiety!"), by je w dalszej części swojego tekstu podważać i obalać.

Jak dziwne były jeszcze w 2. połowie XIX wieku te kontrargumenty, świadczył choćby poniższy fragment tekstu, w którym pisarka odwoływała się do popularnych wówczas poglądów francuskiego biskupa Feliksa Dupanloupa:

"Jego Eminencja fulminował (daw. okazywać niezadowolenie, rzucać gromy – przyp. red.) zarzuty swe w imię skromności i pokory niewieściej. »Nieprzyzwoitą byłoby rzeczą – pisze biskup orleański – aby młoda niewiasta występowała wobec licznie zgromadzonego towarzystwa, dla zdania egzaminu, aby publicznie prezentowała swoję wiedzę wobec uczonych członków uniwersyteckiego ciała. Sprzeciwiałoby się to dziewiczej skromności [i] niewieściej pokorze!« (…) Jeśli zaś nikomu nie wydaje się rzeczą naganną i poniżającą godność kobiety pokazywanie pięknych ramion na balu, pięknego głosu na koncercie i silnych poczuć na scenie, czemuż ukazanie najszlachetniejszej części istoty ludzkiej, rozumu, miałoby sprzeciwiać się niewieściej skromności?" – pytała ironicznie Eliza Orzeszkowa w swojej publikacji "Kilka słów o kobietach".

Uniwersytet Boloński, XIV wiek. Fot. Wikimedia/domena publiczna Uniwersytet Boloński, XIV wiek. Fot. Wikimedia/domena publiczna

Żmudna droga do akademii

Dzieje otwierania uniwersyteckich podwojów dla studentek są skomplikowane. Czasami zaczynało się to od wprowadzenia na uczelni statusu wolnych słuchaczek (zatem możliwość zdobywania wiedzy, uczęszczania na wykłady, ale brak dostępu do egzaminów i dyplomów), czasami od utworzenia specjalnych żeńskich kursów. Tak choćby powstały w 1868 roku z inicjatywy lekarza Adriana Baranieckiego Kursy Wyższe dla Kobiet przy Muzeum Techniczno-Przemysłowym w Krakowie.

Powolny proces, który umożliwiał kobietom studiowanie, przebiegał więc często etapami – dotyczyło to również stopniowej dostępności do oferowanych kierunków i wydziałów.

Pierwszą w ogóle nowożytną uczelnią, która przyjęła w poczet swoich słuchaczy kobiety, była Oberlin College, koedukacyjna szkoła w amerykańskim stanie Ohio. Niestety, studentki, które od 1837 roku mogły do Oberlin College uczęszczać, miały ograniczone prawa i specyficzne obowiązki. "Studentki [te] musiały bowiem prać, cerować, sprzątać i podawać do stołu studiującym mężczyznom. Nie mogły zgłębiać łaciny, greki, matematyki ani zabierać głosu w dyskusjach i odczytywać napisanych przez siebie prac", pisała historyczka prof. Jolanta Kolbuszewska.

Ale już w 1849 roku pierwsza kobieta w USA zdobyła tytuł doktora medycyny. Elizabeth Blackwell została przyjęta na nowojorski Geneva College, gdyż – uwaga – studenci tej uczelni (a od ich opinii zależało wiele) potraktowali sprawę za tak nieprawdopodobną, że zgodzili się na tę kandydatkę.

Stary Kontynent i studia dla kobiet

A jak to wyglądało w Europie, w której od końca XI wieku wyrastały uniwersytety? Europejskie uczelnie otwierały się dla kobiet po wielu stuleciach: mniej więcej od lat 60. XIX wieku. Najpierw w Szwajcarii (Zurych, potem Genewa, Berno) i we Francji (paryska Sorbona).

Poddany mężczyznom i przez nich tworzony system akademicki jednak powoli się kruszył. Tak się działo w Anglii (choć np. w Oksfordzie kobiety dopuszczono do studiowania, w niepełnym wymiarze, dopiero w 1895), w Rosji (zaczęto od Kursów Żeńskich z uniwersyteckim programem). Do tych krajów dołączyły Norwegia, Belgia, Holandia, Dania czy Niemcy (na Uniwersytecie Wrocławskim, wtedy Königliche Universität zu Breslau, kobiety miały wstęp od 2. poł. lat 90. XIX w.).

Słuchaczki Wydziału Filozoficznego UJ w roku akademickim 1985/86. Wśród nich Janina Kosmowska (stoi pierwsza od lewej), Jadwiga Sikorska (stoi druga od lewej) oraz Stanisława Dowgiałło (siedzi druga od lewej) – pierwsze studentki UJ, które w 1884 roku rozpoczęły naukę w Studium Farmaceutycznym. Fot. Muzeum Farmacji Collegium Medicum UJ w Krakowie/d Słuchaczki Wydziału Filozoficznego UJ w roku akademickim 1985/86. Wśród nich Janina Kosmowska (stoi pierwsza od lewej), Jadwiga Sikorska (stoi druga od lewej) oraz Stanisława Dowgiałło (siedzi druga od lewej) – pierwsze studentki UJ, które w 1884 roku rozpoczęły naukę w Studium Farmaceutycznym. Fot. Muzeum Farmacji Collegium Medicum UJ w Krakowie/d

Studia dla kobiet w Polsce

Na ziemiach polskich – będących od końca XVIII wieku do 1918 roku pod panowaniem zaborców – dostępność studiów wyższych dla kobiet pozostawała wiele do życzenia. Cesarski Uniwersytet Warszawski, który powstał w 1869 na miejscu zlikwidowanej po powstaniu styczniowym Szkoły Głównej, nie przyjmował studentek. Dopiero w 1915 roku Uniwersytet Warszawski, już polskojęzyczny, dopuścił do studiowania kobiety.

Jeśli zaś chodzi o najstarszą polską uczelnię: władze Uniwersytetu Jagiellońskiego w 1894 roku pozwoliły kobietom, choć tylko w charakterze wolnych słuchaczek (Stanisławie Dowgiałło, Janinie Kosmowskiej i Jadwidze Sikorskiej), uczęszczać na zajęcia z farmacji.

Trzy lata później krakowska uczelnia nadała studentkom te same prawa, które mieli mężczyźni, ale początkowo tylko na Wydziale Filozoficznym. W 1900 UJ dopuścił kobiety do studiowania medycyny i farmacji.

Helena Donhaiser-Sikorska, pierwsza kobieta z doktoratem z medycyny na Uniwersytecie Jagiellońskim (1906), pierwsza w Galicji kobieta-lekarka. Fot. Wikimedia/domena publiczna Helena Donhaiser-Sikorska, pierwsza kobieta z doktoratem z medycyny na Uniwersytecie Jagiellońskim (1906), pierwsza w Galicji kobieta-lekarka. Fot. Wikimedia/domena publiczna

Po kolejnych dziewięciu latach mury krakowskiej wszechnicy opuściła pierwsza kobieta, która uzyskała w Polsce habilitację: Helena Gajewska. Minęła następna dekada - w 1929 roku Uniwersytet Jagielloński obdarzył pierwszą w swojej historii kobietę, Helenę Willman-Grabowską, tytułem profesora nadzwyczajnego.

Jakie panowały na początku XX wieku opinie co kształcenia wyższego kobiet świadczyć może jednak jeszcze jeden przykład. W 1900 roku komisja Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego podkreślała, że "kobiety ze względu na szczególne właściwości ich temperamentu i ich uzdolnienia umysłowego nie posiadają odpowiedniej kwalifikacji, aby z pożytkiem dla dobra publicznego spełniać ważne obowiązki sędziego, prokuratora, adwokata lub urzędnika administracji"…

Dom Akademiczek przy ulicy Górnośląskiej w Warszawie, lata 30. XX w. Fot. NAC/domena publiczna Dom Akademiczek przy ulicy Górnośląskiej w Warszawie, lata 30. XX w. Fot. NAC/domena publiczna

***

Czytaj także:

***

Przed wybuchem II wojny światowej, w roku akademickim 1937/1938, kobiety stanowiły około 23,7 procent ogółu studiujących w Polsce.

Jacek Puciato

Źródła: Piotr Hübner, "Encyklopedia polskiej nauki akademickiej", tom 1., Toruń 2023; Eliza Orzeszkowa, "Kilka słów o kobietach", prwdr. "Tygodnik Mód", 1870, nr 40-44, 48-53; Magda Urbańska, "Batalia o edukację uniwersytecką kobiet w Polsce", "Saeculum Christianum: pismo historyczno-społeczne", 17/1, 2010; Jolanta Kolbuszewska, "Kobieta uczoną - droga Polek do samodzielności naukowej", Studia Europea Gnesnensia 20/2019; tejże, "Polki na uniwersytetach - trudne początki", "Sensus Historiae", 1/2017.

Czytaj także

Uniwersytet Jagielloński nie przyjął Marii Skłodowskiej-Curie. "Myślę, że do dziś tego żałuje"

Ostatnia aktualizacja: 04.07.2024 05:59
Historia uzyskania wyższego wykształcenia przez Marię Skłodowską-Curie, potem zaś fiasko jej starań o posadę na Uniwersytecie Jagiellońskim – stanowią dobrą okazję do przypomnienia o ówczesnym systemie uniwersyteckim, zamkniętym dla kobiet. 
rozwiń zwiń
Czytaj także

Maria Skłodowska-Curie żałowała, że pierwszy odkryty pierwiastek nazwała na cześć Polski

Ostatnia aktualizacja: 18.07.2024 06:01
– To rad, nie polon, okazał się pierwiastkiem, któremu poświęcono więcej czasu, który miał większe znaczenie, który jest łatwiejszy do badania – podkreślała w Polskim Radiu Małgorzata Sobieszczak-Marciniak, opowiadając o okolicznościach przełomowych odkryć polskiej noblistki. Odkryty 126 lat temu polon został bowiem, niestety, przyćmiony przez swojego "słynniejszego brata".
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Ona była Polką, nie Francuzką!". Maria Skłodowska-Curie i dyskusje po filmie Tima Burtona

Ostatnia aktualizacja: 13.09.2024 06:01
Czy świat w ogóle wie, skąd pochodziła Maria Skłodowska-Curie? Jak się określa tę uczoną – jako "polską" czy może jednak "polsko-francuską"? W końcu: co sama Maria Skłodowska-Curie mówiła o swoim przywiązaniu do Polski? Te i inne pytania wywołała jedna ze scen w filmie "Beetlejuice, Beetlejuice" Tima Burtona, w której Maria Curie została nazwana – ku oburzeniu polskich widzów - "francuską fizyczką".
rozwiń zwiń