Najboleśniejszą z tych strat była bezprecedensowa rzeź ludności. Infrastrukturę, budynki można odtworzyć, zabranego życia nie jest w stanie zwrócić nic. W wyniku II wojny światowej zginęło 6 milionów obywateli II Rzeczpospolitej, 17 procent populacji (najwyższa procentowo liczba ofiar wśród biorących udział w konflikcie), w tym 3 miliony polskich Żydów zgładzonych w Holokauście. Zgodnie z polityką okupantów, ofiarami represji padali przede wszystkim przedstawiciele elit – zarówno na poziomie centralnym, jak i lokalnym. Ofiarami zorganizowanych mordów byli urzędnicy, nauczyciele, duchowni.
Gdyby nie II wojna światowa, badania prowadziliby pomordowani profesorowie lwowskich i krakowskich uczelni. W niebo zapewne wzbiłaby się "Gwiazda Polski" – zaprojektowany przez prof. Mieczysława Wolfkego (cudem przeżył Powstanie Warszawskie, zmarł poza krajem) największy wówczas balon stratosferyczny, którego lot zaplanowano na 1939 rok.
Korpus oficerski, wybity w Katyniu czy zmuszony do ewakuacji na Zachód, wzmacniałby siłę i etos Wojska Polskiego. Wreszcie: skrwawione w Powstaniu Warszawskim i katowniach UB najlepsze pokolenie w dziejach Rzeczpospolitej, wzrosłe w ideałach niepodległości, z pewnością pracowałoby dla dobrobytu ojczyzny.
II wojna to też niepowetowane straty ludzi kultury. Napaść dwóch totalitaryzmów na Polskę pchnęła Witkacego do samobójstwa. Okrucieństwo wojny stało się jednym ze źródeł natchnienia dla poetów pokroju Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Tadeusza Gajcego (obaj zginęli od kuli okupanta), podobną muzą dla emigrantów, Kazimierza Wierzyńskiego czy Jana Lechonia, była tęsknota za wolną ojczyzną, czy jednak nie mamy prawa przypuszczać, że ich talent znalazłby inne ujście, gdyby mogli wpływać na życie kulturalne w kraju?
Krzysztof Kamil Baczyński - zobacz serwis specjalny
Na poziomie Hiszpanii?
Światowa gospodarka w 1945 roku była o 11 proc. mniejsza w porównaniu ze stanem z 1938 roku. W przypadku Polski, odczuwającej ciężar sześciu lat grabieżczej polityki okupacyjnej, skutki gospodarcze były wielokrotnie wyższe. Produkt Krajowy Brutto w 1945 roku w stosunku do stanu z 1938 roku zmalał aż o 61 proc.
Powojenną odbudowę utrudniło to, że Polska znalazła się po złej stronie żelaznej kurtyny. Zgodnie z umową poczdamską reparacje wojenne od Niemiec Polska miała otrzymywać za pośrednictwem ZSRR. W Umowie między Tymczasowym Rządem Jedności Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej i Rządem Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich z 16 sierpnia 1945 określono wysokość tych świadczeń na 15 proc. reparacji przypadających Sowietom. Przy czym w tym samym dokumencie uzależniano ich przekazanie od dostaw polskiego węgla na rzecz ZSRR po specjalnej, zaniżonej dziesięciokrotnie, cenie. W 1953 roku Moskwa, w celu uspokojenia nastrojów społecznych w NRD, przerwała pobieranie reparacji. To samo wkrótce ogłosił rząd PRL. Ponadto kilka lat wcześniej, w 1947 roku, pod naciskiem Kremla, komunistyczne władze w Warszawie odrzuciły plan Marshalla. Tempo rozwoju gospodarczego skutecznie sabotowały założenia gospodarki centralnie planowanej, która obowiązywała w Polsce do 1989 roku.
Polska bez II wojny światowej najpewniej pozostałaby państwem kapitalistycznym, ale trudno byłoby – przynajmniej początkowo – mówić o gospodarce liberalnej. Sanacja preferowała etatyzm i interwencjonizm państwowy. Te wiązały się z ambitnymi przedsięwzięciami planowanymi przez państwo, takimi jak np. budowa magistrali węglowej ze Śląska na Wybrzeże (1926-1933) i Centralnego Okręgu Przemysłowego (1936-1939).
Budowa COP była największym zrealizowanym programem gospodarczym w dziejach II RP. Doprowadziła do powstania ponad 100 tys. miejsc pracy, w tym 55 tys. w wielkim przemyśle, 33 tys. w średnich i drobnych zakładach, 10 tys. w handlu i 6 tys. w rzemiośle. Dzięki inwestycjom realizowanym na terenie 44 powiatów i zamieszkanym przez 6 milionów ludzi w 1939 roku podniesiono udział przemysłu w generowaniu PKB do 50 proc., mimo że przed wojną ukończono 26 z 36 planowanych fabryk.
Ale nawet ta inwestycja bladła w obliczu przedstawionego w 1938 roku przez Eugeniusza Kwiatkowskiego Planu Piętnastoletniego. Dzielił się on na pięć okresów. W pierwszym (1939-1942) najważniejsze miały kwestie związane z rozbudową potencjału obronnego państwa poprzez rozwój produkcji sprzętu wojskowego. Drugi okres (1942-1945) miał charakteryzować się postępem w dziedzinie komunikacji: przewidywano rozwój kolei, budowę dróg i wykorzystanie sieci rzecznej i dalszą rozbudowę Gdyni. Faza trzecia (1945-1948) skupiać miała się na modernizacji i mechanizacji rolnictwa. Drugim filarem modernizacji miał być w tym okresie rozwój szkolnictwa wiejskiego i upowszechnienie dostępu do edukacji. W okresie czwartym (1949-1951) planowano wzmożoną urbanizację kraju i inwestycji o charakterze kulturalnym i socjalnym. Wreszcie ostatni etap (1951-1954) zakładał wyrównanie różnic między tzw. Polską "A" i Polską "B".
Choć Polska była państwem stosunkowo ubogim i zdecydowanie rolniczym, to po wyjściu z globalnego kryzysu państwo rozwijało się dynamicznie. Wzrost gospodarczy rok do roku wynosił 2 proc. Odrodzona Rzeczpospolita była krajem ubogim, ale wkrótce mogłaby być – ze względu na swój potencjał ludnościowy i gospodarczy – atrakcyjnym partnerem dla zachodnich kontrahentów.
- Gdyby Polska nie wpadała za żelazną kurtynę, naszymi partnerami cały czas byłyby Anglia, Francja. Gdybyśmy mogli odnowić te kontakty handlowe, absorbować nowe technologie, Polska rozwijałaby się dużo szybciej. Nikt nie powiedział, że Polska nie mogłaby być tak rozwinięta jak Hiszpania, a być może bardziej – ocenia ekonomista dr Paweł Pońsko ze Szkoły Głównej Handlowej.
Warto zauważyć, że nawet mimo zniszczeń wojennych Polska wyprzedzała w okresie odbudowy powojennej Hiszpanię. Zachód prześcignął PRL dopiero wskutek ograniczeń płynących z wprowadzenia gospodarki centralnie planowanej i izolacji gospodarczej. Bez tych ograniczeń obecny poziom rozwoju gospodarczego mogliśmy osiągnąć już kilka dekad temu.
Niespełniona Wielka Warszawa
Stolica Polski należy do miast, które ucierpiały najbardziej w wyniku II wojny światowej. Zniszczenia lewobrzeżnej Warszawy wyniosły 85 proc. – było to pokłosie nalotów i bombardowań niemieckich we wrześniu 1939 roku, nalotów sowieckich w 1941 roku, likwidacji getta warszawskiego, walk w czasie Powstania Warszawskiego i bezprecedensowego doburzania miasta przez Niemców po upadku zrywu.
Jak wyglądałaby Warszawa, gdyby nie hekatomba II wojny? Wszystko zależy od tego, czy prezydentowi Stefanowi Starzyńskiemu udałoby się zrealizować swoją wizję. A była ona niezwykle ambitna. Przykładem jest plan rozbudowy komunikacyjnej. Zakładał on, że do połowy lat 70. powstanie 46 km linii metra, z czego 31 km w tunelu. Dziś warszawskie metro liczy sobie nieco ponad 38 km.
Warszawa straciłaby swój "Central Park" – na Polu Mokotowskim miała powstać reprezentacyjna dzielnica rządowa zaprojektowana przez Bohdana Pniewskiego. W jej centrum planowano wytyczyć szeroką aleję defiladową, wokół której wzniosłyby się gmachy ministerialne. Zwieńczać ją miała monumentalna, modernistyczna, ale nawiązująca do bryły paryskiej Notre Dame, Świątynia Opatrzności Bożej.
Nieopodal nowoczesną siedzibę miało otrzymać też Polskie Radio i raczkująca pod jego okiem telewizja. Nowy kompleks, zaprojektowany również przez Pniewskiego w 1938 roku, planowano wznieść na placu Unii Lubelskiej. Składać miał się z trzech budynków. W centrum kompleksu znajdować miała się pięciokondygnacyjna półrotunda, w której mieściłoby się 30 studiów nagraniowych i sala koncertowa. Do niej przystawać miały naprzeciwko siebie dwa budynki: ośmiokondygnacyjny budynek zaplecza technicznego i liczący dwadzieścia jeden pięter biurowiec. W 1939 roku zaczęto kopanie fundamentów pod nowy kompleks, którego ukończenie planowano na 1942 rok.
Przede wszystkim nad Warszawą nie górowałby narzucony przez Moskwę "prezent" - Pałac Kultury i Nauki. W jego miejscu rozciągałaby się cała dzielnica secesyjnych kamienic. Podobny charakter zachowałyby Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście, odbudowane po wojnie w niższej, stanisławowskiej odsłonie. Centrum Warszawy najpewniej byłoby znacznie "ciaśniejsze" – szerokie arterie można było wytyczyć w miejscu zrujnowanym doszczętnie przez okupantów. Zapewne podobne miejsce zajmowałaby dzielnica biurowców na Woli. Już przed wojną była to przemysłowa część miasta, więc biorąc pod uwagę naturalny rozwój od przemysłu, do usług, w miejscach fabryk i zakładów pracy wyrastałyby drapacze chmur.
Nie tylko przez różowe okulary
Zaprojektowane przez Stalina przesunięcie granic spowodowało, że Polska wyszła z II wojny światowej jako państwo jednolite narodowościowo. Rzeczpospolita bez doświadczenia wielkiego konfliktu i trwająca w granicach z lat 1922-1939 byłaby o wiele bardziej zróżnicowana pod względem etnicznym. Polacy przed wojną stanowili ok. 68 proc. ludności, Ukraińcy – 15 proc., Żydzi – 8,5 proc., Białorusini i osoby o niewykształconej świadomości narodowościowej stanowili 3,5 proc., Niemcy – 2 proc. To właśnie problem narodowościowy stałby się najpewniej największym wyzwaniem państwa.
Polacy byli mniejszością we wschodnich województwach II RP. Taka struktura demograficzna generowała konflikty już w latach 30. Wśród pozbawionych swojego państwa Ukraińców wzmagały się tendencje nacjonalistyczne i separatystyczne. Po śmierci Józefa Piłsudskiego nad ideą prometejską zaczął przeważać ostry kurs polonizacyjny wobec mniejszości. W 1938 roku doszło do zorganizowanej przez rząd akcji niszczenia cerkwi prawosławnych na Chełmszczyźnie, której ofiarą padło ponad 100 obiektów sakralnych. Starano się w ten sposób osłabić wyznanie, które kojarzono z ukraińskim żywiołem narodowym i jednocześnie wzmocnić katolicyzm, który postrzegano jako gwarant polskości. Wzmacniające się antagonizmy prowadziłby według wszelkiego prawdopodobieństwa do pogłębienia konfliktów. Zamachy terrorystyczne Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – takie, których ofiarami padli Tadeusz Hołówko i Bronisław Pieracki – zapewne by się powtarzały (choć - z drugiej strony - dzięki protekcji polskiej władzy państwowej z całą pewnością nie mogłoby dojść do Rzezi Wołyńskiej).
Innym wyzwaniem byłyby napięcia na linii polsko-żydowskiej, widoczne już w latach 30. Pod koniec tej dekady powstał nawet pomysł utworzenia dla polskich Żydów własnego quazi-państwa na Madagaskarze, który w polskie ręce trafić miał jako cesja ze strony Francji (domniemana przyszłość zamorskich planów II RP w świecie, w którym główne potęgi, Londyn i Paryż, nie tracą w wojnie sił, koniecznych do utrzymania kolonii, a zatem trwają ich imperia, to kolejne pole do dywagacji). Jakiekolwiek byłyby to problemy, trudno wyobrazić sobie, by choć w niewielkim stopniu zbliżyły się do tragedii zgotowanej Żydom przez III Rzeszę.
Bez Unii Europejskiej, powstałej jako platforma współpracy gospodarczej i bezpiecznik rozładowujący po wojnie ewentualne animozje francusko-niemieckie, i gwaranta bezpieczeństwa w postaci NATO, którego powstanie było efektem włączenia się Stanów Zjednoczonych do II wojny, Polska – choć rosnąca w siłę – znajdowałaby się w trudniejszym położeniu geopolitycznym. Za zachodnią granicą czyhałyby Niemcy gotowe, by zrewidować postanowienia traktatu wersalskiego, za wschodnią – agresywne sowieckie imperium. Świat byłby dla Polski wyjątkowo wymagającym miejscem.
bm