123. rocznica urodzin Zdzisławy Bytnar jest dobrą okazją, by przypomnieć zarówno życiorys tej zasłużonej nauczycielki, kierowniczki Harcerskiej Poczty Polowej podczas Powstania Warszawskiego, jak i jej zachowane w archiwum Polskiego Radia słowa. Wypowiedzi te dotyczyły ukochanego syna Zdzisławy Bytnar: Janka "Rudego", bohatera walczącej Warszawy uwiecznionego w "Kamieniach na szaniec" Aleksandra Kamińskiego.
"Ojczyzna mnie woła"
Zdzisława Bytnar z domu Rechul przyszła na świat 12 marca 1901 roku w Kolbuszowej na Rzeszowszczyźnie, w ubogiej i licznej (ośmioro dzieci) rodzinie. Była to jednocześnie rodzina, w której patriotyzm należał do wartości kultywowanych i wcielanych w życie.
Ojciec Zdzisławy, Józef, jak również jego najstarszy syn Roman zasilali szeregi Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" – w chwili wybuchu I wojny światowej Polacy zrzeszeni w tych "gniazdach sokolich" wstąpili do Legionów Polskich, by walczyć o wolną ojczyznę. Zdzisława zapamiętała sierpniowy dzień 1914 roku, kiedy jej brat opuszczał dom i żegnany czule przez rodziców szedł na front. Już nigdy nie miała zobaczyć najstarszego z braci – Roman (prymus łańcuckiego gimnazjum, chciał iść na medycynę w Krakowie) zginął w walce na kilka miesięcy przez odzyskaniem przez Polskę niepodległości.
Miłość od pierwszego wejrzenia
- W listopadzie 1918 roku młodziutka Zdzisława zobaczyła pierwszą polską wartę już w Krakowie. A na studium pedagogicznym pojawili się pierwsi legioniści inwalidzi – opowiadała w Polskim Radiu Barbara Wachowicz, pisarka i reportażystka, o świcie niepodległości przeżywanym przez 17-letnią pannę Rechulównę.
Zdzisława Bytnar była bowiem wtedy już w Krakowie. Za sobą miała odrzucenie oświadczyn jakiegoś bogatego urzędnika (15 lat starszego), naukę w gimnazjum w Kolbuszowej i Mielcu (tu z kolei zalecał się do niej młody hrabia o niepokojącym Zdzisławę nazwisku "Gnida") i krakowską maturę. Od wiosny 1919 roku stała się uczennicą nowo utworzonych Państwowych Kursów Nauczycielskich.
Na takim kursie poznała Stanisława Bytnara, 22-letniego legionistę wspierającego się o kulę, "przystojnego bruneta z Krzyżem Walecznych, opromienionego ranami w bitwie pod Krzywopłotami" (by zacytować fragment życiorysu spisanego przez Zdzisławę).
Była to "miłość od pierwszego wejrzenia". Ale młodzi musieli trochę poczekać na ślub, gdyż ojciec niepełnoletniej narzeczonej nie chciał początkowo udzielić zgody na zamążpójście (dlaczego? być może miał w pamięci odrzucenie przez pannę Zdzisławę zalotów majętnego urzędnika?).
W końcu, latem 1920, ślub się odbył. Młodzi nauczyciele mogli iść i nieść, jak chciał ukochany przez Bytnarów Słowacki, "oświaty kaganiec".
Od siłaczki po nowatorską pedagogikę
- Temat pracy maturalnej przyszłych rodziców Rudego brzmiał: "Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy". Z kolei ich promotor, sławny pedagog prof. Henryk Rowid, żegnając absolwentów, powiedział: "Idźcie i niećcie Polskę". Niecili ją więc w zapadłej kieleckiej wiosce, dokładnie w takich warunkach, jak siłaczka Żeromskiego – opowiadała w Polskim Radiu o tym etapie życia Bytnarów Barbara Wachowicz.
Dopiero potem, jak dodawała biografka, "przyszła Warszawa i jaśniejsze dni".
Szansa na życie w stolicy otworzyła się dla państwa Bytnarów po sześciu trudnych latach pracy w wiejskiej szkole. Stanisławowi udało się ukończyć studia w warszawskim w Instytucie Pedagogiki Specjalnej, rozpoczął współpracę z dr Marią Grzegorzewską (pierwszą w Polsce, która zajęła się zagadnieniami pedagogiki niepełnosprawnych).
Wówczas i Zdzisława Bytnar poszła w ślady męża: ukończyła podobne studia, organizowała pierwszą szkołę specjalną na warszawskiej Pradze, a w wieku 29 lat wygrała konkurs na kierowniczkę Szkoły Specjalnej nr 6 w Warszawie.
Prowadziła tę placówkę, z przyrodzonym jej zaangażowaniem i pasją, aż do 1940 roku, kiedy z zajmowanego stanowiska wyrzuciły ją niemieckie władze okupacyjne.
14:45 alek, zośka, rudy___14947_tr_0-0_1fb39a3d[00].mp3 Fragmenty audycji Barbary Wachowicz "Alek, Zośka, Rudy" poświęconej żołnierzom Szarych Szeregów. Wspomnienia Zdzisławy Bytnar (PR, 15.04.1981)
Dom pełen kwiatów
Ale do wojny jeszcze było daleko, kiedy w maju 1921 roku przyszedł na świat syn państwa Bytnarów: Jan ("Jasio", za legionową piosenką "Rozkwitały pąki białych róż", a na drugie "Roman", na pamiątkę najstarszego brata Zdzisławy). Trzy lata później pojawiło się drugie dziecko: Danusia.
Po wielu latach Danuta Barbara Dziekańska z domu Bytnar wspominała przed radiowym mikrofonem: - Byłam bardzo zazdrosna o tatusia, o jego wielką przyjaźń nie tylko do własnych dzieci, do mnie i do Jasia. Bo tatuś był nauczycielem z prawdziwego zdarzenia. Byłam zazdrosna, jak spotykałam pod naszym domem przy alei Niepodległości tłumy dzieci odprowadzające tatusia idącego ze szkoły do domu.
A jaki był ten warszawski dom Bytnarów?
– Pełno kwiatów! To było mieszkanie, w którym znajdowało się wyjątkowo pełno kwiatów. Jak się wchodziło do nasłonecznionego dużego pokoju, z tymi kwiatami, od razu się robiło ciekawie, jakoś weselej – opowiadał w Polskim Radiu Władysław Słodkowski, żołnierz Armii Krajowej.
"Był dziecięciem Polski niepodległej"
Czas oddać głos samej Zdzisławie Bytnar. W nagraniach, które zachowały się w radiowych archiwach, mówiła przede wszystkim o swoim ukochanym synu.
- Janek był dziecięciem Polski niepodległej. Rodził się, uczył się razem z nią. Przez całe życie sprawiał nam tylko radość. Ze szkoły przynosił same pochwały. Podobnie na tajnej Politechnice. Prof. Jaśkiewicz napisał w swoich pamiętnikach: "jak 40 lat wykładam, nie spotkałem takiego geniusza matematyki".
Zdzisława Bytnar podkreślała przy tym, że chowała swojego syna "z wielką troskliwością". - Dbałam o jego bogactwo umysłowe, dbałam o to, żeby był godnym obywatelem tej Polski, której jeszcze jutrzenki nie widział jego ojciec, a już krwawił w Legionach pod Krzywopłotami.
Niestety, czas, kiedy krew Polaków walczących o wolność zacznie znowu spływać, miał szybko się powtórzyć. Zbliżał się wrzesień 1939 roku.
- Mama Rudego pokazała mi jego ostatnie [przedwojenne] zdjęcie – mówiła Barbara Wachowicz. – Jastarnia, plaża, sieci, słońce, matka, ojciec. Janek złotowłosy i jego czarnowłosa siostra Dusia. Szczęśliwe pomaturalne lato 1939 roku. Ostatnie lato wolności.
23 marca 1943
Po wybuchu wojny Zdzisława Bytnar (podobnie jak jej mąż) brała udział w tajnym nauczaniu, próbowała również swoich sił w działalności konspiracyjnej, w oddziałach łączności. Dzieci państwa Bytnarów – od wczesnej młodości zaangażowani w harcerstwo – również włączyli się w walkę z niemieckim okupantem
Jan Bytnar "Rudy" w marcu 1941 roku należał już do Szarych Szeregów. W 1942 roku został m.in. komendantem hufca Ochota w Warszawie. W 1943 roku ukończył kurs szkoły podchorążych AK. Brał udział m.in. w akcjach Organizacji Małego Sabotażu "Wawer".
Początkiem końca był 23 marca 1943. W tym dniu rano Gestapo aresztowało Stanisława Bytnara i jego syna. Dusi nie było wówczas w domu, dlatego uniknęła losu ojca i brata. Podobnie Zdzisława – w tym czasie prowadziła tajne nauczanie poza Warszawą.
02:09 bytnarowa.mp3 Zdzisława Bytnar o swoim synu. Fragment audycji Zdzisławy Błażkowskiej "Tak chciałabym iść z wami w przyszłość". (PR, 18.04.1992)
"Żeby wam się to udało"
- Dostałam telefon od sąsiadki, od pani Bukowskiej z pierwszego piętra, ażebym natychmiast przyjechała. Bezzwłocznie – zaczęła Zdzisława Bytnar swoje radiowe wspomnienia z tych dramatycznych dni. - Potem jakoś prędko Dusia zawiadomiła chłopców, że mamusia jest. I przyleciał zaraz rano Alek Dawidowski. Uścisnął mnie, rzuciłam się w jego ramiona. A on powstrzymał mnie, abym nie płakała.
Okazało się, że Maciej Aleksy Dawidowski "Alek" miał już wtedy plan.
- "Proszę pani, my jesteśmy przygotowani". Mnie, matce, zdradził największą tajemnicę. "My go chcemy odbić". Ja go wtedy tylko pobłogosławiłam. "Żeby wam się to udało!". Potem rozmyślałam: "to jest przecież szaleństwo, na jakie rzucają się ci chłopcy".
Kolejnego dnia do matki "Rudego" przyszedł jeszcze Andrzej Długoszowski z batalionu "Zośka".
- Chciał się zameldować, że wszyscy są przygotowani. Że wszyscy oczekują tylko sygnału – przywoływała te chwile Zdzisława Bytnar.
"Jest Jasiek. Tylko proszę nie płakać"
Podczas przesłuchań w siedzibie Gestapo w alei Szucha "Rudy" był brutalnie bity. 26 marca 1943 roku, w trakcie przewożenia do więzienia na Pawiaku został uwolniony w akcji pod Arsenałem przez oddział Grup Szturmowych Szarych Szeregów.
"Rudego" przewieziono do mieszkania prof. Gustawa Wuttkego na warszawskim Mokotowie.
- Proszę pani, proszę się szybko ubrać. Idziemy na spotkanie z pani synem – usłyszała (dzień? dwa dni później?) od przyjaciół "Rudego" Zdzisława Bytnar.
- Wyobraźcie sobie matkę, która usłyszała, że idzie się spotkać z synem! – opowiadała w Polskim Radiu matka "Rudego". – Szybko założyłam płaszcz, zeszłam na dół. Tam stała druga para chłopców, nieznanych mi. I tak w czwórkę, ja w środku, doszliśmy na Kazimierzowską 15 do mieszkania profesora Wuttke.
Weszłam do przedpokoju, zaprosili mnie do kuchni. Wszedł Tadeusz Zawadzki ze strzykawką w ręku. I mówi do mnie: "jest Jasiek. Tylko proszę nie płakać. Proszę być naprawdę dzielną".
Tadeusz Zawadzki "Zośka" zaprowadził mamę swojego przyjaciela do pokoju.
- Na tapczanie leżał Jasio. Cały w bandażach. Miał ręce zawinięte, tylko u lewej ręki jeden palec był wolny. Jak on wyglądał! Cienie pod oczami, żółte sińce, głowa cała w strupach. Jak można było nie roztopić się w bólu... Ale pamiętałam o prośbie Tadeusza – mówiła z przejęciem, po latach od tego strasznego dnia, Zdzisława Bytnar.
- Zapytałam się: "Jasiu, co cię boli?". A on poruszał lekko tym jednym palcem i uśmiechnął się. I powiedział: "Mamusiu, ale tatuś żyje, mamusia będzie spokojna". Wtedy wszedł Tadeusz i mówi: "Jasiu, zmęczony już jesteś? Pożegnaj mamusię". Obserwowałam tą biedną głowę Jasia. Uścisnęłam go za ten wolny palec.
"Proszę pani, Alek też umarł"
Jak wspominała Zdzisława Bytnar, kolejnego dnia czekała na wiadomości z ulicy Kazimierzowskiej. Nic nie przychodziło, więc wieczorem wybrała się sama do mieszkania prof. Wuttego. Ale zastała "dom zamknięty, zupełnie bez życia".
– Wróciłam do domu. Nie dałam za wygraną. Postanowiłam udać się na Politechnikę, gdzie mieszkał Tadzio Zawadzki, po informacje - mówiła Zdzisława Bytnar. – Zadzwoniłam do mieszkania "Zośki". Drzwi otworzyła Halinka Zawadzka, siostra Tadeusza.
– Nie witając się nawet ze mną, zaskoczyła mnie zdaniem: "proszę pani, Alek też umarł".
Jan Bytnar "Rudy" zmarł 30 marca 1943 roku w Szpitalu Wolskim w wyniku rozległych obrażeń, jakich doznał w siedzibie Gestapo. Tego samego dnia zmarł Maciej Aleksy Dawidowski "Alek” – w czasie akcji pod Arsenałem i uwalniania "Rudego" Alek został ciężko ranny. Okazało się, że śmiertelnie.
Kolejne, ostatnie radiowe wspomnienie Zdzisławy Bytnar, dotyczyło już cmentarza na Powązkach.
– Przywieźli mnie. Widziałam, jak z różnych stron poprzez mur chłopcy przeskakiwali i gromadzili się nad mogiłą – przywoływała Zdzisława Bytnar pogrzeb jej ukochanego syna. – Kto wtedy przemawiał? Nie pamiętam. Pamiętam tylko spleciony krąg i śpiew chłopaków. Hymn harcerski.
Od powstańczej poczty po pracę dla rzecz dzieci
Rok później wybuchło Powstanie Warszawskie. Zdzisława Bytnar, wówczas 43-letnia, wzięła w nim udział. Pod pseudonimami "Sławska", "Sława", "Sławka" pełniła służbę w Kwaterze Głównej Szarych Szeregów – kierowała Harcerską Pocztą Polową na Śródmieściu. Matka Janka "Rudego" opiekowała się nastoletnimi (czasami jeszcze młodszymi) listonoszami, którzy z narażeniem życia przenosili powstańczą korespondencję.
Po upadku zrywu, wtedy już jako podporucznik, Zdzisława Bytnar dostała się do niemieckiej niewoli. Przeszła przez kilka obozów jenieckich, do kraju wróciła w 1945 roku.
Wróciła również do swojego zawodu: pracowała w Ministerstwie Oświaty w Referacie Szkolnictwa Specjalnego, była wizytatorką w instytucjach prowadzących szkoły dla dzieci przewlekle chorych.
***
Czytaj także:
***
Do końca swojego długiego życia wspierała polskich harcerzy, dla których była nie tylko wielkim autorytetem, lecz także kimś bardzo bliskim. Nie bez powodu matkę "Rudego" zwano "matulą polskich harcerzy".
Zdzisława Bytnar zmarła 13 sierpnia 1994 roku. Na brzozowym krzyżu ustawionym na jej mogile - na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie – widnieje również informacja o jej mężu, Stanisławie Bytnarze, zamordowanym w 1945 roku w niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau.
"Matulę polskich harcerzy" pochowano niedaleko grobów żołnierzy Armii Krajowej, niedaleko miejsca wiecznego spoczynku jej ukochanego Janka.
jp
Źródła: Barbara Wachowicz, "Bohaterki powstańczej Warszawy", Warszawa 2014; "Zdzisława Bytnar", biogram na: www.1944.pl; Zdzisława Józefa Bytnar, "Życiorys", w: "Skaut. Harcerskie Pismo Historyczne", Tarnów 2014, nr 2.