5 listopada 1946 roku w Zakopanem rozpoczął się proces założycieli Goralenvolku, kolaboracyjnej organizacji współpracującej w czasie II wojny światowej z niemieckimi władzami okupacyjnymi. Jednak nie wszyscy przywódcy góralskich kolaborantów stanęli przed sądem.
Goci pod wierchami
Goralisches Komitee (pol. Komitet Góralski), będący namiastką władzy samorządowej Goralenvolku, powstał z inicjatywy Wacława Krzeptowskiego 19 lutego 1942 roku.
- Z naszego reportażu wynika, że górale zostali niejako "zepsuci" nadmierną manierą wychwalania ich w dobie Młodej Polski – wyjaśniał Bartłomiej Kuraś współautor książki "Krzyżyk niespodziany" w audycji Aldony Łaniewskiej-Wołłk z cyklu "O wszystkim z kulturą".
Młodopolscy intelektualiści, pochłonięci romantyczną chłopomanią, uważali Podhale, jako teren niedostępny i oddzielony od reszty kraju barierami naturalnymi, za rezerwat polskości - nieskażony germanizacją i rusyfikacją dziewiczy teren, na którym polska kultura przetrwała w sposób nienaruszony.
Górale chętnie przyjęli tę narrację o własnej wyjątkowości. Tę podatność wykorzystali jeszcze przed wojną niemieccy agenci, których celem była infiltracja podhalańskiego środowiska i werbunek postaci liczących się w góralskim środowisku. Naziści odwoływali się do swojego ulubionego mitu – hierarchii ras.
- Było to motywowane teoriami rasowymi, wedle których ludność góralska pochodziła od Gotów - wyjaśniał historyk Tomasz Leszkowicz, gość audycji z 2017 roku. - Jedno z plemion Gotów miało zapuścić się w teren Podhala.
30:16 czas goralenvolk.mp3 "Czas Goralenvolk" audycja Aldony Łaniewskiej-Wołłk z cyklu "O wszystkim z kulturą". (PR, 18.05.2017)
Hołd na Wawelu
Niemcom udało się zwerbować część wpływowych działaczy góralskich. Główną rolę odegrali Wacław Krzeptowski i Henryk Szatkowski.
- Henryk Szatkowski przed wojną organizował budowę kolejki na Kasprowy Wierch. Gdyby nie fatalna karta okupacyjna, pewnie ofiarowano by mu tablicę pamiątkową przy dolnej stacji kolejki – wyjaśniał Bartłomiej Kuraś. – To był człowiek zafascynowany Niemcami. Przed wojną odwiedzał Austrię i Niemcy. Najprawdopodobniej był też przed wojną niemieckim agentem i rozpoczął akcję kolaboracyjną na Podhalu.
Funkcja niemieckiej marionetki przypadła Wacławowi Krzeptowskiemu, liderowi społeczności góralskiej, działaczowi Związku Górali i Stronnictwa Ludowego, który stanął na czele Goralenvolk. Już 7 listopada 1939 roku Krzeptowski w asyście kilku innych górali oddał na Wawelu hołd generalnemu gubernatorowi Hansowi Frankowi. "Przez 20 lat jęczeliśmy pod polskim zaborem, a teraz wracamy pod wielkie skrzydła państwa niemieckiego" pisał w liście do niemieckiego oficjela.
Kenkarta z literą "G"
Niemcy szybko zabrali się do ustrukturyzowania idei Goralenvolk. Najważniejszym narzędziem akcji germanizacyjnej była kenkarta z literą "G", która potwierdzała przynależność do "ludu góralskiego". Dokument chronił przed wywózką na roboty do Niemiec i innymi represjami. Rozdano blisko 30 tys. kenkart, przy czym odsetek osób, które przyjęły góralską narodowość, był różny w zależności od miejscowości i wahał się od kilku do 90 proc.
- Przy ocenie decyzji o przyjęciu góralskiej narodowości trzeba wziąć pod uwagę okoliczności. Podczas okupacji Zakopane zostało terenem zamkniętym. Niemcy zrobili z tego terenu jeden wielki kurort. Szpitale i sanatoria wykorzystywane były jako miejsca dla rekonwalescentów. Rabka miała zostać miasteczkiem Hitlerjugend – wyliczał Tomasz Leszkowicz.
Podhalanie decydowali się na przyjęcie dokumentu wiedzeni strachem przed represjami, ale też troską o możliwość kontynuowania dotychczasowego zajęcia – już przed wojną górale czerpali zyski głównie z usług świadczonych polskim turystom. Przyjęcie "góralskiej narodowości" mogło ułatwić prowadzenie interesu w realiach niemieckiej okupacji.
Góralski Legion
- Niemcy, tak naprawdę, nie podjęli dużej próby kolaboracji z góralami. Ta akcja zakończyła się w pewnym sensie w pół drogi – podkreślał Tomasz Leszkowicz.
Sami górale też nie wydawali się zainteresowani czynną kolaboracją z okupantem. Najlepszym tego dowodem jest fiasko planów utworzenia Legionu Góralskiego SS, który miałby – podobnie jak jego ukraiński, łotewski czy estoński odpowiednik – bić się ramię w ramię z Niemcami. Plan nie powiódł się ze względu na brak chętnych górali.
Tatrzański ruch oporu
Przypięcie łatki kolaborantów większości mieszkańców Podhala byłoby rażącą niesprawiedliwością. Wielu górali sprzeciwiało się – w bierny lub czynny sposób – akcji germanizacyjnej. W 1941 roku powstała Konfederacja Tatrzańska, zbrojna organizacja ruchu oporu. W szczytowym okresie liczyła około 400 członków. To z niej wywodził się późniejszy dowódca oddziału AK i BCh Józef Kuraś "Ogień".
Niebagatelny przykład bohaterstwa stanowiły działania tatrzańskich kurierów. Ci ludzie gór, znakomicie zaznajomieni z niedostępnymi szlakami, tworzyli żywe linie komunikacyjne między strukturami polskiego podziemia i rządem na uchodźstwie. Szmuglowali nie tylko informacje, ale także pieniądze i ludzi. Kurierami byli m.in. wybitni przedwojenni sportowcy - małżeństwo Helena i Stanisław Marusarzowie.
Stosunek do władz okupacyjnych podzielił nawet członków góralskich rodzin. Jaskrawym przykładem jest rodzina Krzeptowskich. Jeden z jej przedstawicieli, wspomniany wyżej Wacław Krzeptowski, został twarzą góralskich kolaborantów, inny – Józef – został tatrzańskim kurierem.
- Józek Krzeptowski powiedział, że musi zmyć hańbę z nazwiska i będzie tyle razy przechodził przez Tatry, aż tę hańbę zmaże - podkreślał Bartłomiej Kuraś.
Koniec "ludu góralskiego"
Akcja germanizacyjna okazała się porażką, a gwoździem do jej trumny stało się fiasko organizacji Legionu Góralskiego SS. Niepowodzenie to skompromitowało członków Komitetu Góralskiego - namiastki kolaboracyjnego góralskiego rządu - w oczach Niemców. W końcu okupanci wydali nawet nakaz aresztowania Wacława Krzeptowskiego. Na wieść o tym przywódca Goralenvolk ukrył się w górach, gdzie wyśledzili go żołnierze AK. Kolaborant zawisł na sośnie 20 stycznia 1945 roku, zgodnie z wyrokiem sądu Polskiego Państwa Podziemnego.
Józef Cukier, prawa ręka Krzeptowskiego, został w procesie, który odbył się w 1946 roku, skazany na 15 lat więzienia. Po wyjściu na wolność zmienił nazwisko. Dwaj pozostali przywódcy Goralenvolku - Henryk Szatkowski i Witalis Wieder - uniknęli odpowiedzialności. Uciekli razem z wycofującymi się oddziałami niemieckimi i słuch po nich zaginął.
bm