Urodził się i wychował w domu Antoniego Roberta Stanisławskiego – prawnika i poety, wykładowcy uniwersytetów w Charkowie i Kazaniu. Rodzice malarza prowadzili aktywne życie towarzyskie, obracali się w kręgach związanych ze sztuką i kulturą.
- Gdyby nie ukraińska mgła zadumy w jasnoniebieskich oczach, można by o Stanisławskim powiedzieć: figura Rabelaisowska. Ten olbrzym, gruby jak piec, był podobny do Pantagruela z ilustracji Dorego – pisał Tadeusz Boy–Żeleński w swoich zapiskach przytoczonych w audycji Ewy Prządki w Polskim Radiu w 2004 roku. - Był synem profesora, tłumacza "Boskiej komedii", studiował matematykę, z której przeszedł do malarstwa zawadziwszy o dom obłąkanych. Podobno wskutek nieszczęśliwej miłości do pianistki Antoniny S. Opowiadał raz, że spotkał tam wariata, który mu mówił zdumiewające rzeczy o kolorach – snuł opowieść o Stanisławskim Boy–Żeleński.
21:51 Stanisławski.mp3 "Jan Stanisławski". Audycja Ewy Prządki z cyklu "Szkic do portretu". (PR, 25.11.2004)
Plany matematyczne
Jan Stanisławski rzeczywiście początkowo zamierzał zająć się nauką. Studiował matematykę na Uniwersytecie Warszawskim, a po ukończeniu studiów wyjechał do Petersburga, gdzie zamierzał kontynuować dobrze zapowiadającą się karierę matematyczną w Instytucie Technologicznym. Nie minęło jednak kilka miesięcy i Stanisławski wrócił do Warszawy, by uczyć się malarstwa – jednak jak twierdzą niektórzy – raczej pod wpływem zbiorów malarstwa w petersburskim Ermitażu, które zrobiły na nim wielkie wrażenie, niż nieszczęśliwej miłości.
Edukacja artystyczna
W Warszawie uczył się w klasie rysunkowej i w prywatnej Szkole Rysunkowej Wojciecha Gersona. Następnie wyjechał do Krakowa, by kontynuować studia w tamtejszej Szkole Sztuk Pięknych. Miasto i jego atmosfera zachwyciły młodego malarza, natomiast sztywne, akademickie metody nauczania na uczelni rozczarowały, w związku z czym po dwóch latach zdecydował się przerwać studia.
Dalej - od 1885 roku - uczył się w Paryżu, w pracowni popularnego portrecisty Emila Carolusa-Durana. Wiele w tym czasie podróżował, przede wszystkim na Ukrainę, ale również do państw Europy zachodniej, między innymi do Włoch, Hiszpanii, Szwajcarii, Niemiec, Austrii czy Czech.
- Jego obrazy dano na salon jesienny paryski, co było absolutną nobilitacją - mówiła w audycji Ewy Prządki w Polskim Radiu Stefania Krzysztofowicz-Kozakowska.
Kariera
Do Polski z Paryża wrócił w 1896 roku przez Berlin, gdzie zatrzymał się, by pracować razem z Wojciechem Kossakiem nad panoramą "Przejście przez Berezynę" - jego zadaniem było malowanie części pejzażowych obrazu.
W Krakowie na zaproszenie dyrektora Szkoły Sztuk Plastycznych, Juliana Fałata, został profesorem pracowni malarstwa pejzażowego przywróconej po 20 latach przerwy. Jako nauczyciel akademicki był bardzo aktywny. Zrewolucjonizował też dotychczasowe metody kształcenia malarzy wprowadzając obowiązkowe plenery malarskie, co wtedy nie było jeszcze praktykowane.
- Stanisławski był tym, który pierwszy opuścił wraz ze studentami mury akademii. Było to coś na kształt rewolucji dydaktycznej – mówiła Stefania Krzysztofowicz-Kozakowska w audycji Ewy Prządki w Polskim Radiu.
Sztuka Stanisławskiego
Jako wybitny pejzażysta podniósł rangę tego gatunku choć paradoksalnie jego obrazy były zwykle bardzo małych rozmiarów. Nigdy nie umieszczał w swoich dziełach ludzi ani zwierząt. W tematyce ograniczał się wyłącznie do malarstwa pejzażowego. Swoje zainteresowanie skupiał na roślinach, wioskach, chmurach, plenerach, głównie zapamiętanych z dzieciństwa i późniejszych pobytów na Ukrainie. Ziemie te do końca życia przyciągały go urokiem surowej, nizinnej przyrody.
Często wracał do tych samych tematów, jak drzewa, zabudowania wiejskie, czy Dniestr, który uwiecznił na wielu obrazach w różnych porach dnia i oświetleniu. Stanisławski w bardzo nowatorski, wręcz fotograficzny sposób kadrował swoje obrazy. Pokazywał często jedynie ciasny wycinek większej całości, skupiając się za to na detalach, które umieszczał zwykle na pierwszym planie. Zalety malarstwa Stanisławskiego krytyk sztuki Stefania Krzysztofowicz-Kozakowska charakteryzowała w ten sposób:
- Po pierwsze umiejętność odczytywania pejzażu, umiejętność dostrzeżenia pewnego fragmentu pejzażu, który w pewnym momencie mu się wydawał niesłychanie interesujący. Poprzez bardzo delikatne ale pewne siebie muśnięcie pędzla powstawało skończone dzieło sztuki – mówiła znawczyni w audycji Ewy Prządki w Polskim Radiu. - Podporządkowywał całość kompozycji jakiemuś jednemu elementowi. Mogły to być bodiaki, mogły być suchory ze stepów ukraińskich, którym nadawał rolę jakby "aktora". Ten główny motyw na ogół był malowany tak faliście, secesyjnie, a reszta to było zamglone tło – dodawała Krzysztofowicz-Kozakowska.
Prądy artystyczne
Jan Stanisławski był jednym z przedstawicieli Młodej Polski. Jednak w początkowym okresie swojej twórczości odwoływał się głównie do osiągnięć realizmu. W Paryżu zetknął się natomiast z impresjonizmem, który miał pewien wpływ na jego malarstwo. Następnie, będąc już w Polsce nieco zdynamizował swoje pejzaże kierując się w stronę ekspresjonizmu. Od roku 1900 w jego twórczości dominuje natomiast symbolizm.
Stanisławski prywatnie
Słynął z potężnej postury i obfitej tuszy a także rubasznego humoru. Był znaną i barwną postacią w środowisku artystycznym Krakowa. Jednak kontakt z nim wiązał się tez z pewnym ryzykiem.
- Obcowanie z nim zawsze budziło pewien niepokój. Podrażniony miewał wybuchy furii, których się bano. Zdawało się, że może zabić człowieka. To również przydawało mu autorytetu. Przy jego wzroście i sile któżby się takiemu sprzeciwił – pisał Tadeusz Boy–Żeleński.
Aktywny działacz
Stanisławski był także aktywnym działaczem artystycznym: założył Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie a razem z Józefem Chełmońskim Towarzystwo Artystów Polskich "Sztuka". Należał też do Stowarzyszenia Artystów "Secesja Wiedeńska".
W Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie wykształcił wielu malarzy, między innymi Tadeusza Makowskiego i Stanisława Ignacego Witkiewicza, choć każdy z nich poszedł zupełnie inną drogą niż mistrz.
Jan Stanisławski zmarł młodo w wieku 47 lat. Przed śmiercią pochłonięty był przygotowaniami do własnej monograficznej wystawy.
az