Aleksander Gurjanow, koordynator Programu Polskiego w Stowarzyszeniu Memoriał w Moskwie, współautor ksiąg z biogramami polskich obywateli poddawanych represjom w ZSRR, zajmuje się tematyką deportacji, internowania i zbrodni katyńskiej.
Historyk Memoriału: Katyń to zbrodnia, ale wciąż nikt w Rosji nie nazywa Stalina i NKWD zbrodniarzami
Jako koordynator Programu Polskiego w Stowarzyszeniu Memoriał w Moskwie kieruje obecnie tworzeniem tzw. ksiąg pamięci, poświęconych ofiarom Katynia, zawierających biogramy zamordowanych.
Czym wyróżnia się zbrodnia katyńska na tle bezmiaru sowieckich represji? Aleksander Gurjanow zaznacza, że zbrodnia katyńska to uznawane we wszystkich kulturach za haniebne mordowanie jeńców wojennych. Do tego, jak zaznacza badacz, władze od początku całkowicie wypierały się sprawstwa tej zbrodni, konstruując tzw. kłamstwo katyńskie. W pewnym wymiarze z kłamstwem katyńskim mamy do czynienia i dziś. Badacz zaznacza, że w Rosji aktywni są wciąż tzw. negatorzy zbrodni katyńskiej.
Śledztwo rosyjskie dotyczące zbrodni katyńskiej w 2004 roku umorzyło sprawę, nie nadało zbrodni ani właściwej kwalifikacji prawnej (wskazano na nadużycie władzy, czyli przekroczenie uprawnień), ani nie ujawniło winnych. Nie można też, jak mówi badacz, uzyskać od władz potwierdzenia śmierci poszczególnych ofiar zbrodni katyńskiej, wskazanych imiennie. Przez dziesiątki lat rodziny ofiar zbrodni katyńskiej były okłamywane przez władze radzieckie, także teraz nie ma pełnego dostępu do dokumentów w tej sprawie.
Aleksander Gurjanow mówi, że w archiwach FSB ciągle pozostają utajnione dokumenty. - Nie wiemy jakie, ale są tam na pewno. Przez długie lata uważałem, że spośród dokumentów historycznych, wytworzonych w 1939, 1940, 1941, wszystkie zostały udostępnione. Teraz wiem, że tak nie jest – zaznacza.
Rosyjska kampania historyczna. Anna Dyner (PISM): ujawniamy najważniejsze cele Moskwy i stąd jej kaskada zaprzeczeń
Utajnione materiały
Katyń zaś – jak przypuszcza badacz Memoriału – jak i wiele innych spraw, także prezentowane przez Kreml kłamstwa historyczne, jest dla obecnych władz rosyjskich przede wszystkim przedmiotem przetargu.
- Ta władza traktuje wszystko przetargowo. Wydaje się, że kwestia katyńska to dla władz pewien element w przetargu. Wydaje im się, że wszystko można wytargować, jest tylko kwestia ceny – zaznacza też nasz rozmówca.
***
W rozmowie także o powstających dzięki pracy Memoriału księgach pamięci obywateli polskich, osób, które były deportowane, internowane, o próbie rekonstrukcji białych katyńskich plam.
Nie wiemy wciąż, gdzie inne cmentarze katyńskie (na obecnej Ukrainie i Białorusi) poza znanymi czterema (w Katyniu, Miednoje, Charkowie i Bykowni). Nie mamy tzw. listy białoruskiej, są problemy z odtworzeniem pełnej i bezbłędnej listy rozstrzelanych jeńców, których wywieziono ze Starobielska do Charkowa. Więcej w rozmowie.
PAP
***
PolskieRadio24.pl: Jaką postawę zajmuje wobec zbrodni katyńskiej rosyjski rząd?
Aleksander Gurjanow, koordynator Programu Polskiego w Stowarzyszeniu Memoriał w Moskwie: Najważniejszym elementem oficjalnego stanowiska Rosji jest dokonane w latach 1990 i 1992 i potwierdzone przez rosyjski parlament w roku 2010 uznanie sowieckiego sprawstwa zbrodni katyńskiej. Jednak inne elementy tego stanowiska sprawiają, że staje się ono dwoiste i po części wewnętrznie sprzeczne
Władze Rosji w ostatnim czasie w szczególny sposób próbowały fałszować historię, wręcz w sposób brawurowy – wystarczy przytoczyć wypowiedzi prezydenta Rosji Władimira Putina na temat przyczyn II wojny światowej. Choć to ZSRR napadł na Polskę wspólnie z III Rzeszą w myśl tajnego protokołu paktu Ribbentrop-Mołotow, to Putin próbował przerzucić winę za wybuch wojny na jej pierwszą ofiarę – na Polskę.
Przypuszczam, że władza w Rosji traktuje wiele spraw przetargowo. Władze są przekonane, że wszystko można wytargować - jest tylko kwestia ceny.
Gdy władze rosyjskie wzmagają retorykę antypolską, liczą na to, że w zamian za obietnicę jej zaprzestania uda im się coś uzyskać. Być może kwestia katyńska to dla Kremla też pewien element przetargu.
W kwestii Katynia rosyjskie śledztwo uznało sowieckie sprawstwo, stwierdzając że za zbrodnię odpowiada NKWD. Ale i tak nie przyznało się do całej prawdy.
To prawda, śledztwo nie wskazało na odpowiedzialność Józefa Stalina i innych członków Politbiura KC WKP(b), uznało za winnych wyłącznie kilku funkcjonariuszy szczebla kierowniczego NKWD.
To śledztwo oczywiście w wielu kwestiach było ułomne, nie określiło także właściwie przedmiotu śledztwa, winy. Sama kwalifikacja czynu była fałszywa.
Kwalifikacja czynu była wręcz groteskowa. Bo śledztwo uznało za winnych tylko kilku funkcjonariuszy NKWD szczebla kierowniczego, a ich czyny zakwalifikowano wedle artykułu 193.17 kodeksu karnego, obowiązującego w 1940 roku. Artykuł ten przewiduje odpowiedzialność karną osób z wyższej kadry dowódczej Armii Czerwonej z powodu nadużycia władzy. A zatem chodzi o przekroczenie uprawnień, pełnomocnictw.
W zestawieniu ze znanym już wówczas dokumentem - rozkazem Józefa Stalina i jego otoczenia z 5 marca 1940, rzeczywiście jest to groteskowe.
Dokument ten określa się jako decyzję Biura Politycznego. Dowodem winy Stalina i kilku członków Politbiura są ich własnoręczne podpisy na piśmie Ławrientija Berii z wnioskiem o rozstrzelanie polskich jeńców i więźniów. Wniosek Berii stał się częścią decyzji Biura Politycznego z 5 marca.
PAP
Pan od dawna zajmuje się kwestią zbrodni katyńskiej – jako koordynator Programu Polskiego w Stowarzyszeniu Memoriał w Moskwie. Jak to się stało, że pan zaczął się zajmować sprawami Katynia?
Sprawami represji sowieckich wobec obywateli polskich zajmuje się nie tylko Memoriał moskiewski, ale również oddziały Memoriału w innych miastach, należące do konfederacji Memoriałów. Tymi oddziałami kierują inne osoby.
A jak to wszystko się zaczęło? Około 30 lat temu, w latach 1989 i 1990, Memoriał organizował pierwsze wystawy publiczne. W Moskwie w 1989 roku zorganizowana została wystawa na 50-lecie paktu Ribbentrop-Mołotow, której część była poświęcona zbrodni katyńskiej. W 1990 roku przygotowano zaś odrębną wystawę na 50-lecie zbrodni katyńskiej.
Na pierwszą wystawę przyszedłem jako widz. Zaangażowano mnie przy organizacji drugiej z nich, głównie z racji znajomości języka polskiego. A ta druga wystawa Memoriału zbiegła się z komunikatem agencji prasowej TASS o sprawstwie Związku Radzieckiego w odniesieniu do zbrodni katyńskiej, a zatem uznaniem tego faktu przez rosyjskie władze.
Tego też dnia, gdy TASS podała, że za zbrodnię katyńską odpowiada NKWD, Michaił Gorbaczow przekazał Polsce kopie dokumentów - listy więźniów z obozu jenieckiego w Kozielsku do Smoleńska oraz z obozu w Ostaszkowie - do Kalinina oraz listę akt ewidencyjnych jeńców, wywiezionych z obozu NKWD w Starobielsku.
W 1990 roku wszczęte zostało śledztwo katyńskie. Uznaliśmy, że nie ma potrzeby angażowania się w tę kwestię, bo do wyjaśnienia tej sprawy skierowano wykwalifikowane kadry. Potem przez długie lata Memoriał nie zajmował się kwestią zbrodni katyńskiej, wychodząc z założenia, że zajmują się tym zawodowi historycy, profesjonaliści.
Memoriał zajął się zatem innymi kategoriami represjonowanych polskich obywateli w Związku Radzieckim, w tym deportacjami. Według naszych ustaleń dotyczą 320 tysięcy obywateli polskich, deportowanych w ciągu 1940 roku i potem w maju-czerwcu 1941 roku. Naszym celem było upamiętnienie imienne tych, którzy zostali poddani represjom, przywrócenie im indywidualnej pamięci.
Pracowaliśmy na podstawie dokumentów NKWD z archiwów centralnych, ale także z archiwów regionalnych MSW. Wspólnie z warszawskim Ośrodkiem KARTA wydaliśmy w formie książek biogramy obywateli polskich deportowanych do obwodu archangielskiego, wołogodzkiego, mołotowskiego (permskiego), do Republiki Komi. Nasze obliczenia sporządzone dla tych regionów na bazie zebranych nazwisk ofiar, zgadzają się ze sprawozdawczością statystyczną NKWD.
Drugą grupą represjonowanych obywateli polskich, którymi się zajmowaliśmy, są internowani – czyli zatrzymani, aresztowani w 1944 i 1945 roku na terenach wyzwalanych spod okupacji niemieckiej – na tyłach frontu niemiecko-sowieckiego. To około 40 tysięcy ludzi. Około połowa z nich – to członkowie Armii Krajowej i innych formacji podziemnych z okresu okupacji. Osoby te nie były skazywane wyrokami sądów czy trybunałów, a po prostu aresztowane i osadzane w obozach jenieckich NKWD, najczęściej razem z jeńcami wojennymi z Niemiec – w osobnych podobozach, ale w tych samych obozach i strukturach. Zajmowaliśmy się również upamiętnieniem imiennym więźniów łagrów, osób skazanych przez sądy i trybunały w trybie indywidualnym na kary pozbawienia wolności.
Zebrane ustalenia wydawaliśmy w postaci ksiąg pamięci, poświęconych poszczególnym grupom represjonowanych. Na przykład dotyczyły one deportowanych do obwodu archangielskiego, polskich więźniów z łagrów w rejonie Workuty, internowanych w Borowiczach w obozie jenieckim nr 270, internowanych w obozach jenieckich w Riazaniu i Ostaszkowie, odpowiednio o numerach 178 i 41.
Te księgi wydawaliśmy wspólnie z warszawskim Ośrodkiem KARTA w serii wydawniczej ”Indeks Represjonowanych”. Opracowywaliśmy je razem w tym sensie, że my tworzyliśmy bazę danych na podstawie dokumentów NKWD z archiwów posowieckich, a nasi polscy koledzy dodawali do tego dane ze źródeł polskich. Oprócz biogramów w języku polskim każda księga zawierała obszerne dwujęzyczne wprowadzenia historyczne i źródłoznawcze oraz wykazy źródeł. Zajmowaliśmy się tym przez kilkanaście lat, wydaliśmy 18 takich woluminów.
PAP
Kiedy Memoriał zajął się sprawą zbrodni katyńskiej?
W Memoriale powróciliśmy do sprawy zbrodni katyńskiej dopiero w 2005 roku, kiedy publicznie ogłoszone zostało umorzenie śledztwa Głównej Prokuratury Wojskowej – z powodu śmierci osób winnych.
Postanowienie o umorzeniu zapadło, jak się okazało, we wrześniu 2004 roku. Do wiadomości publicznej zostało podane dopiero pół roku później, 11 marca 2005 roku. Wtedy dopiero dowiedzieliśmy się o kwalifikacji prawnej, przyjętej przez śledczych.
Śledztwo zostało umorzone i wszystkie materiały zostały utajnione. Co prawda, potem niektóre z nich odtajniono. Prokuratura odmówiła jednak podania nazwisk osób uznanych za winne.
My, jako Memoriał, wystosowaliśmy pismo do prokuratury z zapytaniem, kto został uznany za winnego. Dostaliśmy wówczas odpowiedź z prokuratury, że chodzi o kilku funkcjonariuszy szczebla kierowniczego NKWD. Nazwisk podać zaś nie można, bo postanowienie o umorzeniu jest utajnione. Podana jednak została kwalifikacja prawna, o której przed chwilą wspomniałem – według art. 193.17 kk z 1926 roku, obowiązującego w 1940 roku, który mówi o przestępstwie nadużycia władzy.
Jednocześnie dowiedzieliśmy się, że w przypadku wniosków w trybie obowiązującej ustawy o rehabilitacji ofiar represji politycznych Główna Prokuratura Wojskowa odmawia zajęcia się tymi wnioskami. Takie wnioski złożyło do GPW co najmniej kilkanaście rodzin katyńskich, i niezależnie od nich Stowarzyszenie Memoriał złożyło w trybie tej ustawy wnioski o rehabilitację 16 innych zgładzonych jeńców z obozów kozielskiego i ostaszkowskiego.
Ustawa o rehabilitacji ofiar represji politycznych to jeden z bardzo nielicznych, a może jedyny taki instrument prawny, w trybie którego państwo rosyjskie ma obowiązek przyznania swojej odpowiedzialności za represjonowanie, pozbawienie życia, pozbawienie wolności pojedynczego obywatela, wskazanego imiennie. Dlatego Memoriał przywiązuje wielką wagę do rehabilitacji imiennej. To jest niemalże jedyna droga, na której państwo jest zmuszone, by przyznać się do winy wobec indywidualnego obywatela.
PAP
Jakie były efekty starań o rehabilitację ofiar zbrodni katyńskiej?
Kiedy dowiedzieliśmy się, że prokuratura odmawia zajmowania się wnioskami rodzin, które wnioskują o rehabilitację, wystąpiliśmy z takimi wnioskami już nie jako reprezentanci rodzin, ale jako Stowarzyszenie Memoriał. Ustawa o rehabilitacji przewiduje możliwość, że wnioskodawcą nie musi być krewny. Może to być dowolna osoba, także stowarzyszenie społeczne.
Podjęliśmy próbę rehabilitacji dla grupy, którą uznaliśmy za grupę pilotażową - 16 jeńców z obozu kozielskiego, ostaszkowskiego.
Rozumowaliśmy w ten sposób, że gdy uda nam się uzyskać rehabilitację 16 osób, to na tej podstawie będziemy dążyli do zrehabilitowania imiennego wszystkich rozstrzelanych jeńców, każdej osoby oddzielnie.
I tak właśnie się stało, że zaczęliśmy zajmować się zbrodnią katyńską. W odpowiedzi na zgłaszane przez nas imienne wnioski o rehabilitację konkretnych osób, GWP odmawiała wykonania procedury, do której zobowiązywała ją ustawa, wkrótce nie było już innego wyjścia, tylko zaskarżać postępowanie prokuratury w sądach rosyjskich.
Zaskarżać, po to, by przejść przez kolejne instancje.
Równolegle domagaliśmy się odtajnienia akt śledztwa, a przede wszystkim postanowienia o umorzeniu śledztwa. To ważne, bo postanowienie o umorzeniu śledztwa musi zawierać w pewnym skrócie wszystkie wyniki śledztwa i dochodzenia. Musi zawierać nazwiska osób uznanych za winne i tak dalej. Zatem i w tej sprawie trzeba było zaskarżać w sądach odmowę odtajnienia tego postanowienia przez Główną Prokuraturę Wojskową.
Przeszliśmy przez wszystkie instancje sądów w Rosji – od Chamowniczeskiego Sądu Rejonowego, poprzez Moskiewski Sąd Miejski, przez Prezydium Moskiewskiego Sądu Miejskiego, przez odwołania do Sądu Najwyższego. Oczywiście przegraliśmy we wszystkich tych instancjach. Już po drugiej instancji uzyskaliśmy możliwość wystąpienia do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) w Strasburgu.
ETPC nie przyjął naszej skargi do rozpatrzenia, uznając, że nie jesteśmy właściwym wnioskodawcą. Ocenił, że odmowy sądów rosyjskich nie zaszkodziły naszym interesom jako Stowarzyszenia Memoriał. W tym samym czasie ETPC przyjął do rozpatrzenia skargi złożone przez rodziny. Tu chodzi o ową bardzo głośną i znaną sprawę, która doczekała się orzeczenia ETPC. My występowaliśmy w tej sprawie jako strona trzecia.
Nie daliście jednak za wygraną w kwestii pozostałych ofiar zbrodni katyńskiej.
Jak przypomnę jednak, w Rosji na drodze sądowej doznaliśmy niepowodzeń, m.in. w kwestii uznania rehabilitacji imiennej. Dodam, że prokuratura odmawiała uznania nie tylko motywu politycznego zgładzenia poszczególnych jeńców, ale też faktu egzekucji i śmierci każdego jeńca, którego zgłaszano z imienia i nazwiska.
To paradoksalna sytuacja: uznanie sprawstwa sowieckiego jest faktem i z niego dość trudno się wycofać – a nawet to jest moim zdaniem niemożliwe.
Uznanie, że ofiarą zbrodni katyńskiej padły tysiące obywateli polskich – jest zatem w Rosji możliwe. Ale gdy wspomina się o kimkolwiek z imienia i nazwiska, to w Rosji spotykamy się z odmową uznania tej osoby za ofiarę zbrodni katyńskiej.
To oznacza, że państwo rosyjskie za wszelką cenę utrzymuje status osób zgładzonych w trakcie zbrodni katyńskiej jako anonimowej masy bezimiennych ofiar. Takie podejście jest sprzeczne z podstawowym zadaniem statutowym Stowarzyszenia Memoriał – imiennym dokumentowaniem losu osób represjonowanych – i w ogóle z rozumieniem praw człowieka i podejściem do historii.
To stało się głównym bodźcem do podjęcia prac nad księgami, których gatunek w Rosji określa się jako ”księgi pamięci”. To zbiory biogramów ofiar zbrodni katyńskiej. Pierwsza księga ”Zabici w Katyniu” została wydana przez Stowarzyszenie Memoriał prawie 5 lat temu we wrześniu 2015 roku. We wrześniu 2019 roku wydano zaś trzytomową księgę pamięci ”Zabici w Kalininie, pogrzebani w Miednoje”.
Zwróciłam uwagę na stwierdzenie Memoriału o wyjątkowości zbrodni katyńskiej. Jak napisano m.in. w księdze o której pan wspomina: ”Po raz pierwszy w trakcie II wojny światowej – i w historii Europy - po konwencji haskiej z 1907 roku – jedno państwo rozstrzelało obywateli innego państwa, których samo uznało za jeńców wojennych”. Rosyjskie władze starają się umniejszyć rangę tego co się stało, czy rozmyć to, co się stało. Było to jednak wyjątkowe zdarzenie nawet na tle bezmiaru represji ZSRR.
Ta zbrodnia wyróżnia się spośród wielu innych zbrodni stalinowskich, sowieckich, nie liczbą ofiar, ale tym, że bez sądu, zbiorowo, zgładzono jeńców wojennych. To na całym świecie zawsze było uważane za haniebne, za największą hańbę, najcięższą zbrodnię, za zbrodnię wojenną przeciwko jeńcom.
Jest jeszcze jeden aspekt, który wyróżnia zbrodnię katyńską pośród innych zbrodni stalinowskich. To kłamstwo katyńskie.
Kłamstwo katyńskie – z którym trzeba się zmagać do dzisiaj.
W kwestii terroru sowieckiego i represji wobec obywateli sowieckich, władze ZSRR od połowy lat 1950-tych przyznawały się do nich połowicznie, z wielkimi oporami, oczywiście zniekształcając prawdę, czy w części ją utajniając. Nie było jednak totalnego zaprzeczenia tych zbrodni, systemowego przerzucania sprawstwa na hitlerowców.
Natomiast absolutnie zaprzeczano radzieckiemu sprawstwu zbrodni katyńskiej. To wyróżnia Katyń w szeregu przerażających zbrodni stalinowskich.
W kwestii represji władzom ZSRR chodziło o zastraszenie narodu– tak, żeby nikt nie śmiał domagać się sprawiedliwości, ujawienienia całej prawdy.
Chodziło o zastraszenie jednostek, by w ogóle nie śmiały mówić o tym, że reżim popełniał zbrodnie. I by nie ważyły się myśleć, że to oznacza, iż reżim jest zdolny do popełnienia zbrodni również w teraźniejszości czy przyszłości.
Wiele przypadków represji w Rosji wymaga zbadania.
Memoriał i nad tym pracuje. Nasz program polski to nie więcej niż 3-5 procent działalności Stowarzyszenia Memoriał.
Represje sowieckie to oczywiście olbrzymie pole badań. Wracając jeszcze do Katynia, jako że jest pan jednym z najwybitniejszych badaczy zbrodni katyńskiej…
Jest wielu lepszych znawców tych wydarzeń ode mnie – także w Polsce. Mam dość wąskie poletko specjalizacji – upamiętnianie imienne. Tym nie zajmują profesjonalni się historycy, do których ja nie należę. Moją specjalizacją jest dokumentowanie imienne. I to jest właśnie w szerszym wymiarze specjalność Stowarzyszenia Memoriał.
Jednak poświęcił pan badaniu zbrodni katyńskiej wiele lat życia. Mamy tu wciąż wiele białych plam. Nie mamy tzw. listy białoruskiej, nie wiemy, gdzie pochowanych jest wiele ofiar zbrodni katyńskiej, gdzie znajdują się kolejne cmentarze katyńskie, m.in. na terenie obecnej Białorusi, na Ukrainie. Czego jeszcze nie wiemy, jakich informacji musimy szukać w kwestii Katynia?
Opowiem na początek o swoim przypadku. Mam obecnie problem źródłowy. Przystąpiliśmy bowiem do opracowania następnej księgi pamięci, dotyczącej kolejnej grupy jeńców–ofiar zbrodni katyńskiej. Chodzi rozstrzelanych jeńców obozu starobielskiego. Tutaj sytuacja źródłowa jest dużo gorsza niż w przypadku jeńców z obozu kozielskiego, czyli tych, których pogrzebano w Katyniu, i gorsza niż w przypadku jeńców obozu ostaszkowskiego, czyli tych, których pogrzebano w Miednoje.
Na podstawie jakich źródeł powstawały tamte spisy?
Do pierwszych dwóch grup, rozstrzelanych w Katyniu i Miednoje, i do dwóch ksiąg im poświęconym, które już wydaliśmy, mieliśmy podstawowe i niezbędne źródło. Chodzi tu o dokumenty zawierające dane osobowe rozstrzelanych jeńców, wytworzone w ramach specjalnej operacji zagłady NKWD. Fakt umieszczenia danej osoby w takim dokumencie jest mocnym dowodem na to, że dana osoba rzeczywiście padła ofiarą zbrodni katyńskiej na mocy decyzji biura politycznego z 5 marca 1940 roku.
Tym ważnym źródłem są tzw. listy wysyłkowe.
Powiedzmy, czym są listy wysyłkowe.
Centrala NWKD kierowała listy wysyłkowe do obozów, z rozkazami żeby wszyscy jeńcy, których na poszczególnej liście było zazwyczaj około 100, zostali natychmiast odesłani do właściwego obwodowego zarządu NKWD.
W przypadku obozu kozielskiego mieli być kierowani do zarządu NKWD na obwód smoleński – do Smoleńska. A w przypadku obozu ostaszkowskiego – do zarządu NKWD na obwód kaliniński – do Kalinina, dzisiejszego Tweru.
Listy wysyłkowe w sposób wiarygodny określiły spis personalny ofiar. Wiemy, że jeżeli jeniec figuruje na tej liście, to w jego sprawie tzw. trójka wyznaczona przez biuro polityczne wydała postanowienie o rozstrzelaniu.
W przypadku obozu starobielskiego nie mamy tego źródła - nie mamy list wysyłkowych ani innych dokumentów tego rodzaju.
Co prawda, listy wysyłkowe nie były jedynym dokumentem, zawierającym dane personalne, wytworzonym w ramach dość skomplikowanej operacji zagłady NKWD. Tak się jednak składa, że w przypadku Kozielska i Ostaszkowa listy wysyłkowe są jedynym obecnie dostępnym źródłem, wytworzonym w ramach operacji wykonania decyzji Politbiura z 5 marca 1940 i zawierającym dane osobowe wszystkich jeńców, którzy podlegali zagładzie – innych dokumentów tego rodzaju de facto nie mamy.
W przypadku obozu starobielskiego mamy do dyspozycji inną listę. Na niej są nazwiska co najmniej kilkudziesięciu osób, które na pewno nie zostały rozstrzelane. Jest też pewna liczba osób, co do których przypuszczamy, że nie zostały rozstrzelane – nie mamy jednak takiej pewności, bo nie mamy potwierdzających to dokumentów.
Co więcej, jest co najmniej kilkanaście, a może i ponad 20 osób, które na pewno zostały rozstrzelane na mocy decyzji z 5 marca 1940 roku, ale nie figurują na liście starobielskiej.
To wielki problem źródłoznawczy dla badaczy – dlaczego listy wysyłkowe dla obozu kozielskiego i ostaszkowskiego ocalały i są dostępne? Wprowadzono je, dodajmy, do obiegu naukowego około 30 lat temu. Pytanie zatem, dlaczego tego samego rodzaju list nie mamy dla obozu starobielskiego?
W tej chwili dla mnie to jeden z najważniejszych problemów.
To bardzo ważny problem i oczywiście jeden z wielu problemów.
Zagadką jest oczywiście lista białoruska. To jeszcze większy problem. Bo w przypadku obozu starobielskiego z marginesem błędu plus minus kilkadziesiąt osób - potrafimy podać skład imienny.
Co można zatem powiedzieć o liście starobielskiej z NKWD? Widnieją na niej osoby rozstrzelane następnie w Charkowie na mocy decyzji sowieckich władz.
To też lista NKWD, ale wytworzona nie w ramach operacji zagłady. Jest pośrednio z nią związana. To lista wytworzona przez szczególny organ obozowy NKWD, obozową komórkę kontrwywiadu NKWD. Miała ona swego rodzaju autonomię. Prowadziła swoją własną autonomiczną ewidencję jeńców, ale nie miała obowiązku uwzględniać w niej wszystkich. Ta dokumentacja miała bowiem inny cel.
Obrót papierów urzędowych w ramach operacji zagłady odbywał się na podstawie ewidencji innej komórki obozowej, mianowicie oddziału ewidencyjnego. Miał on obowiązek prowadzenia akt osobowych, kartoteki. Zobowiązany był także do przesyłania akt osobowych do centrali w ramach operacji zagłady na podstawie decyzji biura politycznego.
Zaś komórka kontrwywiadu nie uważała siebie za ciało za podległe administracji obozu, ale kontrwywiadowi okręgu wojskowego. Był to inny pion w NKWD. Nie mieli oni obowiązku skrzętnego prowadzenia ewidencji – na przykład jeśli kogoś odesłano z obozu, nie musiano tego odnotować w ewidencji kontrwywiadu. Natomiast akta z oddziału ewidencyjnego miały w założeniu być przesyłane wraz z jeńcem na nowe miejsce pobytu.
Dlatego na liście komórki kontrwywiadu znajdują się jeńcy, których już wcześniej odesłano z obozu, znalazła się tam grupa jeńców wyłączona z rozstrzelania i odesłana do obozu juchnowskiego, potem griazowieckiego.
Poza tym skoro instrukcja prowadzenia sprawozdawczości nie nakładała na kontrwywiad obowiązku wpisania każdego jeńca– to były i takie osoby, których w tym spisie nie uwzględniono.
To tzw. lista Michaiła Gajdideja, który był naczelnikiem oddziału kontrwywiadu obozu, tzw. oddziału specjalnego. Podsumowując: jest tam więcej osób niż było ofiar, są dziesiątki ludzi, którzy nie zostali rozstrzelani. Z drugiej strony brak tam osób, które zostały rozstrzelane – w mojej ocenie to może być 20-30 osób.
Jeszcze inne problemy badawcze?
Brak listy białoruskiej to oczywiście o wiele poważniejszy problem. Tu w ogóle brak nazwisk, choć są przypuszczenia co do tego, kto tam się znajdował.
Jak wiadomo, skład personalny więźniów, rozstrzelanych na Ukrainie na podstawie decyzji biura politycznego – jest dobrze udokumentowany. Mamy spis powstały w ramach operacji zagłady. Nie ma list wysyłkowych, jednak znamy ich numery.
Jednocześnie mamy problem z miejscami rozstrzelania i pochówku osób z tej listy – wiemy o Bykowni pod Kijowem. Jednak zapewne pochowanych zostało tam około 2000 osób z tego spisu, a liczy on prawie 3,5 tysiąca osób.
Zatem jest kwestia ustalenia co najmniej jednego lub więcej miejsc rozstrzelania i pochówku na Ukrainie.
Jest to zatem kwestia kolejnych cmentarzy katyńskich na Ukrainie.
Na Białorusi nie znamy zaś ani nazwisk, ani miejsca. Co prawda, są wskazania, że przynajmniej część, może wszyscy więźniowie podlegający zagładzie na mocy decyzji Politbiura z 5 marca 1940, zostali rozstrzelani w Kuropatach pod Mińskiem. Ustalenie tego wymagałoby podjęcia badań.
To wymagałoby po pierwsze otwarcia białoruskich archiwów, po drugie ekshumacji w Kuropatach.
Czasem nie mamy do dyspozycji odpowiednich dokumentów, ale to nie znaczy, że nie istnieją.
Jeśli chodzi o listy starobielskie, nie wydaje mi się, żeby były niedostępne z powodu utajnienia. Jest raczej słaba nadzieja, że są niezewidencjonowane, zapomniane.
Możliwe, że część tych archiwów do tej pory jest nieuporządkowania, niezinwentaryzowana, nie ma inwentarzy.
Czy w kwestii Katynia widać jeszcze jakieś białe plamy?
Wiadomo, że część dokumentów dotyczących zbrodni katyńskiej jest jeszcze utajnionych. Nie wiemy jakie, ale takie są na pewno.
Przez długie lata uważałem, że spośród dokumentów historycznych, wytworzonych w 1939, 1940, 1941, wszystkie zostały udostępnione.
Jednak w trakcie naszych przepychanek z prokuraturą i sądami, wyszło na jaw, że na przykład w Centralnym Archiwum Federalnej Służby Bezpieczeństwa są pewne dokumenty, z których nie zdjęto klauzuli tajności.
Nie wiemy, co to za dokumenty. Nie sądzę, żeby były to poszukiwane przez nas starobielskie listy wysyłkowe. Ale z pewnością jakieś dokumenty są utajnione.
To są dokumenty NKWD?
Raczej tak, ale nie wiemy jakie. Niekoniecznie są to dokumenty wielkiej wagi. Może są to dokumenty zawierające personalia sprawców zbrodni. Trudno jednak powiedzieć.
Zatem jednak jak widać, są rzeczy, które próbuje się ukryć, przed społeczeństwami Polski i Rosji.
Nie jestem przekonany, że zawsze to jest celowe działanie żeby coś ukryć. W tego rodzaju służbach zawsze jest wielka niechęć do odtajniania czegokolwiek.
I do badania zbrodni.
Też, ale także do odtajniania. Jeśli kiedyś dokument został opatrzony klauzulą, to organa i archiwa niechętnie zajmują się jej zdejmowaniem, unieważnieniem utajnienia.
Tymczasem wciąż pojawiają się próby zafałszowania prawdy o zbrodni katyńskiej. Pojawiają się artykuły takie jak publicysty Władysława Szweda – w rocznicę decyzji biura politycznego z 5 marca w sprawie rozstrzelaniapolskich oficerów na portalu RIA Nowosti ukazał się z nim wywiad, który podważał radzieckie sprawstwo zbrodni katyńskiej. To w dzisiejszych czasach coś niebywałego – dodajmy, że Szwed nie jest historykiem.
Rzeczywiście, Władysław Szwed nie jest historykiem. Jest propagandystą. To emerytowany drugi sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Litwy za czasów sowieckich. Od bardzo dawna znany jest jako jeden z najbardziej zauważalnych tzw. negatorów zbrodni katyńskiej.
W tym przypadku nie tyle chodzi o wypowiedzi Szweda, co o łamy, których mu udzielono. On zawsze mówi to samo, co znów powtarzał w tym wywiadzie. Konstrukcja jego wywodów jest zawsze taka sama. Na początku przytacza fakty, okoliczności, a w dalszej części wywiadu je zakłamuje. Interpretuje wydarzenia w sposób absolutnie zakłamany.
Między innymi pojawia się często w tych wywodach absolutnie kłamliwe stwierdzenie, o tym jakoby Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze uznał sprawstwo niemieckie zbrodni katyńskiej. Tak próbuje wmówić opinii publicznej Szwed.
W akcie oskarżenia taki zarzut się pojawił, a ponieważ Trybunał nie wydał żadnego formalnego postanowienia o odrzuceniu tego oskarżenia, to Szwed twierdzi, że Trybunał uznał winę Niemców.
To twierdzenie jest fałszywe i sprzeczne nawet z ustaleniami śledztwa w Rosji, które uznaje sprawstwo radzieckie.
Ta sytuacja bierze się z sytuacji prawnej Trybunału w Norymberdze. W statucie Trybunału zastrzeżono od samego początku, że Trybunał został wyznaczony do rozpatrywania zbrodni popełnionych tylko przez hitlerowskie Niemcy. Nie ma żadnego tytułu, by rozpatrywać czyny dokonane przez państwa sojusznicze, które zwyciężyły w wojnie. Sędziowie mogli zajmować się tylko zbrodniami niemieckimi.
Gdyby Trybunał powziął postanowienie formalne, że zabójstwo polskich oficerów nie jest zbrodnią niemiecką, to pociągałoby za sobą konieczność wskazania prawdziwego sprawcy. A tego Trybunał nie miał prawa czynić.
Trzeba było czekać na prawdę niemalże 50 lat.
A to nie jedyna falsyfikacja negatorów. Negatorzy powtarzają swoje pseudoargumenty od bardzo dawna – wciąż takie same.
Ewenementem jest to, że wywiad ze Szwedem zamieściło medium państwowe – portal agencji informacyjnej RIA Novosti.
Jak wiadomo, jest ona częścią składową wielkiego koncernu propagandowego - którego zadaniem jest prowadzenie propagandy na rzecz Rosji na świecie.
Czy to może zwiastować zmianę podejścia władz Rosji do kwestii katyńskiej?
Sądzę, że oficjalne władze Rosji nie mają żadnej możliwości, aby wycofać się z uznania sprawstwa sowieckiego.
Wywiad Szweda pod względem formalnym nie może być uważany za wyraz oficjalnego stanowiska. Po to jednak ”uruchamiani” są tacy negatorzy jak Szwed, by pewne tezy wybrzmiały, i by przy tym można było później powiedzieć, że to przecież nie jest stanowisko oficjalne.
***
Z Aleksandrem Gurjanowem z Memoriału rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl