Choć Siegmund Lubin żył i tworzył w Filadelfii, ponad cztery tysiące kilometrów od Hollywood, to jego wynalazki, styl działania oraz dorobek filmowy w istotny sposób wpłynęły na przyszłość Fabryki Snów. Był jednym z entuzjastów kinematografii w epoce, w której nikt nie wróżył filmom takiego powodzenia, jakie przypadło im w udziale. Podobnie jak inni pionierzy kina, Lubin okazał się prorokiem kultury audiowizualnej.
Indianie, okulary i magiczna latarnia
Siegmund Lubin tak często manipulował swoją metryką, że nie ma pewności, czy przyszedł na świat w 1851, 1854 czy 1856 roku. Nie wie tego nawet rodzina, która jednak twierdzi, że na pewno odejmował sobie 10 lat (choć wciąż nie wiadomo, od której z tych dat). Nie jest także do końca pewne, czy urodził się w okolicy Wrocławia, czy też Poznania. Pewne jest, że jego liczna żydowska rodzina ledwie wiązała koniec z końcem, że wychował się w Berlinie, że studiował okulistykę w Heidelbergu i że od młodości chciał robić interesy w Stanach Zjednoczonych. W 1868 popłynął do Ameryki sprzedawać świecidełka Indianom, poniósł jednak porażkę i wrócił biedniejszy, niż wyjechał.
Po raz drugi spróbował szczęścia w 1876. Tym razem zabrał ze sobą 12 dolarów i walizkę pełną okularów. W kolejnych latach zajmował się handlem soczewkami i oprawkami oraz praktyką okulistyczną, ożenił się i podróżował po Ameryce, napędzany pragnieniem zbicia fortuny, a także zafascynowany elektrycznością i raczkującą technologią projekcji obrazów na ekranie. W okolicy 1881 roku zmienił nazwisko z polsko brzmiącego "Lubszyński" na "Lubin". W tym okresie zaczęło mu się wreszcie wieść w interesach. Ale on chciał w życiu czegoś więcej niż sprzedawać okulary.
Na pchlich targach i podczas rozmaitych wystaw uwagę Lubina przykuwały wynalazki mogące wyświetlać lub pokazywać statyczne oraz ruchome obrazy. Wkrótce oprócz okulistyki zajmował się produkcją tzw. latarni magicznych, projektorów nieruchomych przeźroczy wykorzystywanych w celach edukacyjnych i rozrywkowych.
Następny był zoopraksiskop, praprzodek kinematografu, urządzenie do wyświetlania animacji na szybko obracającym się kole z namalowanymi "klatkami". Później zafascynował go projektor zwany fantoskopem, do którego prawa nabył - nie do końca uczciwie - słynny Thomas Alva Edison, by po drobnych przeróbkach opatentować go jako "vitaskop Edisona".
Niebawem urządził w podwórzu na tyłach swego domu w Filadelfii amatorskie studio filmowe i rozpoczął produkcję kinematograficzną, co wywoływało czasem popłoch, a czasem oburzenie wśród sąsiadów. Gdy nakręcił obraz o męce Chrystusa, odtwórca tytułowej roli tytułowej przez długi czas ciągnął za sobą tłumy wyznawców, którzy uwierzyli w filmową charakteryzację.
Wojny piratów
Epoka wynalazków związanych z kinematografią jest okresem drapieżnego kapitalizmu, gorączkowego wyścigu przedsiębiorców i braku skrupułów moralnych w biznesie. Dodatkowo technologie filmowe rozwijały się bardzo szybko, wynalazki oraz dzieła artystyczne natychmiast wchodziły do produkcji i dystrybucji, a regulacje prawne nie nadążały za tą erupcją. Ten stan rzeczy był tłem jednej z najgłośniejszych amerykańskich batalii sądowo-medialnych przełomu XIX i XX wieku.
Siegmund Lubin, plebejusz doświadczony w dzieciństwie przez biedę, miał niezwykle wyostrzony zmysł kupiecki. W czasie chudszych lat w Ameryce parał się sprzedażą wszystkiego, co tylko udało mu się samodzielnie wyprodukować. Gdy stał się zamożny, jego zapał do pomnażania majątku wcale nie osłabł. W tamtych latach kinematografię traktowano raczej jako jarmarczną rozrywkę, a Lubin jako jeden z niewielu przewidział trafnie, że to przyszłość ludzkości. Chciał mieć swój udział w historii kina, ale jeszcze bardziej chciał robić pieniądze.
Lubin zapamiętany został przede wszystkim jako wynalazca przenośnego projektora filmowego. Udało mu się wielokrotnie obniżyć ciężar urządzenia, dzięki czemu przemieszczanie się między kolejnymi miejscami seansów nie było już tak kłopotliwe. Lubin, tak jak inni przedsiębiorcy filmowi w tamtym czasie własne filmy nakręcone własną kamerą wyświetlał na własnym sprzęcie. Kwestia własności już wkrótce okazała się kluczowa w tym biznesie.
Pod koniec XIX wieku popyt na nowe produkcje był już tak duży, że Lubin wszedł w spółkę z Thomasem Edisonem, który zajmował się dokładnie tym samym, co nasz rodak. Szybko doszło do nadużyć. Lubin tworzył kopie filmów Edisona z obciętymi napisami i sprzedawał je jako swoje. Edison chciał sprawę załatwić w sądzie, lecz przegrał, bo jego przeciwnik miał świetnych prawników biegłych w manipulowaniu interpretacjami przepisów. Rozsierdzony Edison zaczął więc postępować tak samo z kopiami dzieł Lubina.
Samuel Goldwyn. Warszawiak, który sprzedał rękawiczki i podbił Hollywood
Wzlot i upadek Siegmunda Lubina
Nadszedł wiek XX. Siegmund Lubin prosperował coraz lepiej. Założył studio filmowe, później zbudował sieć nickelodeonów, czyli pierwszych małych kin (do 1909 roku otworzył 16 obiektów w różnych miastach w USA). W 1909 roku wynajął budynek w Filadelfii, w którym znalazło się luksusowe kino, a także studio i laboratorium filmowe. Gmach nazywał się odtąd The Lubin Building. Gdy jego majątek wzrósł jeszcze bardziej, w północnej części Filadelfii zbudował duże studio filmowe ochrzczone Lubinville. W 1914 roku Lubin okazał serce rodakowi - ponoć uratował przed bankructwem Samuela Goldwyna, urodzonego w Warszawie producenta filmowego, założyciela słynnej wytwórni Metro-Goldwyn-Mayer.
Rusunek przedstawiający Lubinville z lotu ptaka. Fot. wikimedia/domena publiczna
Jednocześnie w prasie trwała osobliwa kampania reklamowa oparta tyleż na zachwalaniu swoich produktów, co na oczernianiu działalności Edisona. Edison nie pozostawał Lubinowi dłużny. Poza łamami gazet obaj filmowcy często spotykali się także na sali sądowej. Czasem wygrywał Edison, a czasem Lubin.
Edison nie był zresztą jedynym obiektem zainteresowania "pirata z Filadelfii". Lubin, po krótkiej wyprawie na Stary Kontynent, przywiózł do Ameryki m.in. słynną "Podróż na Księżyc" Georges'a Mélièsa i oczywiście zaczął sprzedawać publiczności jako własną produkcję. Jego tupet nie miał granic.
Liczne procesy, w które Lubin wdawał się z beztroską budzącą przerażenie bliskich, doprowadziły jednak w końcu do znaczącego uszczuplenia jego fortuny. Gdy do tego spłonęło jego ukochane Lubinville, a Wielka Wojna spowodowała nieprzewidziane zawirowania na rynkach, filmowiec zakończył działalność. Jego rodzina nie popadła w ruinę tylko dzięki sklepowi z okularami, który Lubin otworzył po przyjeździe do Ameryki i który przedsiębiorca przepisał kiedyś na swoją żonę, dzięki czemu nie mógł zostać zajęty przez wierzycieli.
Siegmund Lubin zmarł w 1923 roku w New Jersey. Andrzej Krakowski w książce "Pollywood. Jak stworzyliśmy Hollywood" tak podsumowuje wpływ przedsiębiorcy na amerykańską i światową kinematografię:
"Bez projektora Lubina nie byłoby dzisiaj kin, bez jego wizji nie mielibyśmy sieci multipleksów. Kto wie, jak potoczyłaby się kariera Henry'ego Kinga i czy zrobiłby swoje historyczne filmy (…)? Czy gdyby Lubin nie obsadził Hardy'ego w "Outwitting Dad" ["Przechytrzyć ojca"], Stan Laurel znalazłby partnera i razem stworzyliby niezapomnianą parę komików? Gdyby nie uratował Goldwyna przed bankructwem, czy mielibyśmy dziś Metro-Goldwyn-Mayer z tysiącami filmów, które to studio wyprodukowało?".
***
Korzystałem z książki Andrzeja Krakowskiego "Pollywood. Jak stworzyliśmy Hollywood" (Warszawa 2011)
mc