Skatowany nastolatek
Chłopak pochodził z rodziny patriotycznej - jego ojciec był uczestnikiem wydarzeń z 1956 roku zwanych czarnym czwartkiem, jeden dziadek walczył w powstaniu wielkopolskim, a drugi siedział w stalinowskim więzieniu. Sam Piotr był zaangażowany w działania opozycyjne przeciwko władzy komunistycznej.
- Był ode mnie starszy o trzy lata: on miał wtedy 19 lat, a ja 16. Zawsze do niego do domu przychodzili wszyscy koledzy. Siedzieliśmy i śpiewaliśmy różne piosenki patriotyczne, a później nagrywaliśmy je na kasety. Każdy z nas działał w jakichś strukturach opozycyjnych: między innymi w Solidarności Walczącej. Roznosiliśmy pisma młodzieżowe oraz ulotki, pisaliśmy na murach. Więcej zrobić nie mogliśmy – wspominał kolega Piotra Majchrzaka podczas rozmowy z Marią Blimel.
24:56 nikt nie widział______451_02_i_tr_0-0_10262483a73eed28[00].mp3 Reportaż Marii Blimel "Nikt nie widział" poświęcony okolicznościom śmierci 19-letniego Piotra Majchrzaka. Audycja otrzymała III nagrodę w konkursie "Polska i świat" w kategorii dokumentu radiowego. W reportażu można usłyszeć głosy m.in. matki zmarłego Teresy Majchrzak, pracownicy poznańskiego oddziału IPN Agnieszki Łuczak i historyka Jerzego Eislera.
Chłopak nosił wpięty w klapie kurtki opornik – symbol sprzeciwu wobec rządów Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Rodzina sądzi, że to właśnie dlatego 19-latek został zaatakowany przez funkcjonariuszy ZOMO.
Nikt nic nie widział
Wieczorem we wtorek 11 maja 1982 roku Piotr Majchrzak wracał wraz z kolegą do domu. Była godzina 21. Chłopcy rozstali się u zbiegu dwóch ulic – Piotr skierował się na ul. Fredry, gdzie znajdował się jego przystanek tramwajowy. Przeszedł obok restauracji WZ i zatrzymał się w pobliżu neogotyckiego kościoła Najświętszego Zbawiciela. Tam też został brutalnie pobity. Kilka godzin później karetka odwiozła nieprzytomnego chłopaka do szpitala. Jego obrażenia były rozległe i poważne. Piotr Majchrzak nigdy nie odzyskał przytomności. Zmarł tydzień później na skutek odniesionych ran. Jest drugą najmłodszą ofiarą stanu wojennego.
- Oczywiście, że pamiętam, jak zabili tego chłopaka. Widziałem, jak już było po wszystkim, jak go zabierali. Widziałem, jak pogotowie odjeżdżało i widziałem zomowców. Było ich pięciu, może sześciu. Nie byli uzbrojeni: mieli tylko pałki, kaski, tarcze. Później chodzili po kamienicy i pytali, czy ktoś coś widział. Ale nikt nic nie widział – wspominał jeden z mieszkańców kamienicy znajdującej się w pobliżu miejsca tragedii.
Parasol i klucz patentowy
Majchrzak został pochowany 21 maja 1982 roku na cmentarzu komunalnym na Miłostowie w Poznaniu.
- Pogrzeb był obstawiony. Trumny z ciałem Piotra pilnowało czterech panów z SB. Mój brat był tak zbulwersowany faktem, że nie poproszono nas o otworzenie trumny, że podszedł, odepchnął ich i sam ją otworzył. Na tym zdjęciu (jedynym, jakie udało nam się wówczas zrobić) widać, że Piotr ma główkę zabandażowaną, oczko wypchnięte na wierzch, buzię zbitą, rączki zadrapane… - opowiadała matka zmarłego Teresa Majchrzak Marii Blimel.
Komuniści już 11 maja zaczęli tuszować sprawę – zastraszali świadków i rodzinę zmarłego. Według powstałego wówczas raportu funkcjonariusze ZOMO znaleźli rannego chłopaka pod drzewem i wezwali karetkę. Sprawcami tragedii miały być dwie osoby – jedną z nich był Marian O. Podobno to właśnie on – będąc pod wpływem alkoholu – parasolką skatował Piotra Majchrzaka. Domniemany sprawca zeznał później, że nie pamięta żadnych wydarzeń z tamtej nocy.
Pracownica poznańskiego Instytutu Pamięci Narodowej Agnieszka Łuczak opowiadała w reportażu "Nikt nie widział…", że podczas kolejnych dochodzeń wersja z 1982 roku wielokrotnie się zmieniała. Gdy biegli uznali, że parasol nie jest w stanie zostawić tak poważnych i głębokich ran na ludzkim ciele, to uznano, że narzędziem zbrodni był klucz patentowy. Podawano również, że Piotr był pijany i wdał się w bójkę w restauracji WZ.
Wieloletnia walka o sprawiedliwość
Rodzina Majchrzaka od samego początku dążyła do poznania prawdy. W latach 1982-1984 prokuratura trzy razy umarzała sprawę z powodu niewykrycia sprawców i braku wystarczających dowodów. Nie był to jednak koniec sądowej batalii - w 1991 roku śledztwo wznowiono.
- Jest to jedyna sprawa z okresu stanu wojennego, z której zachowały się akta z lat 80. i późniejsze z lat 90. Wydaje mi się, że komuniści nie zniszczyli tych dokumentów dlatego, że rodzice chłopaka tak bardzo byli zaangażowani w odkrycie prawdy. Oczywiście na piśmie zostawiono tylko te rzeczy, które były zgodne z oficjalną linią śledztwa. To znaczy, że nigdzie nie jest wspomniane, że chłopak został pobity przez ZOMO – opowiadała Marii Blimel Agnieszka Łuczak.
Sprawa trwała 13 miesięcy, a następnie została zamknięta. W kolejnych latach dochodzenie było wielokrotnie wznawiane. Bezskutecznie – żaden z sędziów nie uznał, że zabójstwo Piotra Majchrzaka miało charakter polityczny. Rodzina chłopaka nie poddała się – w 2013 roku złożyła nawet skargę na polski wymiar sprawiedliwości do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
- Tej sprawy już chyba nie da się wyjaśnić. Świadków nie ma, nikt nic nie widział, a wersje wydarzeń są różne. Nie pamiętam zresztą, żeby kiedykolwiek tego typu sprawa została rozwiązana, a winni skazani – powiedział mieszkaniec kamienicy, w której pobliżu zamordowano Piotra Majchrzaka.
jb
Bibliografia:
1. Stanisław Zasada, Zabity za opornik, https://www.gosc.pl/doc/788908.Zabity-za-opornik/3.