Patrzą na mnie,
więc pewnie mam twarz.
Ze wszystkich znajomych twarzy
najmniej pamiętam własną.
(Miron Białoszewski, "Autoportret odczuwany", fragm.)
19:34 miron białoszewski - dzieciństwo___pr iii 73702_tr_0-0_1036170023f58671[00].mp3 "Miron Białoszewski. Dzieciństwo". Fragm. audycji Walentyny Toczyskiej z cyklu "Pisarz miesiąca" z udziałem poety oraz jego matki Kazimiery Białoszewskiej-Piekutowej (PR, 1979)
17:15 miron białoszewski - początki twórczości___pr iii 75356_tr_0-0_1040647023f7761c[00].mp3 "Miron Białoszewski. Początki twórczości". Fragm. audycji Walentyny Toczyskiej z cyklu "Pisarz miesiąca" z udziałem poety, jego matki Kazimiery Białoszewskiej-Piekutowej, tłumaczki Anny Żurowskiej, poetki Małgorzaty Baranowskiej, prof. Marii Janion i prof. Marii Żmigrodzkiej (PR, 1979)
Łóżko przez dziadka wyrzeźbione
- Jestem bardzo związany z Warszawą. A urodziłem się na rogu ulic Leszno i Wroniej w pobliżu Karcelaka (placu i przedwojennego wielkiego targowiska - przyp. red.), który dzisiaj już nie istnieje. Jest tam teraz, na pograniczu Śródmieścia i Woli, wielki rozjazd tramwajowy - przywoływał Miron Białoszewski w 1979 roku w Polskim Radiu swój pierwszy warszawski adres.
W mieszkaniu tym ("pokój z kuchnią") żył zarówno Miron z rodzicami, jak i jego kilkoro krewnych, w tym dziadek Walenty. - Dziadek był majstrem, stolarzem, ale miał ciągoty do rzeźbienia. Wyżywał się w robieniu mebli. Dwa łóżka wyrzeźbił z winogronowymi liśćmi - opowiadał Białoszewski.
Na takim właśnie przez dziadka wyrzeźbionym łóżku Miron przyszedł na świat w 1922 roku. Kiedy dokładnie? Źródła wskazują na 30 czerwca lub na 30 lipca, a rozbieżności wynikają z zaginięcia metryki. Sam Miron w dzienniku notował przy 30 czerwca "dziś jest dzień moich prawdziwych urodzin", ale już w notce autobiograficznej umieszczonej na okładce tomiku "Mylne wzruszenia" napisał: "Urodziłem się w lipcu, w niedzielę".
Tak czy inaczej na Lesznie przyszły poeta spędził dzieciństwo, czy - jak sam dookreślał w Polskim Radiu - nie tyle spędził, ile "przechodził i przepatrzył".
Literatura w rodzinie
Bo chodzić - obserwować rzeczywistość i chłonąć ją - lubił od zawsze.
- Wszystko musiał wiedzieć, wszystko musiał obejrzeć – wspominała przed radiowym mikrofonem Kazimiera Piekutowa (primo voto Białoszewska), matka Mirona. – Musiałam mu szyldy czytać, od góry do dołu: "pieprz", "herbata", "cukier". Czytałam, czasami coś przepuściłam, a on mówi: "Nie wszystko!". I w ten sposób czytać się nauczył, nawet nie wiem kiedy. Może wzrokowo?
Jak podkreślała Kazimiera Piekutowa, syn jej od małego upominał się, aby mu czytać. - "Czytaj i już!". Każdy, kto podleciał: ciotka, matka, wszystko jedno. Wszyscy musieli mu czytać.
Zapowiedzi przyszłych okołoliterackich zainteresowań było więcej. Zaledwie kilkuletni Miron potrafił zapamiętywać długie wiersze ("nie wiem, kiedy on się tego uczył"), poza tym chętnie "bawił się w teatr". - Zawsze lubił coś odegrać, "odstawiać" - opowiadała matka przyszłego mistrza "prywatnego teatru". - Na przykład ciotki. Jak któraś kapelusz miała, to jak wyszła, zakładał na głowę miskę i tak chodził.
Może te pasje do literackiego słowa i do teatralizacji były u Mirona rodzinne? - Brat dziadka przepadał za deklamacjami i uczył swojego synka ballad Mickiewicza. Podziwiałem go, że tyle na pamięć umie - wspominał w Polskim Radiu sam poeta. - A drugi syn dziadka, brat ojca, kochał się w teatrze. Był urzędnikiem, ale przepadał za teatrem: urządzał przedstawienia amatorskie, sam w nich występował. Mama i ojciec mówili, że miał aktorskie zdolności.
Ku przedmieściom
Ciekawie wyglądają opowieści o najwcześniejszych spacerach Kazimiery Piekutowej z synem z perspektywy tego ostatniego. - Chodziliśmy, ale ja nigdy nie lubiłem słońca na łbie, tylko tak cieniem. Zatem chodziliśmy na pocztę, bo tam tata pracował, albo do Śródmieścia, w elegancki świat. I już po wyjściu z bramy zaczynało się rozdarcie - mówił Miron Białoszewski. - Bo ja ku przedmieściu, ciągnęło mnie tam. Wolska, rynsztoki śmierdzą. Mama się krzywiła, a ja: "Co tam jest dalej", "Jak to się kończy", "Jak się to urywa?", "Jak to jest z tą Warszawą, gdzie jej już zaczyna nie być po prostu?".
Kolejne "rozdarcie" w sprawie wyboru drogi spaceru pojawiało się chwilę późnej, kiedy mama zaciągała syna jednak "ku Śródmieściu". - Ja chcę iść Chłodną i koło Hali Mirowskiej, bo tam są tramwaje i Hala. Mama chce iść Elektoralną, bo tam są te z wygiętymi paluszkami na wystawach i kiecki - wspominał poeta.
Ten kierunek "ku przedmieściom" można odczytać, w perspektywie późniejszej twórczości autora "Obrotów rzeczy", jako zapowiedź tego, co w jego "życiopisaniu” będzie najistotniejsze. Zatem: skłonności do tego, co peryferyjne, marginalizowane i "pospolite". Niezwykłej umiejętności widzenia - na pozór szarych, a rozbłyskujących mocą poetyckiego spojrzenia - okruchów codzienności. Opisywania drobnych, wydawałoby się nic nieznaczących, zdarzeń.
Kazimiera Białoszewska-Piekutowa, za nią Miron Białoszewski, stryj Kazimierz i jego żona, na pierwszym planie ich syn Zdzisław, ok. 1930 r. Fot. Polona/domena publiczna
Na początku były kościelne szepty
Miron w wieku młodzieńczym, jak opowiadała w Polskim Radiu jego matka, już się skłaniał w kierunku literatury ("w szkole polski zawsze był ważny"), jednocześnie: interesowały go... religijne praktyki. - Chodził na wszelkie obrzędy kościelne. Mówili nawet w rodzinie, że księdzem będzie, ale on na to: "Nie, nie księdzem. Ja chcę wszystko wiedzieć".
W pamięci samego Mirona Białoszewskiego jego najdawniejsze wizyty w kościele zapisały się jeszcze inaczej. Z półmroku, w ciszy, dobiegały go tajemnicze szepty "kościelnych bab". - Plotki to były czy modlitwy - zastanawiał się po latach zafascynowany tym poeta, skłaniając się jednak ku stwierdzeniu, że musiały być to głosy modlitewne, powtarzalne, prawdopodobnie związane z odmawianym nieustannie i hipnotyzująco, może i czasem mylnie, różańcem.
Wśród wielu innych barwnych obrazów z przeszłości, które Miron przywoływał w swoich radiowych gawędach, znalazły się te ślubie panny Wandy, "córki rzeźnika" ("chodziła z miednicą na głowie, to znaczy mnie się tak wydawało, ona miała kapelusz"), o szkolnych wybrykach ("była pauza, ganialiśmy się po klasie, stłukłem donicę z kwiatem i w tym momencie weszła jakaś pani w futrze, która przemówiła do mnie lwowskim akcentem") czy o jakimś przedstawieniu (o łasej na ciasteczka "pani w berecie").
Zwraca również uwagę - w tym: typową dla opowiadającego Mirona ekspresją - opowieść o dawnej niechęci poety do książek z pogranicza "kryminałów kowbojskich". - Kiedy byłem kilkunastoletni, wlepiła mi te książki taka jedna w czytelni. Z uprzejmości wziąłem, ale wiedziałem, że ech… Przyniosłem do domu, spojrzałem na nie. Ech…. Potrzymałem dwa dni, odniosłem i powiedziałem sobie, że więcej ich nie tknę.
"Wszystkie adresy zanieistniały"
W chwili wybuchu II wojny światowej Miron Białoszewski był uczniem III klasy gimnazjum. Maturę zdał na tajnych kompletach, następnie rozpoczął studia polonistyczne na tajnym Uniwersytecie Warszawskim. - Studiów nie ukończyłem. Nawet był czas, że chciałem, ale wówczas, już po wojnie, pracowałem i nie chcieli mnie zwolnić na ćwiczenia. Parę razy się wymykałem, ale jak długo można? Nie ma czego żałować chyba, bo co: odwracać życie? - wspominał po latach w Polskim Radiu.
Wcześniej, w 1942 roku, ojciec Mirona "wystarał się" o mieszkanie na ul. Chłodnej. - Potem było Powstanie i wszystkie adresy zanieistniały - mówił Miron Białoszewski. Poeta przeżył powstańczy zryw z 1944 roku wśród ludności cywilnej. Literacki zapis tego doświadczenia, "Pamiętnik z Powstania Warszawskiego", stanie się po latach jednym z najważniejszych polskich tekstów traktujących o tym dramatycznym momencie naszej historii.
W 1945 roku Miron Białoszewski zamieszkał przy Poznańskiej, a dzięki protekcji ojca dostał pracę na Poczcie Głównej ("przez sen na stojąco sortowałem, ale za to jak szybko!", opowiadał w Polskim Radiu). Potem zajął się dziennikarstwem (publikował w "Kurierze Codziennym", "Wieczorze Warszawy" i "Świecie Młodych"), ale już wtedy coraz bardziej skłaniał się ku literaturze.
"Pisarz? Co on z tego będzie miał!?"
- Zaczął pisać za okupacji - opowiadała Kazimiera Piekutowa. - Myślałam, że to będą takie sobie wiersze, taka gimnastyka. Zwłaszcza że humorystycznie pisał. Z kolegą robili nieraz parodie, na przykład z "Kordiana".
Według samego Mirona jego przygoda z literaturą zaczęła się wcześniej. - Już przed wojną mama krzywo patrzyła na moje pisanie. Uważała, że mam robić lekcje, a nie te bazgroły. A w ogóle to literaci umierają z głodu.
Jak mówił poeta w radiowej audycji, stosunek matki do jego pisania zmieniał się stopniowo po wojnie. - W szafie trzymała recenzję z jakiegoś wiersza. Już wtedy zaczynała być moją zwolenniczką.
- Myślałam, że pozostanie dziennikarzem, bo się do tego nadawał - wspominała Kazimiera Piekutowa. - Ale zaczął pisać i tak poszło. Choć rodzina twierdziła: "Pisarz to nie zawód. Co on z tego będzie miał? Co innego pan doktor, pan inżynier. Ale poeta?".
Któregoś dnia matka Mirona usłyszała od "jednego pana z wydawnictwa Czytelnik", że ten nie spodziewał się takiego sukcesu jej syna. Że "zaszedł tak wysoko". - Przyjemnie teraz to słyszeć - mówiła w Polskim Radiu. - Wcześniej było powątpiewanie, ale teraz, kiedy jego utwory są wzięte, kiedy wypłynął, cała rodzina inaczej patrzy. Już jego gwiazda świeci.
***
Czytaj także:
***
Gwiazda Mirona Białoszewskiego zaczęła świecić od jego debiutu w 1955 roku. W roku następnym ukazał się tomik "Obroty rzeczy". Potem wyszły m.in. "Rachunek zaściankowy" (1959), "Mylne wzruszenia" (1961) czy "Było i było" (1965). W 1970 roku ukazał się wspomniany "Pamiętnik z powstania warszawskiego", późnej inne tomy prozy, m.in. "Donosy rzeczywistości" (1973), "Szumy, zlepy, ciągi" (1976) oraz "Zawał" (1977).
W zamieszczonym w debiutanckim tomiku "Autoportrecie odczuwanym" Miron Białoszewski pisał:
Noszę sobą
jakieś swoje własne
miejsce.
Kiedy je stracę,
to znaczy, że mnie nie ma.
- - -
Nie ma mnie,
więc nie wątpię.
jp
Źródła: Tadeusz Sobolewski, "Po latach, ale jeszcze nie w zaświatach", "Tygodnik Powszechny", nr 26/30 czerwca 2002 r.