Matko, kiedy zaczynałem rozumieć, kiedy zaczynałem pytać, opowiedziałaś mi o drodze życia:
Rzadko jest gładka i prosta, wolna od kamieni zwących się krzywdą! Rzadko prowadzi pod niebem pogodnym, które nazywa się nadzieją.
Stopą bosą nie ośmielaj się nigdy wejść na powierzchnię drogi życia. Szybko zejdziesz złamany klęską, a ślady krwi pójdą za tobą już zawsze.
(fragm. prozy poetyckiej "Droga życia" napisanej przez 16-letniego Tadeusza Gajcego)
Dom, kościół, boisko
Był o jedenaście lat młodszy od Czesława Miłosza, rok od Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Tadeusza Różewicza czy Julii Hartwig. Był dwa lata starszy od Zbigniewa Herberta. Wśród swoich rówieśników miał Władysława Bartoszewskiego, Andrzeja Trzebińskiego, Tadeusza Borowskiego.
Tadeusz Gajcy urodził się w 1922 roku w Warszawie i całe swoje krótkie życie związał z tym miastem. Pochodził z rodziny robotniczej – matka była położną, ojciec pracował na kolei i kiedy zdobył kolejne szczeble awansu (od ślusarza po stanowisko kierownicze), mógł, to już połowa lat 30., wybudować dla rodziny domek szeregowy na Marymoncie.
Tadeusz Gajcy, fot. z lat 1932-1934. Fot. Polona/domena publiczna
Wśród pasji przyszłego poety znajdowały się muzyka (gra na mandolinie), majsterkowanie i piłka nożna.
– Młodszy brat Tadeusza, Mieczysław, wspominał, jak razem chodzili na mecze stołecznych drużyn, ale Polonii i Warszawianki, broń Boże nie Legii. Bo Legia była klubem sanacyjnym, a rodzina Gajcy była raczej sympatyzowała z endecją – opowiadał w Polskim Radiu krytyk literacki Tomasz Zapert.
Tadeusz Gajcy od wczesnej młodości wyróżniał się również przywiązaniem do religii (biografie mówią tu o wpływie wychowania pobożnej babki chłopca). Jako ministrant służył do porannych mszy w kościele św. Jana Bożego przy Bonifraterskiej. Dekadę później, podczas powstania warszawskiego, świątynia ta stanie się ważnym punktem dramatycznego oporu powstańców.
22:54 PR24 2022_02_13-22-06-05.mp3 Krzysztof Masłoń i Tomasz Zapert o Tadeuszu Gajcym. Audycja z cyklu "Poczytnik" (PR, 6.02.2022)
Młodzieńcze lektury
Z jednej strony Tadeusz Gajcy nie wyróżniał się w uczniowskiej pilności – nie dostał się do prestiżowego Gimnazjum i Liceum im. Tadeusza Czackiego, został więc uczniem Gimnazjum Męskiego Zgromadzenia księży Marianów na Bielanach – z drugiej: od najmłodszych lat przejawiał talenty literackie. Dlatego też w klasie maturalnej był jednym z dwóch najlepszych uczniów, jeśli chodzi o język polski. (Co ciekawe z punktu widzenia wyroków losu, dzielił to podium ze swoim licealnym kolegą Wojciechem Jaruzelskim).
– Mieczysław Gajcy mi opowiadał, że jego brat czytał w okresie przedwojennym bardzo dużo poezji. Władysława Sebyłę, Józefa Czechowicza, Jerzego Liberta, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego – mówił Tomasz Zapert. Ze skamandrytów Tadeusz Gajcy cenił najbardziej – co charakterystyczne, bo to dzieło zanurzone w polskiej tradycji – "Karmazynowy poemat" Jana Lechonia.
***
***
Podróż na wschód
W chwili napaści Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku Tadeusz Gajcy miał siedemnaście lat. Należał do szkolnego hufca Przysposobienia Wojskowego i na podstawie tego usiłował się dostać do armii. Rzecz jasna nie został przyjęty.
W nocy z 6 na 7 września usłyszał, jak cała Warszawa, wygłoszony przed mikrofonem Polskiego Radia apel płk. Romana Umiastowskiego. Szef propagandy Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego nawoływał wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni, by opuścili miasto i udali się na wschód, gdzie, jak zapewniał, zostaną zmobilizowani.
Tadeusz Gajcy wraz z kilkoma kolegami udał się w tę wschodnią, jak się miało okazać, bezowocną 3-tygodniową wędrówkę. – Dotarli do Włodawy, chyba nad sam Bug. W każdym razie Tadeusz widział grozę wojny, bombardowań, kolumny ludności cywilnej. Widział zgliszcza i trupy. Dlatego gdy powrócił z początkiem października do Warszawy, był już nieco inny. Bardziej odpowiedzialny, mniej krotochwilny, poważny – opowiadał Tomasz Zapert.
"Normalny chłopak"
Po maturze zdanej w 1941 roku na tajnych kompletach Tadeusz Gajcy zaczął, również tajne, studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Podejmował też różne zarobkowe prace: jako szklarz, rikszarz, pracownik kolei.
Tadeusz Gajcy, notatki uniwersyteckie z filozofii i literatury, 1942-1943 r. Fot. Polona/domena publiczna
– Był to chłopak wyjątkowego uroku – wspominała w archiwalnym radiowym nagraniu Zofia Orszulska, przyjaciółka Tadeusza Gajcego z czasów studenckich. – Niezbyt wysoki, świetnie zbudowany, bardzo ruchliwy i nawet wbrew tej swojej twórczości, która sięgała do katastrofizmu, tryskał humorem i wdziękiem. Normalny chłopak.
09:45 Tadeusz Gajcy_Portret pisarza (1).mp3 Tadeusz Gajcy we wspomnieniach przyjaciół: Zofii Orszulskiej i Lesława Bartelskiego. Audycja Elżbiety Marcinkowskiej "Portret pisarza" (PR, 1993)
Na podziemnej warszawskiej polonistyce Tadeusz Gajcy poznał tych, z którymi złączyły go pasje ideowo-literackie i po prostu więzy wielkiej przyjaźni. Do grona tego należał, również poeta, Zdzisław Stroiński.
– Zdzisław był wysoki, jasnowłosy, powściągliwy, bardzo delikatny. Tadeusz natomiast niskiego wzrostu, krępy, a w zachowaniu rozhukany i wesoły – opowiadała w radiowej Dwójce Maria Dorota Pieńkowska z Muzeum Literatury w Warszawie. Co istotne jednak, Tadeusz Gajcy nie cieszył się dobrym zdrowiem. Dlatego Zdzisław Stroiński uznał, że jego opieka nad młodszym o zaledwie kilka miesięcy przyjacielem jest konieczna. Należał bowiem do wielbicieli poezji Gajcego i dla jej ocalenia mógł zrobić wszystko.
W kręgu "Sztuki i Narodu"
"Wielbicieli poezji", bo Tadeusz Gajcy nieustannie rozwijał, mimo niesprzyjających wojennych warunków, swoją twórczość. Na podziemnej warszawskiej polonistyce znalazł zresztą doskonałe środowisko dla tego rozwoju. Związał się bowiem ze swoimi rówieśnikami skupionymi wokół konspiracyjnego miesięcznika "Sztuka i Naród". Wraz z Andrzejem Trzebińskim, Wacławem Bojarskim, Zdzisławem Stroińskim współtworzył to najważniejsze pismo literackie okupowanej Polski.
W radiowych archiwach zachowało się wspomnienie Lesława Bartelskiego, innego poety bliskiego grupie "Sztuka i Naród".
14:48 lesław bartelski (1)___gawęda 1_ wspomnienie spotkań z młodymi poetami powstania wa___3122_94_ii_tr_1-3_11756363089ec7ca[00].mp3 Lesław Bartelski o czasie okupacji w Warszawie, o poznaniu Zdzisława Stroińskiego i Tadeusza Gajcego (PR, 1999)
– W październiku 1942 roku miałem to szczęście, że spotkałem Stroińskiego, który tak jak ja był członkiem tajnego kompletu prawa – opowiadał Lesław Bartelski. – Po kilku rozmowach powiedział mi: "Zapoznam Pana z wybitnym młodym poetą". Zaprosił mnie do siebie, do pokoju przy ul. Nowy Świat 15, na spotkanie, na którym pewien niski brunet przeczytał swój wiersz "Legenda o Homerze". Czytającym był Tadeusz Gajcy.
Tadeusz Gajcy, fot. z lat 1940-1944. Fot. Polona/domena publiczna
"Do końca życia miał wyrzuty sumienia"
Ważnym, tragicznie brzemiennym punktem w biografii Tadeusza Gajcego był 25 maja 1943 roku.
W 400-setną rocznica śmierci Mikołaja Kopernika poeta, wraz ze Zdzisławem Stroińskim i Wacławem Bojarskim – a wszyscy oni trzej byli już zaangażowani w działalność konspiracyjną – postanowili złożyć pod warszawskim pomnikiem astronoma wieniec. W zamyśle inicjatora akcji, Wacława Bojarskiego, miała ona służyć celom propagandowym – fotografie z wydarzenia zamierzano przesłać do Londynu do emigracyjnego rządu polskiego.
W trakcie brawurowego przedsięwzięcia Tadeusz Gajcy (który poszedł z bronią, by ubezpieczać kolegów) ujrzał nagle nieopodal pomnika granatowego policjanta. Ponoć Wacław, który właśnie schodził z cokołu, miał krzyczeć do Tadeusza: "Nie strzelaj!". Ten jednak, jak zapewniał potem, usłyszał coś zupełnie przeciwnego.
– Zdzich robił zdjęcia i w tym momencie pokazał się nasz granatowy policjant i zaczął go stamtąd ściągać – opowiadała w radiowym nagraniu Zofia Orszulska, przywołując relację samego Tadeusza Gajcego. – Tadek usłyszał: "Strzelaj!" i strzelił. Wtedy wysypali się żandarmi i chłopcy zaczęli uciekać.
Wacław Bojarski został postrzelony i zmarł po kilku dniach. Już na łóżku szpitalnym wziął ślub ze swoją narzeczoną Natalią. Ślubne obrączki były wykute z kuli, która zadała śmiertelne rany.
Zdzisław Stroiński próbował uciec, ale bez powodzenia (trafił na Pawiak, został wypuszczony w lipcu 1943 roku dzięki usilnym staraniom rodziny i przyjaciół).
Tadeuszowi Gajcemu natomiast udało się zbiec.
– Do końca życia miał wyrzuty sumienia, że to przez jego zdenerwowanie, przez to, że zaczął strzelać. Że to wszystko sprowokowało bieg wypadków i doprowadziło do śmierci przyjaciela – mówił w Polskim Radiu Bronisław Maj.
Tadeusz Gajcy był również autorem sztuki. Na zdj. początek jego dzieła "Homer i orchidea: dramat w III aktach", 1943 r. Fot. Polona/domena publiczna
Erotyki przepiękne i niedoceniane
Tadeusz Gajcy żałował swojej ucieczki 25 maja 1943 roku, bo – to bardzo romantyczne podejście – myślał również o wpływie tego czynu na jego twórczość.
– "Wiesz, Zośka, co ja ci powiem? Że ja okropnie zazdroszczę Zdzichowi" – wspominała Zofia Orszulska rozmowę z Gajcym przeprowadzoną tuż po akcji pod Kopernikiem. – Ja mówię: "Czego?". "No pomyśl, jakie on będzie liryki pisał, jak wyjdzie z więzienia". Ja na niego popatrzyłam. Byłam już tak zła w tym momencie, że mówię: "Tadziu, no to po coś uciekał. No miałeś taką szansę".
W radiowych opowieściach Zofii Orszulskiej zachowało się również wspomnienie chwili, kiedy Tadeusz zaprezentował jej swój nowy szczególny wiersz.
– Wyjeżdżaliśmy razem za miasto. Chłopcy nawet grali w piłkę nożną, jakieś mecze urządzali na sporą skalę, choć konspiracja zabierała im dużo czasu. I któregoś dnia Tadeusz przyszedł do mnie i zaczął mi śpiewać swoją nową piosenkę: "Moja mała, do widzenia już". Od razu się zorientowałam, że napisał to dla swojej narzeczonej – opowiadała Zofia Orszulska.
O wierszach miłosnych Gajcego mówił też przed mikrofonem Polskiego Radia krytyk literacki Krzysztof Masłoń.
– Przepiękne i zupełnie niedocenione w porównaniu z przecenionymi erotykami Baczyńskiego są jego erotyki, na przykład takie jak "Miłość bez jutra" – oceniał publicysta. – Wszystkie one były pisane po tym, jak poetę owładnęło uczucie do Wandy Suchockiej, siostry przyjaciela.
Poezja i walka
Jaka jest twórczość Tadeusza Gajcego?
– Był on mocno związana z awangardą i bez pewnych zdobyczy poezji awangardowej trudno sobie wyobrazić jego poezję – tłumaczył Bronisław Maj. – Przy czym, i to jest bardzo oryginalne i ciekawe, łączył rozwiązania awangardowe z mocnym zanurzeniem w tradycji romantycznej, co było charakterystyczne w ogóle dla tej generacji, i w tradycji barokowej.
53:09 tadeusz gajcy___151_07_ii_tr_0-0_a2dc1c6b[00].mp3 Prof. Bronisław Maj opowiada o życiu i twórczości Tadeusza Gajcego. Audycja Hanny Marii Gizy z cyklu "Sezon na Dwójkę" (PR, 8.02.2007)
Przemieszanie tych dwóch tradycji, a może i trzech, bo jeszcze wyobraźnia awangardowa, dały w tych wierszach mnożenie sprzeczności, paradoksów, wizji.
– Później to się oczyszcza aż do krystalicznej postaci, którą poetyka Gajcego przyjmuje w jego ostatnim wspaniałym poemacie "Do potomnego". I tutaj widać już inne źródła inspiracji innych mistrzów: poetów katastrofistów lat 30., Czechowicza, Miłosza, Zagórskiego – mówił Bronisław Maj.
Debiutancki tomik Tadeusza Gajcego, "Widma", ukazał się w podziemnym wydawnictwie w maju 1943 roku. Późną jesienią tego roku Gajcy został kolejnym (po tragicznych śmierciach poprzedników) redaktorem naczelnym "Sztuki i Narodu". Wtedy tez przerwał nawet studia, by móc pogodzić obowiązki konspiracyjne, a był przecież żołnierzem Armii Krajowej, i literackie.
Chciał poświęcić się poezji, bo nie tylko miał świadomość, że to jest najważniejsza rzecz w jego życiu, lecz także wiedział, że czasu ma niewiele.
Tadeusz Gajcy, "Do potomnego", pierwsza strona rękopisu, 1944 r. Fot. Polona/domena publiczna
Dialog ponad epokami i śmiercią
Wspomniany poemat, stworzony na kilka miesięcy przez śmiercią – "Do potomnego" – jest szczególny.
– To jest wizja przyszłości, skierowana ku nam, napisany jakby spoza granicy własnej śmierci – podkreślał Bronisław Maj. Wiersz ten jest niczym rozmowa poety z potomnym, każdym z nas. Dialog ten ożywa, kiedy zaczynamy czytać.
Jestem jak ty zapewne: nisko,
a jeszcze niżej źdźbło i kret.
Niebo różową idzie kreską
i na papierze zgina brew;
krzesło pode mną, dachu jęzor
spływa ceglasty, dłonie czyni
podobne nocy.
– Tadeusz Gajcy wiedział, że nie przeżyje. Wiedział, że jego życie jest skończone. Co do tego nie miał nigdy złudzeń. Cała jego twórczość jest takim oswajaniem śmierci, godzeniem się z nią – mówił Bronisław Maj. – Dlatego zwracał się do potomnego, do każdego, kto będzie żył po nim.
16 sierpnia 1944 roku, 6.00 rano
– Do powstania Stroiński poszedł z Gajcym. Jako podchorąży został dowódcą oddziału, który rozpoczął działalność w kompanii transportowej, jednak dla obu poetów było to stanowczo za mało – opowiadał w Polskim Radiu Marek Tarasiewicz, siostrzeniec Zdzisława Stroińskiego, o okolicznościach ostatnich tygodni Tadeusza Gajcego.
– Chcieli wykorzystać możliwości mojego ojca, Zenona Tarasiewicza, który był wówczas w Komendzie Głównej Armii Krajowej. Prosili go, by przenieśli ich do jednostki, która bierze bezpośredni udział w walce. Ojciec mój ugiął się pod naporem próśb obu poetów i załatwił im możliwość przejścia do oddziału majora Billewicza, który był dowódcą batalionu "Chrobry" - mówił Marek Tarasiewicz.
Jak opowiadał siostrzeniec poety, w ramach bezpośredniej walki z Niemcami Stroiński i Gajcy zostali wysłani na placówkę, która mieściła się przy ulicy Przejazd 3 (obok dzisiejszego kina Muranów).
16 sierpnia 1944 roku o 6.00 rano Niemcy wysadzili w powietrze kamienicę, w której przebywali m.in. Zdzisław Stroiński i Tadeusz Gajcy. Obaj poeci zginęli.
Jacek Puciato
Źródła: Stanisław Bereś, "Gajcy. W pierścieniu śmierci", Wołowiec 2016.