13 listopada 1921 roku ukazała się w Krakowie druga "Jednodńuwka futurystuw" pod prowokacyjnym tytułem "Nuż w bżuhu". Był to zbiór wierszy oraz tekstów krytycznych i publicystycznych wydany w postaci dwustronnego plakatu niemal metrowej wysokości. Wśród wydrukowanych autorów znaleźli się Aleksander Wat, Tytus Czyżewski, Bruno Jasieński, Stanisław Młodożeniec, Anatol Stern i Leon Chwistek.
Obrazoburcze treści, ekscentryczna forma językowa i błazeńska megalomania twórców jednodniówki ściągnęła na futurystów falę krytyki - nie pierwszą i nie ostatnią w epoce rozkwitu tego ruchu w II Rzeczpospolitej.
Pierwsza i druga strona jednodniówki "Nuż w bżuhu". Źródło: Polona.pl
"Ustanawia śę pisowńę śćiśle fonetyczną"
Właściwie jesienne wydawnictwo awangardzistów nie powinno być aż takim zaskoczeniem, ponieważ już w czerwcu 1921 roku ukazała się pierwsza tego typu publikacja, czyli "Jednodńuwka futurystuw. Mańifesty futuryzmu polskiego", która, zgodnie z tytułem, zawierała artykuły programowe polskiej odmiany nurtu futurystycznego. Teksty, które wyszły wtedy spod pióra Brunona Jasieńskiego, były wezwaniem do radykalnej przemiany całej zastanej kultury, negowały wartość tradycji i przeszłości, stawiając postulat artystycznego nowatorstwa za wszelką cenę.
"Cywilizacja i kultura - na śmietnik!". Anatol Stern i bunt futurystów
Jednym z elementów zarysowanej przez Jasieńskiego rewolucji kulturalnej miała być reforma pisowni, której projekt zawarł autor w manifeście "W sprawie ortografji fonetycznej". "Idealną pisowńą (…) będźe pisowńa z gruntu prosta i śćiśle fonetyczna" – czytamy w punkcie pierwszym artkułu, który, po krótkim wykładzie na temat zasad nowej ortografii, kończy się odezwą:
"W pszekonańu że reforma nasza ortografji polskiej oparta na zasadah fonetycznyh jest jedyńe słuszną, uzasadńoną i wygodną - wzywamy wszystkih obywateli polskih do wprowadzańa jej w życie z hwilą ogłoszeńa ńińejszego manifestu. Zwracamy śę do kierowńikuw szkuł, nauczyćeli ludowyh i gimnazjalnyh, także do Ministerstwa Wyznań Religijnyh i Oświeceńa publicznego z żądańem wprowadzeńa jej ńezwłocznego w szkołah elementarnyh, średnih i wyższyh".
Etap pierwszy: burzenie
Bruno Jasieński. Ojciec polskiego futuryzmu
Manifest ortograficzny skonstruowany jest w sposób reprezentacyjny dla publicznych wystąpień futurystów, gdzie poważny namysł nad kwestiami kultury i inżynierii społecznej podaje się zawsze z przymrużeniem oka. Przedstawiciele ruchu zdawali sobie sprawę z utopijności swego projektu, w końcu rozpoczęli działanie jako jedni z ostatnich w Europie, całą dekadę po pierwszych awangardowych wystąpieniach w Rosji oraz we Włoszech, gdzie w 1909 roku poeta Filippo Tommaso Marinetti (1876-1944) ogłosił fundamentalny "Manifest futuryzmu".
Polski futuryzm został więc przez przodowników nurtu wprowadzony w krwiobieg polskiej sztuki w formie pigułki. Zdaniem artystów koniecznie było szybkie odrobienie zaległości, intensywne przepracowanie pierwszego, najbardziej gwałtownego etapu rewolucji, by móc po pewnym czasie rozpocząć budowę "nowego wspaniałego świata". Podglebiem tych założeń były zresztą przesłanki natury politycznej - wielu futurystów było zadeklarowanymi komunistami, z czego większość zmuszona była tłumaczyć się po latach.
18:45 anatol stern - o naszej awangardzie___d 19600_tr_0-0_990069938acc463[00].mp3 Anatol Stern wspomina klimat artystyczny początków futuryzmu w Polsce. Audycja z cyklu "Proszę mówić, słuchamy" (PR, 29.11.1966)
Nie bez znaczenia jest fakt, że futurystami zostawali niemal bez wyjątku ludzie młodzi, naturalni buntownicy i wichrzyciele, pełni sił witalnych, ambicji artystycznych i wiary we własną moc sprawczą. Stąd właśnie ich ostentacyjny nonkonformizm, nieustające kpiarstwo i efekciarskie wygłupy podczas wieczorów poetyckich i na łamach własnych publikacji. "Nuż w bżuhu" w dużej części składa się z utworów już wcześniej zaprezentowanych przez autorów na publicznych występach, które nie raz kończyły się awanturą, interwencją policji, a nawet aresztowaniami.
Druga "jednodńuwka futurystuw" zgorszyła konserwatywnych odbiorców tak samo, jak owe głośne wieczory. Tym razem jednak "wybryki" awangardzistów miały pozostawić ślad w postaci druku, a tego wielu dostojnych krytyków nie było w stanie znieść.
Panie ministrze, wołamy o pomoc!
Stanisław Młodożeniec. Futurysta spod chłopskiej strzechy
"Nuż w bżuhu" miał dwie premiery i dwóch redaktorów naczelnych: za wydanie krakowskie odpowiedzialny był Bruno Jasieński, zaś za opublikowaną dwa tygodnie później edycję warszawską – Anatol Stern. Pismo zawiera jeden tylko manifest autorstwa Jasieńskiego, który zaczyna od autopromocji swojej grupy ("30.000 egzemplaży manifestu futurystuw — rozhwytano po całej polsce w ćągu 14 dni"), następnie formułuje odezwę do narodu ("obywatele, pomużće nam zedżeć z was wasze znoszone od codźennego użytku skury"), by zakończyć osobliwym wyznaniem: "Hcemy szczać we wszystkih kolorah!".
Już więc po pierwszych kilku zdaniach jednodniówki wrażliwsza część publiczności wpadła w furię, a to dopiero początek. Poniżej można było zapoznać się m.in. z groteskowym reportażem z zakopiańskich wieczorów futurystycznych, które "zakończyły śę walką dwuh odłamuw publicznośći na pięśći i jajka", a na drugiej stronie czytelnicy ze zgrozą odkrywali wiersz Jasieńskiego "Mięso kobiet" (cytuję w wersji poprawionej ortograficznie):
"Przechodząc przypadkowo przez cienisty pasaż,
mimo palm kiwających się jak senny palec
zobaczyłem kobietę, którą rąbał masaż
i układał na ladzie kawał po kawale
(...)
Pożerajcie kobiety z octem i na sucho
Przestańcie z nimi robić swoje nudne świństwa
Kochankowie, noszący swe kochanki w brzuchu
nadchodzi wasza era: nowe macierzyństwo".
Już wkrótce uczucia konserwatywnych odbiorców zostały wzięte w obronę na łamach krajowej prasy. "Fanatycy ludożerstwa, apostołowie zboczeń, (...) indywidua, usiłujące rozkołysać tłumy do rozszalałych bachanalii" – wymyślała futurystom lwowska "Gazeta Wieczorna". 13 grudnia 1921 roku felietonista endeckiej "Rzeczpospolitej" Maciej Wierzbiński w artykule pod tytułem "Głupota czy zbrodnia" wskazywał, że awangardowe wystąpienia to tak naprawdę sterowana z zewnątrz antypolska kampania, "celowa, planowa a chytra robota rozkładowa, zamaskowana bezmiarem wykoszlawionych idiotycznie słów, zlewających się w morze bezsensu i - ohydy".
Zdaniem Wierzbińskiego "Nuż w bżuhu" wsącza bowiem w czytelnika "zarodek pogardy najpierw dla pisowni i języka polskiego, a tutaj dla sztuki polskiej, aby wezwać go do akcji zaczepnej przeciwko wszystkiemu, co świętego jest w duszy zbiorowej narodu. (...) Czyliż taką »literaturą« karmiony umysł nie przejmie łatwo anarchistycznych teoryj? Czyż nie jest to wszystko obliczone na przygotowanie gruntu do posiewu bolszewizmu? Czyż ci »poeci« nie są apostołami z łaski emisariuszów?".
Aleksander Wat: byłem politykiem, kiedy trzeba było być poetą i byłem poetą, kiedy trzeba było być politykiem
Po tym demaskatorskim wywodzie felietonista apelował do władz, "aby radykalny położyły koniec tej bezecnej igraszce agitatorów". W 1921 roku oskarżenia o krzewienie bolszewizmu były zarzutami dużego kalibru. I rząd Rzeczpospolitej rzeczywiście odpowiedział na wezwanie "Rzeczpospolitej". Następnego dnia po felietonie Wierzbickiego minister spraw wewnętrznych nakazał konfiskatę jednodniówki "Nuż w bżuhu", nie bacząc na fakt, że jeszcze przed publikacją wydawnictwo zostało przedstawione w krakowskiej cenzurze i uzyskało jej akceptację.
Decyzja władz spotkała się z oburzeniem i krytyką prasy, szczególnie tej stojącej po drugiej stronie politycznej barykady. Publicyści pism socjalistycznych pytali, jak to możliwe, że minister spraw wewnętrznych działa z inspiracji gazet prawicowych, i jaką rolę odgrywa w państwie "wszechmocny Maciej" z "Rzeczpospolitej".
Protesty nie odniosły jednak skutku i publikacja pozostała poza oficjalnym obiegiem dystrybucyjnym. Wielka przykrość spotkała ponadto Leona Chwistka, który wydrukował w jednodniówce artykuł "O poezji". Badacz futuryzmu Zbigniew Jarosiński, powołując się na Karola Estreichera, pisze, że Chwistek miał przez to problemy jako pracownik naukowy: "konserwatywne środowisko profesorskie Uniwersytetu Jagiellońskiego uznało go za człowieka nieodpowiedzialnego i opinia ta bardzo utrudniła mu potem starania o habilitację".
Cały jednak incydent - jak wiele innych skandali wokół środowiska awangardy - ostatecznie przyczynił się do umocnienia artystycznej legendy futurystów, w której "Nuż w bżuhu" zajmuje miejsce honorowe. Kilka lat później sami twórcy futuryzmu ogłosili koniec tego ruchu w Polsce i każdy z nich poszedł w swoją stronę, ale echa ich dawnych radykalnych, ekstrawaganckich i rozpustnych działań pobrzmiewały w literaturze i kulturze polskiej przez wiele dekad.
***
Korzystałem z książki "Antologia polskiego futuryzmu i Nowej Sztuki", oprac. Helena Zaworska, wstęp: Zbigniew Jarosiński, Wrocław 1978
Michał Czyżewski