59:18 Kryzys wieku średniegoooooooo.mp3 Wokół średniowiecznych traktatów o umieraniu. Audycja Łukasza Kozaka i Łukasza Modelskiego z cyklu "Kryzys wieku średniego" (PR, 2016)
Utwory te - "ars bene moriendi", czyli "sztuka dobrego umierania" - opierały się na fundamentalnym i nie tak oczywistym założeniu: śmierć jest centralnym wydarzeniem ludzkiej egzystencji, decyduje o ostatecznym przeznaczeniu człowieka, przesądza o wieczności.
Całe życie ważne było o tyle, o ile przygotowywało właśnie na ten moment. "Umierający może w jednej chwili wszystko zyskać albo wszystko stracić", jak pisał w kontekście tych dzieł francuski historyk Philippe Ariès. Dlatego tak często w ikonografii towarzyszącej "ars bene moriendi" pojawiała się postać nawróconej Marii Magdaleny czy ewangelicznego dobrego łotra. Ten ostatni całe życie błądził, został ukarany ukrzyżowaniem, ale dostąpił zbawienia ("Dziś ze mną będziesz w raju", powiedział do niego Chrystus na Golgocie) dzięki swojemu zachowaniu w chwili śmierci.
Memento mori
"Traktaty dobrego umierania" są dziećmi swojego czasu: późnego średniowiecza, w którym temat wszechobecnej śmierci zagościł z całą mocą. Myślenie o sprawach ostatecznych było typowe dla całej tej - przesiąkniętej chrześcijańską antropologią - epoki, ale przybrało ono na sile w ostatnich wiekach średniowiecza. Wśród przyczyn takiego stanu badacze wymieniali zarówno wysoką śmiertelność (związaną choćby z epidemią dżumy czy falami głodu), jak i działalność kaznodziejską Kościoła, zwłaszcza zakonów żebraczych.
Nie dziwi więc, że epoka, której patronowały takie hasła jak "contemptus mundi" ("pogarda dla świata") czy "memento mori" ("pamiętaj, że umrzesz"), wydała "traktaty dobrego umierania". Istotne jest jednak dookreślenie, o czym mówił w audycji Polskiego Radia Łukasz Kozak, że w traktatach tych nie tyle chodziło o teoretyzowanie na temat marności życia, ile o sprawy jak najbardziej praktyczne.
Łóżko i walka o duszę
- Ważne jest tu przekonanie, by ludzi napominać, by trzymali się myślenia realistycznego i nie łudzili się, że nie umrą - mówił Łukasz Kozak o pragmatyce "traktatów dobrego umierania". - Nie ma tu makabry czy przerażenia. Jest za to dokładne wskazanie, co należy robić, co mówić, jak postępować. Jest też ukazanie tego, jak podstępny potrafi być szatan - opowiadał współautor audycji "Kryzys wieku średniego".
Wspomnienie o szatanie nie jest przypadkowe: "traktaty dobrego umierania" dotyczyły sytuacji, w której umierający leżał już "na łożu śmierci", obok niego zaś pojawiali się przedstawiciele dwóch ostatecznych rzeczywistości - demony i aniołowie. Między piekłem a niebem następowała walka o duszę ("psychomachia"), a jej wynik zależał od tego, jak zachowa się umierający. Dlatego tak ważne było, by poznać podstępne techniki demonów. I rady, których udzielają anielscy wysłannicy.
***
Czytaj także:
***
"Nie myśl o najbliższych!"
"Ars bene moriendi" zdobione były najczęściej bogatymi ilustracjami - drzeworytami, które unaoczniały ową walkę o duszę człowieka (a przy okazji poszerzały krąg odbiorców o osoby niepiśmienne). Walka ta zaś przebiegała w kilku etapach.
Najpierw diabeł starał się wywołać zwątpienie u umierającego (anioł w kontrze utwierdzał konającego w wierze) i przypominał wszystkie popełnione za życia grzechy (anioł spieszył z przypomnieniem o potędze żalu za występki i o boskim miłosierdziu).
Kolejną sztuczką sił ciemności była próba wzniecenia u umierającego buntu tak przeciwko cierpieniu, jak i bliskim, którzy ponoć tylko czekali na spadek (anioł zachęcał do cierpliwości). Diabeł wzbudzał również u konającego poczucie samouwielbienia i próżności, nawet tej wynikającej z przekonania o cnotach i dobrym życiu (anioł przypominał o pokorze i skromności). W następnym etapie demon kierował myśli umierającego ku pozostawianym dobrom doczesnym, a także ku najbliższym, których trzeba zostawić czy osierocić. Skąd ta ostatnia "pokusa"? Paradoksalnie żal za opuszczaną rodziną nie był w sytuacji zgonu pożądany, gdyż wiązał człowieka z tym, co ziemskie. Dlatego anioł pouczał o obowiązku pozbycia się i tych więzów.
W chwili śmierci bowiem należało się wyrzec miłości do życia.
Jeden z drzeworytów ze średniowiecznego "Ars moriendi", ok. 1490-1491 r. Fot. Polona/domena publiczna. Scena, w której aniołowie napominają umierającego przeciwko chciwości i przywiązaniu do spraw doczesnych. Anioł przy łożu mówi "Non sis avarus" ("Nie bądź chciwy"), wskazując na ukrzyżowanego Chrystusa, wzór ubóstwa i ogołocenia. Anioł w prawym dolnym rogu zasłania płótnem dwoje ludzi (rodziców umierającego?) i głosi: "Ne intendas amicis" ("Nie troszcz się o przyjaciół"). W lewym dolnym rogu widać diabła (co charakterystyczne dla tych przedstawień: o zwierzęcym wyglądzie), który przyznaje się do przegranej tego pojedynku o duszę i krzyczy "Quid faciam" ("Cóż będę czynił").
Bestsellery dwóch epok
Poznanie przedśmiertelnych pokus i uświadomienie sobie tego, jak je zwalczać, było głównym celem "traktatów dobrego umierania". W przygotowaniu się do opuszczenia świata ważne były oczywiście również chrześcijańskie rytuały, takie jak spowiedź i wiatyk, czyli komunia udzielana umierającemu.
"Ars bene moriendi" cieszyła się największą popularnością na przełomie XV i XVI wieku. Wśród najważniejszych przykładów tego dydaktycznego gatunku można wymienić traktat autorstwa kanclerza uniwersytetu paryskiego Jana Gersona ("Opusculum tripartitum de praeceptis decalogi, de confessione et dearte moriendi", ok. 1408) oraz "Ars moriendi ex variis scripturarumsententiis collecta" przypisywany Mateuszowi z Krakowa (1345-1410), scholastykowi i wychowawcy pierwszych profesorów Akademii Krakowskiej.
Powstałe na ich podstawie (jako trzecie źródło można jeszcze przywołać anonimowe "Speculum artis bene moriendi") swoiste podręczniki stały się bestsellerami epoki. Co istotne, gatunek ten odżył ze zdwojoną siłą w okresie baroku, m.in. za sprawą dzieła kardynała Roberta Bellarmina "De arte bene moriendi" z 1620 roku.
***
Dziś, mimo że współczesność w jakiejś mierze wyparła śmierć z powszechnej świadomości, banalizując ją albo kryjąc za szpitalnym parawanem, również powstają książki nawiązujące ideą do dawnej "ars bene moriendi" (np. Andrzeja Zwolińskiego "Ars moriendi. Sztuka towarzyszenia umierającym", Beaty Pieńkowskiej-Wyżyńskiej "Sztuka dobrego umierania"). Wyzwania, jakie stawia przed człowiekiem egzystencja, nie zmieniły się bowiem, mimo kulturowych i cywilizacyjnych przeobrażeń.
Jacek Puciato
Źródła:
T. Michałowska, "Średniowiecze", Warszawa 2002; M. Włodarski, "Trzy traktaty o sztuce umierania”, Kraków 2015, P. Ariès, "Człowiek i śmierć", Warszawa 2011.