Polskie media triumfalnie doniosły, że w polskim internecie skończył się czas bezkarności. W rzeczywistości niewiele się zmienia.
Sytuacja dotyczy bowiem najbardziej skrajnych przykładów elektronicznego nękania. Klasyczne i powszechne sieciowe obrażanie, wulgarność, itd. pozostaną w praktyce bez zmian.
– Wyrok jest ważny, ale nie umożliwia nieograniczonego dostępu do naszych danych osobowych – zaznacza Bartosz Bator, adwokat. – Nie można nadmiernie uspokajać hejterów, ale nie bójmy się tego, że jeśli napiszemy coś w sieci pod nie swoim nazwiskiem, to każdy będzie mógł pójść, poprosić o nasze prawdziwe dane i je uzyskać.
Tymczasem według dra Piotra Cichockiego z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego, ważne jest, by każda zmiana prawna, mająca na celu ograniczenie możliwości obrażania w sieci, wprowadzona była "mądrze". A w tym przypadku należy zastanowić się, czy nowe prawo nie działa na korzyść wielkich firm, zamiast zwykłych zjadaczy chleba.
– Mamy do czynienia z rzeczywistością społeczną, która tworzy się na bieżąco – mówi gość "4 do 4". – To zupełnie nowa sytuacja i trudno przewidzieć, jak zmieni się społeczny kontekst. Czy nie będzie to umożliwienie kontroli wszelkiego rodzaju podmiotom nie indywidualnym, a korporacjom, które w większym stopniu mogą dochodzić swoich praw.
(kd)