Jak wyglądały początki artystycznej drogi Stanisława Skrowaczewskiego, jak zaczęła się ta niezwykła życiowa podróż, która doprowadziła Polaka na szczyty światowej dyrygentury? Setna rocznica urodzin jest doskonałą okazją, by przyjrzeć się tym tematom – zwłaszcza że znakomity muzyk chętnie opowiadał o tych sprawach przed mikrofonem Polskiego Radia.
"Piękność lwowskich ulic"
- Urodziłem się w 1923 roku we Lwowie na ulicy Fredry, czyli w samym centrum. Była to mała ulica z pięknymi wielkimi domami – przywoływał Stanisław Skrowaczewski swoje lwowskie początki. - Potem przeprowadziliśmy się, a miałem z 8-9 lat, niedaleko, na Zyblikiewicza, do domu, który był wygodniejszy dla mego ojca lekarza.
Jak podkreślał w Polskim Radiu 92-letni wówczas muzyk, świetnie pamiętał swoje ukochane rodzinne miasto. – Lwów był piękny, fantastycznie położony, te wszystkie górki, które umożliwiały narty. I ta piękność starych ulic, kościołów głównie barokowych, rynku. To było czyste, spokojne miasto, bardzo kulturalne, z mnóstwem koncertów, recitali i wspaniałym teatrem operowym – wspominał Stanisław Skrowaczewski.
14:28 Dwójka Głosy z przeszłości 13.03.2017.mp3 Stanisław Skrowaczewski wspomina rodzinny Lwów i pierwsze lata edukacji. Audycja Anny Skulskiej z cyklu "Zapiski ze współczesności" (PR, 2015)
Rodzinną, południową część Lwowa, zapamiętał szczególnie.
– Obok, zaledwie 10 minut piechotą od domu, znajdował się słynny park Stryjski, i jeszcze park Żelazna Woda. A jak spadły śniegi, codziennie tam byłem na nartach. Pamiętam też nowe rezydencje, tak zwany Nowy Lwów, na Górze Żelaznej. Pamiętam piękną lwowską przyrodę.
Lwów, plac Akademicki i ul. Fredry, pocztówka z ok. 1910 r. Fot. Polona/dp
"Rodzice robili kameralną muzykę"
Z jakiej rodziny wywodził się Stanisław Skrowaczewski?
- Moja matka była pianistką: znaną, bardzo dobrą i koncertującą. Ojciec zaś był lekarzem laryngologiem, który studiował we Wiedniu i mówił wieloma językami. A wracając do mamy jeszcze, miała ciekawą rodzinę, pochodzącą z Francji przez Grecję, I to się jakoś na mnie odbiło – opowiadał dyrygent.
Wpływ rodziców objawiał się na dwóch płaszczyznach: językowej i muzycznej.
- Jako malutki miałem guwernantkę Francuzkę. I mówiłem wtedy lepiej bo francusku niż po polsku. Potem z kolegami mówiliśmy po niemiecku, a przy tym kochaliśmy muzykę niemiecką: Beethovena, Mozarta, Wagnera – mówił w audycji "Zapiski ze współczesności" Stanisław Skrowaczewski.
Samo wejście w świat muzyki również wiązało się z artystyczną atmosferą rodzinnego domu przyszłego dyrygenta.
- Muzyka kameralna była u nas w domu w związku z moją matką pianistką. Ojciec też kochał muzykę. Co więcej, miał kolegów doktorów, którzy grali. I to czasami bardzo dobrze, profesjonalnie – wspominał Stanisław Skrowaczewski.
Jednak, jak podkreślał, początki jego muzycznej fascynacji były w dużej mierze spontanicznie, naturalne. Od zawsze ciągnęło go do świata dźwięków. - Rodzice robili prawie co tydzień kameralną muzykę. A talent przyszedł od Pana Boga – mówił.
Afisz z 1946 r. związany z koncertem jubileuszowym dla uczczenia 50-lecia pracy artystycznej Heleny Ottawowej, przed wojną nauczycielki Stanisława Skrowaczewskiego. Fot. Polona/dp
"Pierwszy recital w radiu, szedł na całą Polskę"
- Świetnie pamiętam moje pianistyczne początki. Miałem cztery lata, właziłem na stołek i próbowałem grać to, co słyszałem z radia, głownie Mozarta – wspominał Stanisław Skrowaczewski siebie sprzed dziewięciu dekad.
Ponieważ matka przyszłego dyrygenta nie chciała samodzielnie uczyć syna muzyki ("twierdziła że to dobrze nie działa, jak w rodzinie się uczy"), znalazła mu pierwszą nauczycielkę, "świetną i zdolną pianistkę".
12:47 skrowaczewski2 ok.mp3 Stanisław Skrowaczewski o dalszych latach edukacji i klimacie przedwojennego Lwowa. Audycja Anny Skulskiej z cyklu "Zapiski ze współczesności" (PR, 2015)
- Była to pani Listowska, która miała szereg uczniów. I co tydzień robiła popisy koncertowe z rodzicami. Wszyscy coś grali publicznie, bo oczywiście przychodzili na te popisy rodzice i znajomi – opowiadał Stanisław Skrowaczewski. – Potem zacząłem studiować u bardzo znanej pianistki, profesor Ottawowej. A z fortepianem miałem wielką ambicję, zależało mi na tym, żeby szybciej przystąpić do ciekawszego repertuaru.
Talent i ambicje sprawiły, że w 1934 roku 11-letni Staś mógł już wystąpić jako pianista przed mikrofonem Polskiego Radia. – Miałem swój pierwszy recital w Polskim Radiu Lwów, szło to na całą Polskę. Grałem jedną z sonat Haydna i coś z Bacha. Występ podobno był bardzo udany – wspominał artysta.
"Hallo! Polskie Radjo - Lwów!" Okładka jednodniówki Rozgłośni Lwowskiej PR, 1935 r. Fot. Polona/dp
"To było dzieciństwo bardzo specjalne"
Stanisław Skrowaczewski należał do tych młodych ludzi, którzy od początku przejawiali wielki talent. Szczególny był również krąg jego lwowskich kolegów, choć we wspomnieniach z tego okresu sprawy "zwyczajne i do wieku adekwatne" mieszają się z tymi zaskakującymi.
- Do pewnego stopnia żyliśmy z kolegami życiem Beethovena i Mozarta, słuchając płyt i chodząc na koncerty (bo nie rodzicami, ale właśnie z kolegami chodziłem na koncerty). Na przykład z opery pamiętam dobrze "Fausta" Charles’a Gounoda, dlatego że byłem z kolegą, który po raz pierwszy zobaczył operę. I on zupełnie zachwycił się tym "Faustem", cały drżał, dyrygował i rzucał się na krześle w takt walca. Byłem szczęśliwy, że wziąłem kogoś, dla kogo się nagle odkrył zupełnie nowy świat – opowiadał Stanisław Skrowaczewski.
Co do spraw, które bardziej niż opera kojarzą się z wczesną młodością: przyszły dyrygent bardzo chętnie wyjeżdżał w góry ("zupełnie dzikie, niebezpieczne przez zwierzęta, niedźwiedzie, węże jadowite, ale piękne"). Co więcej, kilkunastoletni Staś nie stronił od przygód. – Czasami rodzice się bali, co ja robię, bo byłem trochę dziki w sportach, na nartach i w górach. Na przykład wdrapywałem się bez liny – przyznawał po latach.
Jednym z miejsc, do których mógł udawać się na górskie wędrówki młody Stanisław Skrowaczewski, był najprawdopodobniej powiat doliński, położony na południe od Lwowa. Na zdj. fragm. okładki publikacji z 1937 r. "Letniska w Dolinie Łomnicy, Świcy, Mizunki i Sukielu - powiat doliński". Fot. Polona/dp
Ale nawet podczas górskich wyjazdów objawiała się niecodzienna strona tych młodych, ambitnych ludzi.
- Zbieraliśmy i toczyliśmy dyskusje. Dzisiaj jak się mówi o tym, to trudno uwierzyć, ale dyskutowaliśmy na temat filozofii Kanta i Schopenhauera, na temat religii. "Czy jest Bóg, czy nie ma Boga?". Bardzo poważnie dyskutowaliśmy, z argumentami pro i kontra – opowiadał Stanisław Skrowaczewski. Jak zauważył z uśmiechem, "grupa młodzieży dzisiaj w tym wieku, będąc gdzieś w górach, na pewno by nie dyskutowała na temat Schopenhauera".
- Ale to było wszystko dla mnie piękne i bardzo pożywne. W sensie pochłaniania nowych rzeczy, czytania książek, słuchania muzyki, grania muzyki, komponowania samemu i tak dalej. Teraz widzę, że to było dzieciństwo bardzo specjalne. Wtedy nie odczuwałem tego. Wszystko było takie naturalne.
30:05 Skrowaczewski ok.mp3 Przepis na szczęście wg Stanisława Skrowaczewskiego. Z dyrygentem rozmawia Anna Skulska. Audycja z cyklu "Notatnik Dwójki" (PR, 2015)
"To rozwiązanie z góry przyszło"
Arkadia dzieciństwa i wczesnej młodości została brutalnie przerwana wybuchem II wojny - atakiem Niemiec, do których 17 września 1939 roku dołączyli Sowieci. Podczas wojny miało miejsce również dramatyczne wydarzenie, które zdeterminowało drogę twórczą, i drogę życiową, Stanisława Skrowaczewskiego.
- Trwało niemieckie bombardowanie Lwowa, a ja byłem wówczas blisko jednego z dworców kolejowych, na bardzo ładnym osiedlu nowo zbudowanych wili – mówił artysta. – I jedna z tych willi zawaliła się w wyniku wybuchu bomby. Upadłem, a na mnie zawalił się mur. Na szczęście nie uderzył mnie w głowę. Tak jakoś upadłem, że wyciągnąłem ręce przed siebie, i mur zawalił się na nie.
Jak wspominał, "miał wielką kontuzję, porwane nerwy". - Oczywiście powiedzieli mi, że już koniec mojej kariery pianistycznej. Rzeczywiście, nic nie mogłem grać, bo – kiedy już się wyleczyłem – gdy grałem, dostawałem skurczów. Nawet dzisiaj jak coś gram, po chwili uderzania jakichś pasaży drętwieją mi palce i cała ręka.
Stanisław Skrowaczewski, wówczas niespełna dwudziestoletni, przyjął to doświadczanie w paradoksalny sposób.
– Poczułem, że dobrze się stało. Dlatego że nie bardzo mi się podobało bycie pianistą. A dźwięk orkiestry, repertuar wielkiej literatury symfonicznej – to wszystko mnie bardziej pociągało. Dlatego to rozwiązanie, jak mówię, przez Pana Boga z góry przyszło.
"Rozwiązanie" to sprawiło, że Stanisław Skrowaczewski obrał drogę dyrygenta i kompozytora.
***
Czytaj także:
***
Stanisław Skrowaczewski po studiach w Krakowie i Paryżu oraz kilkuletniej pracy z orkiestrami w Warszawie, Katowicach i we Wrocławiu wygrał - w 1956 roku - międzynarodowy konkurs dyrygencki w Rzymie i wyruszył do USA. Cztery lata później stanął na czele orkiestr w Minneapolis i pozostał z nią przez dziewiętnaście lat.
W trakcie swojej długiej kariery artystycznej współpracował z wieloma ważnymi orkiestrami, m.in. z New York Philharmonic, London Symphony Orchestra, Philharmonia Orchestra, Royal Concertgebouw Orchestra, Berliner Philharmoniker, Wiener Philharmoniker.
Występował także w renomowanych ośrodkach operowych, takich jak Opera Wiedeńska czy Metropolitan Opera. Regularnie koncertował w Ameryce Północnej i Południowej, Australii, Azji. Stale współpracował z NHK Symphony Orchestra oraz Yomiuri Nippon Symphony Orchestra.
W 2009 roku Stanisław Skrowaczewski uhonorowany został Diamentową Batutą, nagrodą indywidualną przyznawana przez Zarząd Polskiego Radia, za "wybitne kreacje artystyczne, rozsławianie muzyki polskiej w kraju i za granicą oraz przybliżanie jej milionom słuchaczy Polskiego Radia".
Artysta zmarł 21 lutego 2017 roku w wieku 94 lat.
jp