105 lat temu, 19 sierpnia 1919 roku, urodził się Jerzy Andrzejewski.
Był postacią niejednoznaczną, a jego zwroty światopoglądowe i artystyczne zaskakiwały wszystkich. Przed wojną obwołany "pisarzem katolickim", po wojnie był piewcą nowego ładu politycznego w epoce stalinowskiej, by w następnych dekadach stać się jednym z najodważniejszych intelektualistów w szeregach opozycji demokratycznej. W latach 50. był członkiem PZPR i posłem na sejm PRL, a w latach 70. współzałożycielem Komitetu Obrony Robotników. Jego najsłynniejsze dzieła to "Ład serca", "Popiół i diament", "Bramy raju", "Miazga" i scenariusz kultowego filmu Andrzeja Wajdy "Niewinni czarodzieje". Każdy z tych tekstów napisany jest w innym stylu.
00:58 3367 Andrzejewski początki pisarskie + ulubione książki 20.05.1959.mp3 Jerzy Andrzejewski opowiada Annie Retmaniak o swoich literackich początkach i o tym, które swoje książki lubi najbardziej (PR, 1959)
00:30 3367 Andrzejewski Niewinni czarodzieje 20.05.1959.mp3 Jerzy Andrzejewski o pracy nad scenariuszem filmu "Niewinni czarodzieje" (PR, 1959)
Niezupełnie noblista
Nie ma statystyk dotyczących czytelniczej popularności Jerzego Andrzejewskiego, ale wydaje się, że większość odbiorców zapomniała o tym autorze. Jego postać nie jest dzisiaj tak obecna w przestrzeni publicznej, jak innych literackich znakomitości z jego pokolenia - Gombrowicza, Iwaszkiewicza czy Miłosza. A przecież sława, jaką pisarz cieszył się w ciągu 50 lat twórczej aktywności, była za jego życia porównywalna z pozycją tamtej trójki. Co więcej, Andrzejewski miał tę przewagę nad autorami emigracyjnymi, że jego twórczość, nawet gdy był objęty zapisem cenzorskim, była dostępna polskim czytelnikom bez ograniczeń. W końcu "Popiół i diament" był przez dekady szkolną lekturą.
Andrzejewskiego wydawano także za granicą. Przekłady jego tekstów ukazały się w około 30 językach – m.in. angielskim, niemieckim, włoskim, francuskim, hiszpańskim, portugalskim, szwedzkim, czeskim, rumuńskim, węgierskim, rosyjskim i japońskim. Cztery utwory pisarza doczekały się ekranizacji. To "Popiół i diament", "Bramy raju" i "Wielki tydzień" w reżyserii Andrzeja Wajdy oraz "Ciemności kryją ziemię", hiszpańsko-niemiecka koprodukcja autorstwa słowackiego reżysera Stanislava Barabáša.
13:51 669 09 Wajda o Andrzejewskim 2009.mp3 Andrzej Wajda: Jerzy Andrzejewski próbował odegrać taką rolę, jaką odegrał Tomasz Mann. Nie satysfakcjonowało go, że ma swoje miejsce w Polsce. Bardzo chciał zaistnieć w Paryżu (PR, 2009)
Jarosław Iwaszkiewicz wspomina w dziennikach, że w środowisku literackim PRL uważano Andrzejewskiego za murowanego kandydata do literackiej nagrody Nobla. Iwaszkiewicz podzielał to zdanie. Ale chyba najbardziej wierzył w to sam Andrzejewski, bo gdy Nobla w 1980 roku dostał Czesław Miłosz, autor "Miazgi" w komentarzu dla "Życia Warszawy" powiedział: "ta nagroda powinna być podzielona między Miłosza i mnie, bo obaj jesteśmy wybitni w dwóch różnych rodzajach". Wypowiedź ta wywołała ogólną wesołość i stała się powodem do kpin, choć Miłosz podczas wizyty w Polsce w 1981 roku bronił Andrzejewskiego, stwierdzając wprost, że Nobel "mu się należy".
"Pośmiertne życie naszego dzieła"
W rozmowie z Jackiem Trznadlem zawartej w tomie "Hańba domowa" Jerzy Andrzejewski przywołał metaforę pisarskiego czyśćca, przez który musi przejść dzieło autora po jego śmierci. "Potem dopiero będzie zdecydowane, czy pójdzie do nieba czy do piekła. Oczywiście, większość idzie do piekła. Piekłem w tej dziedzinie jest zapomnienie. Tylko wybrani dostają się do nieba pamięci" – mówił we wrześniu w 1981 roku, niespełna dwa lata przed śmiercią. Sprawa ta zajmowała jednak Andrzejewskiego już wcześniej. 15 października 1966 roku Iwaszkiewicz zrelacjonował w dzienniku rozmowę, w której Jerzy Andrzejewski zastanawiał się, "jakie będzie pośmiertne życie naszego dzieła". Dla autora "Popiołu i diamentu" musiało być to niezwykle ważne. Iwaszkiewicz z kolei bagatelizował sprawę: "Cóż mnie to może obchodzić, co będzie po mnie?".
Po latach możemy przyznać, że dzieło Iwaszkiewicza wyszło z czyśćca obronną ręką. Oczywiście to wcale nie musi znaczyć, że jest czytany, ale mówi się o nim i pisze nie tylko w środowisku akademickim. Publikacja jego prywatnych zapisków była sporym wydarzeniem literackim na początku XXI wieku. Tymczasem książki Andrzejewskiego popularne są w bardzo wąskim - i coraz węższym - kręgu odbiorców. O jego dzienniki intymne nikt nawet nie pyta. Wszystko wskazuje na to, że dorobek twórcy "Bram raju" trafił prosto do piekła, gdzie zaglądają tylko poloniści oraz pasjonaci polskiej literatury XX-wiecznej.
Dlaczego? Poruszane przez Andrzejewskiego uniwersalne tematy i opisywane przezeń dylematy moralne wcale się nie zestarzały. Jego nowoczesną prozę świetnie się czyta, a jej dramaturgiczna konstrukcja sprawia, że fabuły jego książek przypominają filmy. Nic dziwnego, że tak chętnie je ekranizowano. Goszcząc w Polskim Radiu w 1963 roku, Jerzy Andrzejewski podkreślił, że "forma dramatyczna" narracji jest mu najbliższa i że najbardziej odpowiada mu "zagęszczenie zdarzeń, które posiadają już jakieś zaplecze".
05:48 17122 Andrzejewski dramatyzacja fabuły 11.09.1963.mp3 Jerzy Andrzejewski: nigdy samodzielnie nie napisałem utworu dramatycznego, ale element dramatyczny bardzo silnie istnieje w mojej prozie (PR, 1963)
Można przypuszczać, że za współczesną nieobecnością dzieła Andrzejewskiego stoi silny związek tego dzieła z komunistyczną przeszłością, którego centrum stanowił przekłamujący polską historię "Popiół i diament", lekturowa zmora kilkudziesięciu roczników uczniów. Istnieją jednak inni autorzy zhańbieni poparciem dla stalinizmu, którzy nie zniknęli tak łatwo z naszej świadomości. Skomplikowana biografia bywa wręcz paliwem dla kontrowersji, które podtrzymują zainteresowanie ich osobami. Jeszcze w 2000 roku Dariusz Nowacki w znakomitej pracy "»Ja« nieuniknione" wykazywał, że w mówieniu o pisarzu na pierwszy plan wysuwa się jego biografia, a dorobek literacki kryje się w cieniu rzucanym przez "sprawę Andrzejewskiego". Ale dziś nawet ona chyba niewielu obchodzi. O Andrzejewskiego nikt już się nie kłóci.
Przyczyna może więc leżeć zupełnie gdzie indziej. Przyczyną może być to, że Jerzy Andrzejewski nie zdołał skonstruować przekonującej i spójnej legendy na swój temat. Być może to największy paradoks związany z postacią tego pisarza, którego przez większość życia (podobnie jak wielu innych twórców) zajmowało właśnie tworzenie własnej legendy.
06:33 17122 Andrzejewski ja sam jestem tematem 11.09.1963.mp3 Jerzy Andrzejewski: tematem moich książek zawsze właściwie jestem ja sam i mój sposób patrzenia (PR, 1963)
Portret mężczyzny w masce
– Widzę pokrewieństwo pomiędzy uprawianiem rzemiosła pisarskiego i uprawianiem rzemiosła aktorskiego – mówił Andrzejewski w Polskim Radiu w 1981 roku. Rok wcześniej w dzienniku literackim "Gra z cieniem" publikowanym w "Literaturze" rozwinął tę myśl w taki sposób:
"Maski, więc gra, w sposób równie wrogi, jak miłosny, są związane z twórczością literacką (…). Z chwilą, gdy przysłanianie własnej twarzy maskami przestaje mnie bawić i w ogóle interesować – wygasa we mnie potrzeba literackiej fikcji. Zamiera potrzeba literatury. Agonia komedianctwa uśmierca pisarza (…). Wcale mnie nie oburza lub gorszy, przeciwnie: raczej wzrusza, iż literatura wynika z oszukańczych sztuczek, z komedianctwa i pozy".
01:11 pr ii 6841 Andrzejewski pisarz to aktor 1981.mp3 Jerzy Andrzejewski: uprawianie sztuki pisarskiej jest bezwstydem - zwłaszcza takiej, w której pisarz angażuje swoją osobowość (PR, 1981)
Urodzony 19 sierpnia 1909 roku w Warszawie Jerzy Andrzejewski poświęcił za młodu sporo czasu na poszukiwanie pozy, którą mógłby przyjąć. W końcu to ona go znalazła. Po świetnie przyjętym "Ładzie serca" (1938) przypięto mu łatkę "pisarza katolickiego", a on szybko zaakceptował to określenie. Niektórzy uważali, że było to niezbyt szczere. "Katolicyzm jego nie był niczym więcej niż maską, którą się posłużył" - napisał Czesław Miłosz w "Zniewolonym umyśle", gdzie Andrzejewskiemu nadał pseudonim "Alfa".
Młody twórca jednak z zapałem odgrywał swoją rolę. Godność, jaką mu nadano, uprawniała go w jego mniemaniu do pouczania innych. "Chciał być pisarzem - autorytetem moralnym" - zauważył Miłosz. Andrzejewski chętnie wypowiadał się w imieniu wszystkich piszących rówieśników, moralizował, dawał wskazówki, jak należy pisać. To bardzo nie podobało się m.in. Witoldowi Gombrowiczowi, który wykorzystywał każdą okazję, by zakpić z Andrzejewskiego.
Potem przyszła wojna. Andrzejewski pisał niewiele, za to wielokrotnie, co poświadczał Czesław Miłosz, wykazywał się nadzwyczajną odwagą moralną i chyba tylko szczęśliwym zbiegom okoliczności zawdzięczał, że dożył 1945 roku. Odegrał kluczową rolę w organizowaniu zagranicznej pomocy finansowej dla bezrobotnych artystów, jawnie okazywał pogardę współpracownikom okupanta. To być może jedyny okres, gdy nie musiał nosić maski. Wbrew okolicznościom był szczęśliwy. I zakochany - zarówno w swojej przyszłej żonie Marii Abgarowicz, jak i w Krzysztofie Kamilu Baczyńskim, poległym niebawem w Powstaniu Warszawskim młodym poecie, którego do końca życia nazywał swoją "największą miłością".
Koniec wojny to wielkie zmiany w życiu całego narodu i tych, którzy chcieli być dla tego narodu przewodnikami. Nowa władza wzywała intelektualistów do wzięcia udziału w wielkim dziele budowy lepszego świata. Andrzejewski był jednym z pierwszych, którzy odpowiedzieli na ten apel. Napisał "Popiół i diament", a potem kilka razy poprawiał utwór, by jeszcze lepiej zaspokoić partyjne wymogi. Nie zadowolił jednak w pełni ani władz, ani rzesz Polaków, którzy tytuł książki przekręcali jako "Gówno i zamęt" (co z satysfakcją odnotowała w dzienniku Maria Dąbrowska). To był jednak zaledwie prolog ideologicznego zaangażowania twórcy.
Żaden pisarz nie artykułował swojej lojalności w taki sposób, jak czynił to Andrzejewski. Treść jego dzieła publicystycznego "Partia i twórczość pisarza" nawet niektórym komunistom wydawała się groteskowa. Andrzejewski pogrążał się coraz bardziej w udowadnianiu swej wierności i coraz silniej czuł, że wpadł w pułapkę. Jej symbolem było spektakularne zdarzenie, które miało miejsce 17 listopada 1952 roku na jubileuszowym wieczorze Marii Dąbrowskiej. Andrzejewski, wygłaszając swój odczyt ku czci pisarki, kątem oka dostrzegł szepczących między sobą działaczy partyjnych. Tak się przeraził popełnieniem jakiejś ideologicznej gafy, że stracił przytomność i osunął się na ziemię.
Podsumowując pierwsze czterdzieści parę lat swojego życia, Andrzejewski powiedział Jackowi Trznadlowi, że był to czas, gdy napędzała go potrzeba wiary. Przed wojną zaspokajał ją katolicyzm, po wojnie zaś marksizm. Choć już na początku lat 50. zaczęła docierać do pisarza świadomość fałszu, w jaki zabrnął, potrzebował jeszcze kilku lat, by dać wyraz swoim wątpliwościom, a potem jeszcze kolejnych kilku, by zacząć stawać po drugiej strony politycznej barykady i upominać się o prawa polskich obywateli.
Zniewolony aktor
W tym przejściowym okresie powstały jedne z najważniejszych dzieł Jerzego Andrzejewskiego. Używając historycznych masek, rozliczał się w nich ze swego udziału w umacnianiu komunistycznej władzy w Polsce. Trzy utwory z tamtych lat: "Ciemności kryją ziemię", "Bramy raju" oraz "Idzie skacząc po górach" (później zwykle wydawane w jednym tomie jako "Trzy opowieści") dokumentują ponadto wzrastającą "aktorską" świadomość autora. Świat tych powieści jest pewną sceną, a narrator zagląda za jej kulisy. To, co tam się dzieje, interesuje go bardziej niż widoczne dla publiczności przedstawienie. W "Ciemności kryją ziemię" (1957) tylko uchyla rąbka kurtyny, w "Bramach raju" (1960) odsłania ją bardziej, w "Idzie skacząc po górach" (1963) zrywa ją zupełnie, opisując świat od jego trywialnego i wstydliwie skrywanego zaplecza.
W ostatniej z tych powieści umieścił zresztą symboliczną scenę - oto wielki malarz w drodze na własny wernisaż ustępuje w drzwiach miejsca młodemu, popularnemu i zadziornemu aktorowi. Wymowa tego fragmentu wynika tyleż z obserwacji przemian kultury zachodniej, w której coraz większą rolę odgrywa gust masowy, co z widzenia życia artysty przez pryzmat teatru. W kolejnych latach motyw aktora, niekiedy ujęty dosłownie, najczęściej jednak poprzez metaforę, powracał w twórczości Andrzejewskiego nie raz. Ukoronowaniem owych teatrologicznych rozmyślań jest "Miazga", w której nie tylko autor i narrator zaglądają za kurtynę - robi to także sam czytelnik, bo kulisy sceny rozciągają się na aktualną (wówczas) rzeczywistość PRL.
Ostatnie kilkanaście lat życia upłynęło Andrzejewskiemu z jednej strony pod znakiem osobistych tragedii, z drugiej zaś chlubnej karty opozycjonisty, dzięki której zrehabilitował się za dawne grzechy. W 1971 roku zmarła jego żona. Pisarz, który już wcześniej zmagał się z alkoholizmem, po tej śmierci jeszcze bardziej pogrążył się w nałogu. Działacze opozycji demokratycznej wiedzieli, że aby coś od Andrzejewskiego uzyskać, trzeba było zgłosić się do niego wcześnie rano, bo pijany był już przed południem.
Zarazem był przecież naczelną postacią antykomunistycznego oporu. Podpisał się pod "Listem 34" w 1964 roku, w 1968 napisał list, w którym zawarł jawny protest przeciw agresji ZSRR na Czechosłowację (ceną za to wystąpienie był zapis cenzury). W 1976 podpisał list przeciwko zmianom w konstytucji PRL. Był współzałożycielem Komitetu Obrony Robotników. Znany w Polsce i za granicą pisarz był istotnym elementem legitymizującym działania rodzących się ruchów opozycyjnych.
Rola walczącego o zwykłych ludzi intelektualisty z pewnością zaspokajała część ambicji Andrzejewskiego. Brak możliwości publikowania napełniał go jednak goryczą. Niektóre książki wydał w oficynach zagranicznych, ale zdawał sobie sprawę, jak bardzo ogranicza to jego dostęp do czytelników w Polsce. Przygnębiony, podejmował niezrozumiałe decyzje, czego emblematycznym dowodem jest historia "Miazgi". Wydano ją najpierw - w słabej jakości - w drugim obiegu. Potem autor prowadził rozmowy w sprawie publikacji z paryską "Kulturą", gdy nagle zaoferowano mu oficjalne wydanie "Miazgi" w Polsce pod warunkiem znaczącego ocenzurowania powieści. Ku zdumieniu wszystkich ten wariant bardzo przypadł do gustu Andrzejewskiemu. Jednocześnie książkę bez cenzury wydano w Londynie.
Owo hamletyzowanie i chwiejność się może wydawać się obserwatorom - zarówno wtedy, jak i dziś - zasadą organizującą życie prywatne i publiczne Jerzego Andrzejewskiego. Tak jakby, rozdarty między sprzecznościami, nie mógł znaleźć dla siebie odpowiedniej formuły, właściwej roli. Próbował oprzeć się na samym sobie, na wewnętrznej sile ducha, tak jak jeden z jego bohaterów - Antonio Ortiz. Sam wyznawał jednak, że jest zbyt słaby na to, by być suwerenną osobą. "Czemu mógłbym służyć najgorzej, to pełnej wolności" – czytamy w jego "Dzienniku paryskim". I być może właśnie dlatego, choć w swoim życiu przymierzył tak wiele masek, nie umiał wybrać tej jednej, pod którą mógłby ukrywać się do dzisiaj.
Zmarł 19 kwietnia 1983 roku w Warszawie, przeżywszy 73 lata.
Michał Czyżewski
***
Korzystałem z książek:
Jerzy Andrzejewski, "Dziennik paryski", Warszawa 2003
Jerzy Andrzejewski, "Gra z cieniem", Warszawa 1987
Jerzy Andrzejewski, "Miazga", Wrocław 2002
Jerzy Andrzejewski, "Trzy opowieści", Warszawa 1973
Anna Dąbrowska, "Dzienniki 1914-1965", Warszawa 2009
Andrzej Franaszek, "Miłosz. Biografia", Kraków 2011
Jarosław Iwaszkiewicz, "Dzienniki 1964-1980", Warszawa 2011
Czesław Miłosz, "Zniewolony umysł", Warszawa 1996
Dariusz Nowacki, "»Ja« nieuniknione. O podmiocie pisarstwa Jerzego Andrzejewskiego", Katowice 2000
Anna Synoradzka, "Andrzejewski", Kraków 1997
Jacek Trznadel, "Hańba domowa. Rozmowy z pisarzami", Lublin 1990